Podczas niedawnej debaty w redakcji „Rzeczpospolitej” jeden z uczestników spytał, jak to jest, że od lat przestępczość i liczba skazanych w Polsce spadają, ale liczba tymczasowo aresztowanych rośnie. Podobnie jak liczba odszkodowań, jakie płacą podatnicy za błędne decyzje wymiaru sprawiedliwości.
Wydaje się, że zbyt łatwe sięganie przez prokuratorów i sędziów po najostrzejszy środek zapobiegawczy jest pochodną polityki karnej. Państwo chce uchodzić za surowe w walce z przestępczością. I dobrze. Problem zaczyna się wtedy, gdy pojawiają się ofiary takiej polityki w postaci pokrzywdzonych, którym taką decyzją zrujnowano życie prywatne, zawodowe, odebrano szacunek społeczny, czasem zniszczono biznes.
Dolegliwość aresztu jest bardzo duża. Dotyka nie tylko samego zatrzymanego, ale też otoczenia i rodziny takiej osoby. Środek ten powinien być więc wykorzystywany z najwyższą ostrożnością. Tymczasem nie jest. W Polsce stosuje się go zbyt często, a przedłużanie aresztu stało się normą, przez co staje się on niejako karą bez wyroku.
Obok presji politycznej widać w tej praktyce też spuściznę PRL, gdzie surowe postępowanie wobec obywateli było jedyną słuszną normą. O areszt wnioskuje prokuratura, ale decyzję podejmują sądy, które nie są wnioskami prokuratury związane. Mimo to w większości przypadków przychylają się do jej poglądu. Jest w tym jakiś automatyzm, bezrefleksyjność. Czy wynika to z obawy przed odpowiedzialnością za łagodną decyzję? A może przyczyna tkwi w przenoszonej z pokolenia na pokolenie mentalności. W komunistycznym reżimie prokuratura stała wyżej niż sądy, i to ona wspólnie z milicją kreowała rzeczywistość karną. Sąd, zwłaszcza w sprawach o zabarwieniu politycznym, był nieraz tylko wykonawcą podjętych decyzji. Mimo upływu czasu ten mechanizm przetrwał. Bo dlaczego przez tyle lat, mimo licznych wyroków piętnujących Polskę w Strasburgu za praktykę aresztową, niewiele się zmieniło.
System ciągle dźwiga tę spuściznę i nikt z klasy politycznej nie ma odwagi tego zmienić. Łatwiej mówić o surowej polityce karnej niż jej łagodzeniu.