W pierwszej części dnia wydawało się, że piątek przyniesie uspokojenie sytuacji na rynku walutowym, a dla złotego oznaczałoby to, zatrzymanie umocnienia. Druga część, pokazała jednak, że założenie to było błędne. Złoty znów bowiem zyskiwał na wartości.

Po południu za euro trzeba było płacić 4,16 zł czyli o 0,2 proc. mniej niż wczoraj. Wyraźnie taniał dolar, którego rynek wyceniał na 3,96 zł, czyli o 0,5 proc. mniej niż w czwartek. Frank kosztował z kolei 4,40 zł, czyli tyle samo co wczoraj. W piątek na korzyść naszej waluty działało przede wszystkim osłabienie dolara w skali globalnej, a temu z kolei pomogły publikowane dane z amerykańskiej gospodarki. Rynek zareagował w szczególności na słabsze odczyty dotyczące sprzedaży detalicznej, chociaż biorąc z kolei pod uwagę mocniejsze dane o produkcji przemysłowej, wydaje się, że rynek tylko czekał na jakikolwiek pretekst do tego, by osłabić dolara.

Złoty na fali

Piątkowy, popołudniowy ruch złotego, dobrze jednak wpisuje się w to, z czym mamy do czynienia już od dłuższego czasu. Nasza waluta imponuje siłą, a ta jest napędzana już nie tylko jastrzębią retoryką w wykonaniu RPP, ale także spekulacjami o możliwych negocjacjach pokojowych w kontekście Ukrainy. To spowodowało, że tylko w ciągu ostatniego miesiąca złoty umocnił się wobec dolara o ponad 4 proc. co pozwoliło zejść z wyceną poniżej okrągłego poziomu 4 zł. W relacji do euro złoty umocnił się o około 2,5 proc. i tym samym jego notowania są najniższej od 2018 r. Jeśli para EUR/PLN złamałaby poziom 4,15, to z technicznego punktu widzenia otwiera to drogę nawet do poziomu 4,00.