Wielki znak zapytania stoi przed prezydencką nowelizacją ustawy o komisji ds. badania rosyjskich wpływów. Kiedy na Andrzeja Dudę spadła fala krytyki za podpisanie kontrowersyjnych przepisów, które według ekspertów łamią konstytucję, prezydent zdecydował się wykonać dość zaskakujący zwrot. Zalewie cztery dni po zatwierdzeniu ustawy wystąpił z własną inicjatywą legislacyjną. Jego projekt łagodzi represyjny wymiar komisji. Już nie politycy, ale zewnętrzni eksperci mają zasiąść w jej ławach. Już nie sąd administracyjny, ale sąd apelacyjny (i Sąd Najwyższy) będzie rozpatrywał odwołania od jej decyzji, badając je nie tylko pod kątem formalnym, ale i materialnym. Nie będzie też tzw. środków zaradczych pozwalających na wykluczenie z życia publicznego, a pozostanie jedynie dość nieostra „rękojmia”, która ma napiętnować „skazanego” przez komisję, jednak obligatoryjnie nie zamykać drogi do pełnienia funkcji publicznych.
Prezydent tym ruchem próbował zdjąć z siebie odium krytyki, które spadło na niego po podpisaniu ustawy, nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Na razie wyszło słabo. Emocje społeczne i obawy o łamanie demokratycznych zasad, jak pokazuje frekwencja na niedzielnym marszu opozycji, nie zostały rozładowane. Nie ucichła też krytyka ze strony zachodnich partnerów.
Co więcej, inicjatywy Andrzeja Dudy dotyczy ważna niewiadoma. Opinia publiczna bowiem nie wie, czy konsultował swój projekt z PiS i sejmową większością, która była inicjatorem powołania pierwszej komisji. Warto pamiętać, że prezydent nigdy dotąd bezpośrednio nie występował z inicjatywami poprawiającymi przepisy stworzone wcześniej przez rząd lub posłów. Nie zrobił tego choćby przy okazji nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, która miała odblokować Krajowy Plan Odbudowy, a którą skierował do Trybunału Konstytucyjnego, podnosząc m.in., że nie był współautorem źródłowych rozwiązań.
Na temat konsultacji politycznych w sprawie prezydenckiej noweli milczy też PiS, a wypowiedzi ze strony polityków prawicy o niej są bardzo nieostre. Nie padła dotąd żadna deklaracja, że ustawa, która już trafiła do laski marszałkowskiej, będzie rozpatrywana. Tymczasem Sejm na posiedzeniu zbiera się już 13 czerwca. Brak wyraźnych politycznych deklaracji w kluczowym dla obowiązywania przepisów czasie jest dość wymowny i może wskazywać, że politycznych uzgodnień nie było.
Warto zwrócić uwagę, że wejście noweli do prac legislacyjnych mogłoby znacząco spowolnić działanie komisji (mimo zawartych w prezydenckiej ustawie przepisów przejściowych), czego PiS będzie chciał uniknąć. Ustawa musi przejść nie tylko pełną ścieżkę legislacyjną w Sejmie, ale również w zdominowanym przez opozycję Senacie. Tymczasem już 14 czerwca według obowiązujących przepisów rusza mechanizm ukonstytuowania się komisji, mija termin na zgłaszanie się kandydatów, a we wrześniu ma powstać pierwszy jej raport.