Rajd złotego został zatrzymany, przynajmniej na razie. W środę kłody pod nogi rzucili naszej walucie Amerykanie. Od początku dnia było jednak wiadomo, że to odczyt inflacji ze Stanów Zjednoczonych będzie kluczowy dla rynków. Znalazło to potwierdzenie w rzeczywistości.
Przed danymi złoty zyskiwał bowiem na wartości, a dolar był blisko złamania okrągłego poziomu 4 zł. Wyższe odczyty inflacji z USA sprawiły jednak, że znów pojawiły się pytania o dalsze obniżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, a to umocniło dolara. To zaś odbiło się czkawką złotemu.
Czytaj więcej
Inflacja konsumencka w USA przyspieszyła z 2,9 proc. w grudniu do 3 proc. w styczniu, podczas gdy średnio spodziewano się, że pozostanie ona na grudniowym poziomie.
Efekt wyższej inflacji też jednak zaczął w miarę upływu czasu ustępować i rynek wrócił do punktu wyjścia. Po południu za dolara płacono 4,02 zł, euro było wyceniane na 4,17 zł, a frank kosztował 4,40. W przypadku tego ostatniego oznaczało to jednak spadek o 0,2 proc. i może też świadczyć, że apetyt na ryzyko wśród inwestorów wciąż jest spory.
Złoty czeka na pokój
– Wyższa inflacja CPI z USA podbiła dolara tylko na chwilę, później notowania EUR/USD powróciły do punktu wyjścia w okolicach 1,0370. W efekcie złoty pozostaje silny, a tematem, który jest coraz bardziej przywoływany, są spekulacje wokół potencjalnego rozejmu w Ukrainie. Planowane spotkania, zwłaszcza sekretarza Skarbu USA (Bessent) i wiceprezydenta USA (J.D. Vance) z prezydentem Zełeńskim, mogą być sygnałem, że USA pod wodzą Trumpa będzie zależeć na jak najszybszym zakończeniu konfliktu w Ukrainie, tak aby biznesowo skorzystać ze złóż metali ziem rzadkich. Tyle, że czy rynki aby nazbyt nie ufają temu, że negocjacje z Putinem będą łatwe? – zastanawia się Marek Rogalski, analityk walutowy DM BOŚ.