Od 15 października państwo dryfuje w związku z wykorzystaniem procedury „trzech kroków” przez prezydenta Andrzeja Dudę i desygnowania na premiera Mateusza Morawieckiego. Ta zagrywka nie ma nic wspólnego z interesem kraju, ma tylko dać czas na dokończenie bieżących interesów politycznych odchodzącej władzy.
Czytaj więcej
Sejmowa koalicja zaliczyła pierwszą poważną wpadkę, wrzucając do projektu ustawy o zamrożeniu cen energii, przepisy o OZE. To styl PiS, z którym obiecywano walczyć - twierdzą eksperci.
Brak nowego rządu praktycznie przez dwa miesiące oznacza swoisty czas bezkrólewia, w którym odpowiedzialność za państwo zaczyna się rozmywać. Sejmowa większość zgłaszając projekt ustawy o zamrożeniu cen energii (przyjęcie projektu PiS byłoby politycznie obciążające), postąpiła słusznie. Czekanie na powołanie nowego rządu Donalda Tuska, co się wydarzy najpewniej w połowie grudnia, i na przedłożenia rządowe takiej ustawy mogłoby doprowadzić do sytuacji, że przepisy nie weszłyby w życie na czas, czyli przed końcem 2023 roku. Tym bardziej, że projekty rządowe to konieczność przeprowadzenia uzgodnień i konsultacji, a przedłożenia poselskie są znacznie prostsze i szybsze w realizacji. Dość często z tej metody korzystało PiS.
Czytaj więcej
Nowa koalicja rządząca złożyła projekt mrożenia cen prądu, gazu i ciepła. Ceny i limity będą tożsame z tegorocznymi, ale tylko przez 6 miesięcy. Koszt mrożenia to 16,5 mld zł.
Ten stan wyższej konieczności w przypadku ustawy o zamrożeniu cen energii oczywiście jest uzasadniony. Ale już nie znajduje uzasadnienia „wrzutka” wiatrakowa, która nie jest pilną, niecierpiącą zwłoki zmianą jednego czy dwóch przepisów, których celem jest wyeliminowanie bez zbędnej zwłoki problemu istotnego dla państwa czy obywateli. To całkiem pokaźna, odrębna regulacja dotyczącą zupełnie innego zagadnienia. Doklejanie jej do projektu zamrażającego ceny energii nie broni się ani z legislacyjnego punktu widzenia, ani merytorycznego.