Ukraińska rewolucja rozpoczęła się niepozornie. Nikomu nie przyszło do głowy, że odmowa podpisania przez prezydenta Wiktora Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską pociągnie za sobą zmianę gospodarza lokalu przy ul. Bankowej w Kijowie (siedziba prezydenta Ukrainy). A już na pewno możliwość taka nie przyszła do głowy samemu prezydentowi. Jednak nie po raz pierwszy w historii wschodni sąsiedzi Polski zdecydowali się wziąć sprawy w swoje ręce i – tym razem pod szyldem euromajdanu – samodzielnie kształtować przyszłość swojego państwa.
Niezależnie od doniosłości przemian w kontekście geopolitycznym warto przyjrzeć się prawnym aspektom dokonującego się przełomu. Pojawiają się ważne pytania, które szczególnie zyskują na znaczeniu po piątkowej (28 lutego) konferencji prasowej (byłego?) prezydenta Wiktora Janukowycza. Z jednej bowiem strony, osoba sprawująca urząd utrzymuje, że nadal pełni swoje obowiązki, z drugiej – parlament podejmuje czynności sprzeczne z oświadczeniem głowy państwa. Zastanówmy się więc nad legitymacją nowej-starej władzy.
Ustrojowe wolty
Punktem wyjścia dla naszych rozważań musi być konstytucja Ukrainy z 26 czerwca 1996 r., która weszła w życie za prezydentury Leonida Kuczmy i – zgodnie z duchem czasów – tworzyła podwaliny republiki prezydencko-parlamentarnej. Do zakresu prerogatyw prezydenta należało m.in. przedstawianie kandydatury na prezesa Rady Ministrów, która musiała zyskać akceptację jednoizbowego parlamentu – Rady Najwyższej. Zakres kompetencji prezydenta obejmował także desygnowanie ministrów oraz ich usuwanie czy też wskazywanie kandydatów na stanowisko prokuratora generalnego (który również musiał uzyskać akceptację Rady Najwyższej). W dużym skrócie – siła podpisu Leonida Kuczmy decydowała o składzie organów fundamentalnych dla normalnego działania państwa.
Jednak „pomarańczowy" wiatr przemian, a ściśle rzecz ujmując, perspektywa objęcia urzędu prezydenta przez Wiktora Juszczenkę poskutkowała głęboką nowelizacją konstytucji. Skład polityczny Rady Najwyższej nie zamierzał bowiem przekazać w ręce Juszczenki zbyt szerokich uprawnień. Z tego też powodu, na skutek nowelizacji z 8 grudnia 2004 r., prezydenckie prerogatywy uległy daleko idącym ograniczeniom, a Ukraina wykonała ustrojową woltę i stała się de iure republiką parlamentarno-prezydencką. I tak np. kandydat na premiera powoływany miał być przez koalicję parlamentarną, która wskazywała prezydentowi, kogo powinien przedstawić Radzie Najwyższej do zatwierdzenia na to stanowisko. Prezydenckie prerogatywy zostały mocno ograniczone, a członkowie Rady Ministrów byli, co do zasady, obsadzani wyłącznie przez jej prezesa. Rada mogła przy tym odwołać premiera, czy też poszczególnych ministrów, w każdym czasie (co nie wymagało akceptacji prezydenta).
Wiktor Janukowycz twierdzi, że pozostaje prezydentem Ukrainy, procedura impeachmentu nie została skutecznie przeprowadzona, a przedterminowe wybory prezydenckie są nielegalne