Marek Kutarba: Niemcy, mocarstwo z trzema dywizjami

Pod względem militarnym Niemcy to dziś nawet nie cień dawnej potęgi. Wielomiliardowe inwestycje w obronność istotnie tego nie zmienią.

Publikacja: 08.04.2025 04:50

Niemieckie czołgi Leopard 2A6 Bundeswehry

Niemieckie czołgi Leopard 2A6 Bundeswehry

Foto: PAP, Tomasz Waszczuk

Niemiecki parlament wprowadził do konstytucji szereg poprawek, które umożliwią rządowi odblokowanie zapowiadanych wielkich wydatków na obronność. Kluczowa zmiana polega na wyłączeniu z takich wydatków tzw. hamulca długu (niem. Schuldenbremse).

Wcześniej kandydat na nowego kanclerza Niemiec Friedrich Merz (szef niemieckiej CDU, która wygrała niedawne wybory) zapowiedział dodatkowe wydatki na poziomie 900 mld euro. Większość z tej kwoty, bo 500 mld euro, ma trafić na poprawę infrastruktury. Pozostałe 400 mld euro popłynie bezpośrednio na dozbrojenie niemieckich sił zbrojnych. To znaczący krok. Z niemiecką armią naprawdę nie jest bowiem dobrze. Dawna potęga militarna już dawno poszła w niepamięć.

Niemcy, jeśli chodzi o domenę lądową, mają dziś do odrobienia lekcję wymagającą znacznie większego zaangażowania i finansowania, niż ma to miejsce w przypadku rozbudowy sił zbrojnych Polski. Mimo że według popularnego w mediach rankingu Global Firepower z 2024 roku Niemcy to 19. najpotężniejsza armia świata (Polska uznawana jest za 21., a przejmująca przewodnictwo w Europie Francja za 9.), to jednak pozycja ta wynika bardziej z faktu posiadania licznego i stosunkowo nowoczesnego lotnictwa i całkiem pokaźnej jak na warunki europejskie floty, a nie silnej armii lądowej. Ta ostatnia jest bowiem zaskakująco słaba.

Czytaj więcej

Niemiecka Rada Federalna zatwierdza zmianę konstytucji i wielomiliardowy pakiet finansowy

Bundeswehra silna tylko na papierze

Współczesna Bundeswehra to zaledwie trzy dywizje ogólnowojskowe oraz zlepek kilkunastu różnorodnych związków taktycznych o charakterze międzynarodowym z udziałem Brytyjczyków, Holendrów i Francuzów.

Na papierze te trzy dywizje wyglądają na siły całkiem poważne. Na Bundeswehrę składają się bowiem takie związki taktyczne, jak 1. Dywizja Pancerna (1. Panzerdivision), 10. Dywizja Pancerna (10. Panzerdivision) oraz Dywizja Sił Szybkiego Reagowania (Division Schnelle Kräfte). W praktyce jednak niemieckie dywizje pancerne niewiele mają wspólnego z tym, czego moglibyśmy się spodziewać po ich nazwach.

1. Panzerdivision dysponuje obecnie siłami liczącymi około 19 tys. żołnierzy zgrupowanych w 30 batalionach o różnym, często nie w pełni bojowym charakterze. Jej podstawową siłę stanowią: 21. Brygada Pancerna (w rzeczywistości cztery bataliony piechoty zmotoryzowanej na transporterach Boxer, bez czołgów), 41. Brygada Grenadierów Pancernych (trzy bataliony grenadierów wyposażonych w BWP Marder lub Puma, batalion inżynieryjny, rozpoznawczy i logistyczny), 43. Brygada Zmechanizowana i 9. Szkolna Brygada Pancerna. Uzupełnieniem są: 325. Batalion Artylerii, 610. Batalion Łączności, 901. Ciężki Batalion Inżynieryjny oraz 1. Batalion Wsparcia. To w zasadzie jedyna obecnie „ciężka” dywizja niemiecka, choć w praktyce ma charakter bardziej zmechanizowany niż pancerny.

Jedyną jednostką w całej dywizji wyposażoną w czołgi jest 9. Szkolna Brygada Pancerna licząca około 6 tys. żołnierzy w siedmiu batalionach. Mimo swojego szkolnego charakteru jest to pełnoprawna jednostka bojowa. Najważniejsze elementy tej brygady to 203. Batalion Pancerny oraz 93. Szkolny Batalion Pancerny (oba wyposażone w czołgi Leopard 2, prawdopodobnie po 44 wozy w każdym), dwa bataliony grenadierów pancernych (33. i 93. – to jednostki zmechanizowane), a także szkolny batalion rozpoznawczy, batalion logistyczny oraz niemiecko-brytyjski batalion mostowy.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Czy polskie czołgi będą musiały bronić Niemców przed Rosją?

W tym miejscu warto nadmienić, że 203. Batalion Pancerny miał docelowo trafić do nowo tworzonej na Litwie niemieckiej 42. Brygady Pancernej (Niemcy mówią w tym przypadku o tzw. ciężkiej brygadzie – Schwere Brigade für Litauen), w skład której miałby wejść także 122. Batalion Grenadierów Pancernych (na BWP Puma). Trzecia jednostka w ramach brygady (prawdopodobnie także w sile batalionu) miałaby być jednostką wielonarodową.

Pozostałe dwie niemieckie dywizje to już siły lekkie, chociaż sami Niemcy mówią o dywizji „średniej” i dywizji „lekkiej”. Pierwsza to 10. Dywizja Pancerna złożona z 34 różnych jednostek. Liczy prawdopodobnie ok. 18–20 tys. żołnierzy, zaś jej część brygadową stanowią tylko dwie brygady: brygada francusko-niemiecka oraz 13. Brygada lekka. Pozostałe jednostki to zbieranina różnych mniejszych związków taktycznych, zwykle w sile batalionu.

Friedrich Merz (z lewej) opuszcza kabinę eurofightera, lotnisko Rostock-Laage, 20 czerwca 2024 r.

Friedrich Merz (z lewej) opuszcza kabinę eurofightera, lotnisko Rostock-Laage, 20 czerwca 2024 r.

Foto: AFP

Ostatnia z niemieckich dywizji to Dywizja Szybkiego Reagowania (cała liczy 18 tys. żołnierzy), w skład której wchodzi pięć jednostek: 1. Luftlandebrigade (czyli Brygada Powietrznodesantowa; liczy 4,4 tys. żołnierzy w dwóch pułkach), 23. Gebirgsjägerbrigade (czyli Brygada Piechoty Górskiej; liczy 4 tys. żołnierzy w trzech batalionach), 11. Luchtmobiele Brigade (to brygada sił holenderskich podporządkowana niemieckiej dywizji; liczy około 4,5 tys. żołnierzy), dowództwo sił specjalnych (Kommando Spezialkräfte; brak danych o liczebności) oraz brygada lotnictwa śmigłowcowego (Kommando Hubschrauber; liczy 4,4 tys. żołnierzy) wyposażona w śmigłowce transportowe i szturmowe.

WOT po niemiecku. Dwukrotnie mniej liczne niż polskie

Pojawiające się w dyskusji wokół niemieckich zbrojeń informacje o sformowaniu dwóch nowych dywizji też raczej nie powinny budzić jakiegoś większego entuzjazmu. Zacznijmy od tego, że nie są one wcale tak „nowe”, jak mogłoby się to wydawać. Jedna z tych dywizji to faktycznie dywizja obrony terytorialnej, która jest już formowana. Druga to tzw. dywizja litewska (faktycznie brygada), która też została zapowiedziana jakiś czas temu i ma być dywizją międzynarodową.

Dywizja obrony terytorialnej miałaby liczyć około 20 tys. żołnierzy. Będzie to kolejna niemiecka dywizja lekka. Co więcej, nie jest to dywizja tworzona od podstaw. W jej struktury Niemcy sprytnie wcielili istniejące już kompanie obrony terytorialnej, które funkcjonowały w poszczególnych landach. Niemieckie jednostki obrony terytorialnej to obecnie 37 kompanii obrony terytorialnej (Heimatschutzkompanien), które stopniowo łączone są w pułki (Heimatschutzregimente). Tych ostatnich powstało dotychczas według różnych źródeł od czterech do pięciu.

Czytaj więcej

Berlin przymuszony do szybkich zbrojeń. Niemcy chcą wydać miliardy na obronę i infrastrukturę

Z polskiego punktu widzenia utworzenie tej dywizji jest o tyle korzystne, że cel, jaki przyświeca jej formowaniu, ma polegać na tym, by dywizja ta mogła przejąć obronę Niemiec i tym samym „zluzować” pozostałe trzy dywizje, które mogłyby wówczas bez uszczerbku dla bezpieczeństwa kraju wzmocnić państwa wschodniej flanki NATO.

Dla porównania w polskich Wojskach Obrony Terytorialnej służy obecnie ok. 40 tys. żołnierzy zorganizowanych w 20 brygad lekkiej piechoty. Jak łatwo można to sobie policzyć, to mniej więcej odpowiednik dwóch niemieckich dywizji. Tym samym Polska, kraj ludnościowo ponaddwukrotnie mniejszy, ma dwa razy większe siły obrony terytorialnej.

Kolejna planowana dywizja, czyli dywizja litewska, zapowiada się na razie jednak na brygadę, a nie dywizję. To może się oczywiście zmienić. Co ciekawe, sama Litwa, kraj z ludnością na poziomie około 3 mln, planuje wystawienie własnej, liczącej 30 tys. żołnierzy dywizji zmechanizowanej. Daje to wyobrażenie o tym, jak bardzo zapóźnione są pod tym względem Niemcy.

Czego brakuje w niemieckich siłach zbrojnych? Nie tylko kadr

Z tego krótkiego przeglądu widać, że niemieckie siły lądowe to dziś raptem około 60 tys. żołnierzy. Całe siły zbrojne Niemiec to zaś ok. 183 tys. ludzi i chociaż plan zakładał zwiększenie ich liczby do 203 tys., wydaje się to bardzo trudne, o ile wręcz nie niemożliwe.

Potwierdza to upubliczniony nie tak dawno raport niemieckiej komisarz parlamentarnej Evy Högl, który ujawnił poważny kryzys kadrowy niemieckiej armii. Pomimo uruchomienia szeroko zakrojonego programu rekrutacyjnego liczba żołnierzy spadła w 2024 roku do 181 174 (o 340 mniej niż w 2023 roku), co wyraźnie wskazuje na to, że osiągnięcie celu 203 tys. żołnierzy do 2031 roku, jak to zakładano, będzie trudne.

Bardziej prawdopodobne jest odtworzenie prawdziwych zdolności bojowych w ramach już istniejących i powstających struktur niż tworzenie kolejnych nowych dywizji z prawdziwego zdarzenia.

Raport wykazał także, że oprócz problemów kadrowych niemiecka armia zmaga się z poważnymi brakami w wyposażeniu i uzbrojeniu, co wskazuje na głębsze problemy strukturalne w siłach zbrojnych.

Wyposażenie Bundeswehry w ciężki sprzęt nie wydaje się obecnie przesadnie imponujące. Jak na tak duży kraj jest raczej skromne. Liczba czołgów Leopard 2 oceniana jest w dostępnych źródłach na ok. 320–350 sztuk (przy czym za operacyjne, czyli sprawne, uważane jest nieco ponad 200 sztuk), a liczba bardzo nowoczesnych i wysoko ocenianych bojowych wozów piechoty (BWP) Puma na ok. 350 sztuk. Do tego dochodzi podobna liczba starszych BWP Marder (tych samych, które trafiły do Ukrainy) oraz ok. 400 KTO Boxer. Artyleria to ok. 100 armatohaubic samobieżnych PzH 2000 (te także trafiły do Ukrainy) oraz ok. 40 systemów wyrzutni rakietowych MARS II/MLRS.

W tej sytuacji, mimo astronomicznej z polskiego punktu widzenia kwoty, bardziej prawdopodobne jest odtworzenie prawdziwych zdolności bojowych w ramach już istniejących i powstających struktur niż tworzenie kolejnych nowych dywizji z prawdziwego zdarzenia. Szczególnie że w planach wydatkowych Niemiec siły lądowe nie wydają się być szczególnym priorytetem.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że z chwilą gdy Niemcy przestały być państwem frontowym (po rozpadzie ZSRR i przyjęciu państw wschodniej flanki do NATO), potencjał drugiej co do wielkości armii NATO szybko został przez niemieckich polityków roztrwoniony. Trzeba wiedzieć, że przez cały okres zimnej wojny siły niemieckie składały się z 10–12 dywizji (Bundeswehra liczyła ponad 470 tys. żołnierzy) i u schyłku 1991 roku (moment rozpadu ZSRR) na ich wyposażeniu było blisko 5,3 tys. czołgów i ponad 6,5 tys. transporterów opancerzonych, zaś liczba posiadanych jednostek artylerii przekraczała 3 tys. sztuk.

Ani dziś, ani w nadchodzących dziesięcioleciach takiego potencjału nie uda się już Niemcom odbudować. I może dlatego co bardziej rozsądni eksperci mówią o tym, że na odbudowanie nawet połowy dawnego potencjału Niemcy potrzebowałyby przynajmniej 50–70 lat.

To nie Niemcy będą musiały obronić wschodnią flankę sojuszu

Reasumując, planowane niemieckie inwestycje w wysokości 400 mld euro mogą nie przynieść oczekiwanej poprawy w kluczowych obszarach. W szczególności dotyczy to sił lądowych, gdyż większość środków zostanie przeznaczona na technologie cyfrowe (150 mld euro), systemy bezzałogowe i logistykę (100 mld euro), przy jednoczesnym braku wyraźnego planu zwiększenia liczby czołgów, bojowych wozów piechoty czy artylerii. Na liście zakupów znajdują się na razie fregaty, dodatkowe myśliwce Eurofighter, modernizacja infrastruktury satelitarnej, systemy obrony przeciwlotniczej oraz amunicja artyleryjska. Planowane są zakupy okrętów podwodnych i dronów.

Z polskiego punktu widzenia jest to niepokojące, ponieważ bez znaczącej rozbudowy wojsk pancernych i artylerii, które stanowią trzon sił lądowych, Bundeswehra nie będzie w stanie skutecznie realizować zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO, w tym obrony wschodniej flanki.

Tych, którzy liczyli w związku z nowymi planami wydatkowymi na Niemcy jako drugą armię NATO rozciągającą opiekuńcze skrzydła nad wschodnią flanką sojuszu, czeka rozczarowanie – takiej armii nie będzie, a na dodatkowe dywizje idące z odsieczą Polsce i państwom bałtyckim nie ma co liczyć. To raczej państwa wschodniej flanki będą musiały zatrzymać rosyjskie kolumny pancerne – jeśli takie by się pojawiły – i obronić w ten sposób i siebie, i Niemcy.

Niemiecki parlament wprowadził do konstytucji szereg poprawek, które umożliwią rządowi odblokowanie zapowiadanych wielkich wydatków na obronność. Kluczowa zmiana polega na wyłączeniu z takich wydatków tzw. hamulca długu (niem. Schuldenbremse).

Wcześniej kandydat na nowego kanclerza Niemiec Friedrich Merz (szef niemieckiej CDU, która wygrała niedawne wybory) zapowiedział dodatkowe wydatki na poziomie 900 mld euro. Większość z tej kwoty, bo 500 mld euro, ma trafić na poprawę infrastruktury. Pozostałe 400 mld euro popłynie bezpośrednio na dozbrojenie niemieckich sił zbrojnych. To znaczący krok. Z niemiecką armią naprawdę nie jest bowiem dobrze. Dawna potęga militarna już dawno poszła w niepamięć.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
felietony
Europa wraca do oświeconego absolutyzmu
analizy
Estera Flieger: Donald Tusk wolałby koalicję z Konfederacją?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna handlowa Trumpa. Samobój Ameryki
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Prima aprilis, czyli dzień kłamstwa. A gdyby tak zorganizować dzień prawdy?
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Amerykańska fantazja według Trumpa – niebezpieczna i okrutna