Aby zrozumieć sens aktualnych wydarzeń, zwykle szukamy wyjaśnień w przeszłości, odwołując się do znanych analogii. Tak też jest w przypadku polityki Donalda Trumpa i rosnącej bezradności, czasami też zażenowania, wywołanych postępowaniem nowej amerykańskiej administracji w polityce międzynarodowej. Jednym z takich wyjaśnień jest przekonanie, że w istocie mamy do czynienia z powrotem Ameryki do dawnego, dobrze znanego z XIX wieku, izolacjonizmu.
Atak na Hutich w Jemenie, negocjacje z Rosją, sprawa kanału panamskiego, Grenlandii i riwiery w Gazie
Jeśli Trump reprezentuje amerykański izolacjonizm, to jest to odmiana bardzo agresywnie aktywnego izolacjonizmu: atak na pozycje rebeliantów Huti w Jemenie, rozmowy z Rosją i przymuszanie Ukrainy do koncesji, kontrola nad kanałem panamskim, plany przejęcia Grenlandii, wysiedlenie strefy Gazy i uczynienie z niej riwiery Bliskiego Wschodu. Szczególnie ta ostatnia sprawa przyciąga uwagę, nie tylko ze względu na swój kontrowersyjny charakter, ale bardziej za sprawą umieszczonego w sieci przez Trumpa filmu z wygenerowanym obrazem przyszłej Gazy jako turystycznego raju pełnego hoteli, basenów i parków rozrywki. Na izolacjonizm to całkiem sporo aktywności.
To fantazja staje się główną siłą w zachodnim świecie, w którym upadły stare ideologie postępu i nowoczesności, z liberalizmem jako ostatnią. Ta nowa fantazja żywi się nieograniczoną mocą nowych technologii
Problem leży więc chyba nie w izolacjonizmie, lecz w charakterze nowego amerykańskiego aktywizmu, jaki Trump reprezentuje, a któremu jego najbliżsi współpracownicy hołdują niby nowemu typowi religii. Chcę postawić tezę, że ten nowy aktywizm nie jest, jak to było kiedyś, przejawem jakiejś politycznej misji, efektem przemyślanej strategii utrzymania porządku w świecie, ale zupełnie nowej napędzającej go siły – jest nią fantazja.
Czytaj więcej
Wielkie historyczne rzeki, Ameryka i Europa, wracają dzisiaj do swego dawnego, odmiennego biegu....