Pogrzeb papieża Franciszka, który zaplanowano na sobotę na godzinę 10, może stać się spotkaniem o przełomowym znaczeniu politycznym. I to w dwójnasób.
Czy Europie uda się ocieplić relacje z Donaldem Trumpem?
Po pierwsze, za sprawą deklaracji prezydenta Donalda Trumpa, który jako jeden z pierwszych ogłosił, że wybiera się na uroczystości pogrzebowe. Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że amerykański prezydent bierze udział w uroczystościach po śmierci urzędującego papieża. Tak było 20 lat temu, gdy na placu św. Piotra, by pożegnać Jana Pawła II, stawili się George W. Bush i jego dwaj poprzednicy – Bill Clinton i Bush senior. To, co tym razem jest wyjątkowe, to niechęć, jaką obecna administracja czuje do Europy.
Zarówno Trump, jak i jego współpracownicy są na nasz kontynent wyjątkowo cięci. Wizyta w Rzymie może być szansą na przełamanie tych lodów, szczególnie że Trump ma słabość do Giorgii Meloni, którą przyjmował kilka dni temu serdecznie w Białym Domu. Jako premier Włoch Meloni będzie poniekąd gospodarzem wydarzenia.
Na uroczystości zapowiedział się również ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski, którego spotkanie z Trumpem przed dwoma miesiącami trudno zaliczyć do spektakularnych sukcesów. Zapowiedział swój przyjazd także Emmanuel Macron, który z Trumpem prowadził już ważne negocjacje dotyczące warunków pokoju w Ukrainie. Polskiej delegacji przewodniczyć będzie prezydent Andrzej Duda i może jemu uda się złapać Trumpa na dłużej niż parę minut. Piszę to całkowicie bez ironii – każde spotkanie polskiego polityka z prezydentem Stanów Zjednoczonych w obecnej sytuacji międzynarodowej jest na wagę złota, ponieważ dziś mało mamy możliwości, by z pierwszej ręki dowiedzieć się, co planuje nasz najpotężniejszy sojusznik, a zarazem najpotężniejszy polityk naszego świata.
Czytaj więcej
Czy nowy przywódca Kościoła stanie się symbolem postępu, czy też konserwatywnej kontrrewolucji? O...