„Myśląc o waszej Ojczyźnie, chciałbym odnieść do niej moje marzenie, jakie kilka lat temu wyraziłem, pisząc o Europie. Niech Polska będzie ziemią, która chroni życie w każdym jego momencie, od chwili, gdy pojawia się w łonie matki, aż do jego naturalnego kresu. Nie zapominajcie, że nikt nie jest panem życia, czy to swojego, czy też innych” – rok temu te słowa padły z ust papieża Franciszka w czasie audiencji generalnej.
Kto teraz weźmie odpowiedzialność za matkę dziecka?
Nieco ponad rok po ich wypowiedzeniu, w szpitalu w Oleśnicy w majestacie prawa zastrzykiem w serce zabito 36-tygodniowe dziecko, które lada moment miało pojawić się na świecie. U kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży dokonano aborcji, stwierdzając, że ciąża była zagrożeniem dla życia i zdrowia matki. Chłopiec, którego życie brutalnie przerwano, miał wadę – wrodzoną łamliwość kości. Nie jest to jednak wada, która uniemożliwia funkcjonowanie. Owszem, jest chorobą przysparzającą cierpienia i bólu, ale są pośród nas ludzie, którzy z nią żyją. I to w miarę normalnie. W Oleśnicy pozbawiono zatem życia człowieka, który mógł funkcjonować w społeczeństwie. Mógł dorosnąć, skończyć szkoły, zostać np. wybitnym naukowcem.
Czytaj więcej
W aktualnym stanie prawnym powoływanie się na zagrożenie dla zdrowia psychicznego kobiety przy po...
Tymczasem chłopca zabito, bo uznano, że jego narodzenie jest zagrożeniem dla życia i zdrowia matki. Wykorzystano przesłankę psychiczną. Stwierdzono, że urodzenie chorego dziecka spowoduje u kobiety wstrząs psychiczny, z którym nie będzie w stanie sobie poradzić. Przyjęto, że zabicie jej dziecka, na które czekała przez dziewięć miesięcy, będzie dla niej lepsze. Jakby nie wzięto pod uwagę tego, że cała ta sytuacja może mieć dla kobiety długofalowe konsekwencje. Może być traumą na całe życie. Opieka psychiatryczna w Polsce właściwie nie istnieje. Wszyscy o tym wiedzą. Kto zatem weźmie teraz odpowiedzialność za stan zdrowia psychicznego tej kobiety?
Mówiąc o aborcji, nie można używać eufemizmów
Wydaje się, że w całej tej sytuacji nikomu do głowy nie przyszło, że można ratować i matkę, i jej dziecko. Wszak mogła je urodzić, a następnie oddać do adopcji. Mogła też – pod warunkiem, że państwo stanęłoby na wysokości zadania – wychować je sama. Ale lekarze stali się w tej sytuacji panami cudzego życia, a właściwie dwóch.