Grabowski i Borucki mają powody do zadowolenia. W 2010 r. przychody stworzonej przez nich grupy Polmlek sięgnęły ok. 1,6 mld zł. Były o kilkanaście procent wyższe niż przed rokiem. Dziś to jedna z największych firm w branży.
Poprawę wyniku zawdzięczają nie tylko ekspansji na rynku krajowym, którą opierają m.in. na marce Warmia. Udało im się także zwiększyć eksport, m.in. do Rosji, Rumunii oraz na Węgry. Zadowoleni są także ze sprzedaży do krajów azjatyckich, które kupują od nich głównie mleko w proszku, masło i sery topione.
Nie wszystko jednak układa się po myśli wspólników. Zakładając Polmlek na początku lat 90., przyjęli, że chcą rozwijać się głównie poprzez przejęcia. Jeszcze na początku 2009 r. wydawało im się, że potrzebują zaledwie roku, aby przychody
Polmleku sięgnęły 2 mld zł. Tymczasem od dłuższego czasu nie mogą przekonać do mariażu żadnej spółki mleczarskiej. – Dopóki na rynku panują korzystne warunki, firmy są niechętne fuzjom – narzeka Andrzej Grabowski. Z negocjacji jednak nie rezygnują. Wspólnicy – każdy wraz ze swoimi rodzinami ma po 50 proc. udziałów w Polmleku – podzielili się obowiązkami. Grabowski koncentruje się na szukaniu sposobów rozwijania firmy. Borucki odpowiada za jej finanse i kadry.
Początki Polmleku to handel mlekiem w proszku i kazeiną. To właśnie tym zajmował się wcześniej sam Grabowski. Po pewnym czasie wspólnicy uznali, że powinni zająć się także produkcją.