Mikołaj Raczyński: Amerykańska pułapka. Cła nie wzmocnią pozycji USA

Próba jednoczesnego utrzymania roli globalnego lidera i prowadzenia polityki typowej dla państw dopiero budujących swoją bazę przemysłową jest wewnętrznie sprzeczna.

Publikacja: 10.04.2025 15:32

Mikołaj Raczyński: Amerykańska pułapka. Cła nie wzmocnią pozycji USA

Mikołaj Raczyński

Foto: Materiały prasowe

Amerykańskie próby ograniczenia deficytu handlowego za pomocą ceł i protekcjonizmu stoją w sprzeczności z ich globalną pozycją gospodarczego lidera. Kontynuując ten kierunek, USA ryzykują utratę przewagi, którą same przez dekady budowały. W tym coraz mniej przewidywalnym układzie swoje miejsce na nowo musi określić także Europa.

Potrzebny nam dystans

Wokół amerykańskiej gospodarki koncentruje się dziś wiele niepewności: zapowiedzi nowych ceł, propozycje zmian polityki fiskalnej. Debata publiczna pełna jest emocjonalnych i często sprzecznych komentarzy. Tym bardziej warto spojrzeć na te procesy z dystansu – z wyższego poziomu, przez pryzmat strukturalnych mechanizmów, które definiują pozycję USA w globalnym systemie.

Polityka gospodarcza, którą rozważa nowa administracja USA – zakładająca ograniczenie deficytu handlowego i osłabienie dolara poprzez działania protekcjonistyczne – stoi bowiem w sprzeczności z logiką systemu, którego Stany Zjednoczone są filarem i głównym beneficjentem.

Czytaj więcej

Donald Trump zawiesza cła dla UE, a UE zawiesza swoje cła odwetowe. Na czym stoimy?

Z czego wynika dotychczasowa przewaga konkurencyjna USA

Amerykańska przewaga nie opiera się dziś na kosztowej konkurencyjności w przemyśle, lecz na centralnej roli w globalnym systemie gospodarczym, finansowym i bezpieczeństwa. To właśnie ta pozycja – oparta na sile instytucji, potencjale gospodarczym, dominacji militarnej i zdolności do stabilizowania ładu światowego – sprawia, że dolar pełni funkcję głównej waluty rezerwowej świata. A skoro dolar stanowi kotwicę globalnego systemu finansowego, kapitał z całego świata nieustannie płynie do USA.

To z kolei sprawia, że amerykańskie firmy mają lepszy dostęp do kapitału niż te z innych rejonów świata – mogą szybciej rozwijać nowe pomysły i skalować działalność. Dzięki temu Stany Zjednoczone zyskały przewagę w rozwoju przełomowych technologii, przyciąganiu talentów i budowaniu innowacyjnych firm. Utrwaliły również swoją pozycję w najbardziej zaawansowanych sektorach gospodarki – w tym w usługach, które stały się segmentem znacznie bardziej marżowym i zyskownym.

Jeżeli USA rzeczywiście chciałyby ograniczyć deficyt handlowy i jednocześnie przeprowadzić reindustrializację w wysoko zaawansowanych technologicznie sektorach, powinny – paradoksalnie – działać na rzecz budowy silniejszych partnerów wśród głównych ośrodków demokratycznych, w szczególności Unii Europejskiej

Terapia Trumpa jest przeciwskuteczna

Naturalną konsekwencją tej pozycji było systematyczne umacnianie się dolara i stopniowa utrata konkurencyjności w tradycyjnym przemyśle – mniej zaawansowana produkcja przeniosła się tam, gdzie koszty są niższe. Próby odwrócenia tego procesu poprzez cła i działania osłabiające dolara nie zwiększą konkurencyjności amerykańskiej gospodarki. Mogą natomiast prowadzić do spowolnienia tempa wzrostu, zakłóceń w łańcuchach dostaw oraz wyższych kosztów działalności.

Co więcej, mogą podważyć zaufanie inwestorów do USA jako stabilnego punktu odniesienia w globalnej gospodarce. To rzeczywiście mogłoby się przełożyć na osłabienie dolara, ale nie w sposób, którego Stany Zjednoczone by oczekiwały. Towarzyszyłby temu wzrost premii za ryzyko, wyższe stopy procentowe, droższy kapitał oraz wolniejsze tempo inwestycji i wzrostu.

Próba jednoczesnego utrzymania roli globalnego lidera i prowadzenia polityki typowej dla państw dopiero budujących swoją bazę przemysłową jest wewnętrznie sprzeczna. Gdyby celem był powrót do produkcji niskomarżowej kosztem dotychczasowego modelu, oznaczałoby to w praktyce rezygnację z korzyści wynikających z obecnej pozycji w systemie międzynarodowym.

Jak w tym zamieszaniu powinna odnaleźć się Unia Europejska? Kluczowe pozostaje zachowanie zimnej krwi – opartej na świadomości własnej siły. UE to 450 milionów obywateli

Europie jest potrzebna zimna krew

Jeżeli jednak Stany Zjednoczone rzeczywiście chciałyby ograniczyć deficyt handlowy i jednocześnie przeprowadzić reindustrializację w wysoko zaawansowanych technologicznie sektorach, powinny – paradoksalnie – działać na rzecz budowy silniejszych partnerów wśród głównych ośrodków demokratycznych, w szczególności Unii Europejskiej i Europy jako drugiego, obok USA, stabilnego centrum gospodarczego dysponującego walutami rezerwowymi.

Silniejsza pozycja Europy i większe znaczenie europejskich walut w systemie finansowym umożliwiłyby bardziej zrównoważony przepływ globalnych oszczędności – kapitał płynąłby nie tylko do USA, ale także do Europy. Taki kierunek sprzyjałby również wzrostowi popytu wewnętrznego w obrębie UE, co w połączeniu z relatywnym osłabieniem dolara mogłoby w naturalny sposób prowadzić do zmniejszenia amerykańskiego deficytu handlowego. Warunkiem tego scenariusza jest jednak dalsze umacnianie europejskich instytucji, a nie podważanie ich fundamentów.

Propozycje ceł ze strony USA są na tyle irracjonalne, że trudno zakładać ich długoterminowe utrzymanie. To de facto cła nakładane przez USA na samych siebie

Jak w tym zamieszaniu powinna odnaleźć się Unia Europejska? Kluczowe pozostaje zachowanie zimnej krwi – opartej na świadomości własnej siły. UE to 450 milionów obywateli, największy rynek konsumencki wśród demokratycznych gospodarek, wysoki poziom PKB per capita. Europejskie firmy dominują w wielu sektorach: przemyśle, lotnictwie, automatyce, dobrach luksusowych czy zaawansowanych usługach. Europa potrzebuje odpowiedzi stanowczej, precyzyjnej, lecz wyważonej. To nie jest czas na gwałtowne decyzje.

Propozycje ceł ze strony USA są na tyle irracjonalne, że trudno zakładać ich długoterminowe utrzymanie. To de facto cła nakładane przez USA na samych siebie. Priorytetem UE powinna pozostać ochrona tempa wzrostu gospodarczego w Europie. Tylko w ten sposób globalna gospodarka może znaleźć swój nowy – polityczny – punkt równowagi.

O autorze

Mikołaj Raczyński

Mikołaj Raczyński jest wiceprezesem Polskiego Funduszu Rozwoju, gdzie odpowiada za inwestycje. Ma tytuł CFA i licencję doradcy inwestycyjnego. Wcześniej związany m.in. z Noble Funds TFI oraz WOOD & Company. Dwukrotny laureat Złotego Portfela oraz dwukrotnie wyróżniony tytułem Najlepszego Analityka Makroekonomicznego Gazety Giełdy i Inwestorów „Parkiet”.

Amerykańskie próby ograniczenia deficytu handlowego za pomocą ceł i protekcjonizmu stoją w sprzeczności z ich globalną pozycją gospodarczego lidera. Kontynuując ten kierunek, USA ryzykują utratę przewagi, którą same przez dekady budowały. W tym coraz mniej przewidywalnym układzie swoje miejsce na nowo musi określić także Europa.

Potrzebny nam dystans

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: Jak zaostrzyć sankcje wobec Rosji
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: U źródeł amerykańskiego deficytu
Opinie Ekonomiczne
Prof. Postuła: Czy jest inna terapia niż leczenie zadłużaniem?
Opinie Ekonomiczne
Stańczuk, Lang: Niemieccy pupile Elona Muska
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Opinie Ekonomiczne
Prof. Grzegorz W. Kołodko: Brzydota najpiękniejszego słowa