Michał Szułdrzyński: Trzaskowski, Nawrocki i kryzys duopolu. Pięć wniosków z debatowego superpiątku w Końskich

Superpiątek debat w Końskich okazał się punktem zwrotnym kampanii prezydenckiej. Ujawnił słabości Nawrockiego i Trzaskowskiego. A autentyczność Biejat, Stanowskiego czy Hołowni zyskała sympatię internautów.

Publikacja: 12.04.2025 17:57

Kandydaci na prezydenta - Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki

Kandydaci na prezydenta - Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki

Foto: PAP/Adam Kumorowicz, PAP/Leszek Szymański

Wyzywając w środę Karola Nawrockiego na piątkową debatę Rafał Trzaskowski i jego sztabowcy popełnili najpoważniejszy błąd w tej kampanii wyborczej. Nie, ten błąd nie oznacza jeszcze, że prezydent Warszawy przegra najbliższe wybory prezydenckie. Oznacza jedynie, że uruchomione zostały mechanizmy społeczne i polityczne, nad którymi ani Koalicja Obywatelska, ani jej kandydat nie mają kontroli.

Wniosek pierwszy: totalny reset kampanii wyborczej

Po pierwsze więc, obie piątkowe debaty doprowadziły do resetu kampanii wyborczej. Akurat w chwili, gdy Państwowa Komisja Wyborcza zdecydowała, że zarejestrowała 13 kandydatów, doszło do debatowego spiętrzenia, które sprawiło, że właściwie wszystko, co działo się wcześniej w tej kampanii, traci znaczenie.

Dane pokazują, że debaty miały charakter totalny, to znaczy całkowicie zdominowały przestrzeń informacyjną. W ciągu pierwszych dwunastu godzin debaty wygenerowały zasięg sięgający… miliarda kontaktów, co oznacza, że każdemu aktywnemu w sieci Polakowi debata wyświetliła się na ekranie średnio 40 razy.

Dlatego w pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że wygenerowane w piątek polityczne emocje w mediach społecznościowych były największe w historii Polski. Jak zauważają analitycy internetu z Res Futura, po raz pierwszy od dekady mechanizm polaryzacyjny (PiS vs PO) przestał w polskiej infosferze działać. Powstały nowe trendy, nowe dynamiki, które mogą wpłynąć na ostatnie pięć tygodni kampanii wyborczej.

Wniosek drugi: Trzaskowski i Nawrocki przegrali debaty

Dane pokazują, że ponad połowa internautów wyraziła niezadowolenie z obu stron polaryzacji. Polacy komentujący debatowy piątek irytowali się na Karola Trzaskowskiego i Rafała Nawrockiego. Tak, to celowe przestawienie imion i nazwisk, ale bardzo silnym wrażeniem po debatach było to, że powtarzają oni do znudzenia utarte formułki: jeden straszy Tuskiem, drugi PiS-em, a to już nie ma mocy szerokiego mobilizowania wyborców.

W tym sensie Trzaskowski był przygotowany na debatę z Nawrockim: plan był taki, że na słabym kandydacie PiS Trzaskowski utuczy się mechanizmem polaryzacji. Ale sztab kandydata PO stracił kontrolę nad sytuacją. Ostatecznie półtorej godziny przed debatą Trzaskowski zaprosił na nią wszystkich, którzy będą w Końskich. Przypadkowo pojawiło się tam aż ośmioro zarejestrowanych kandydatów. Takiego chaosu przy okazji debat nie pamiętam w historii polskich kampanii wyborczych.

Ale ze względu na to obecność kandydatów należących do koalicji rządzącej – Magdaleny Biejat z Lewicy i Szymona Hołowni z Trzeciej Drogi - przekaz i moc polaryzacyjna Trzaskowskiego została znaczenie osłabiona. Nie, prezydent Warszawy debaty nie przegrał, nie wypadł bardzo źle, raczej przyzwoicie, ale ponieważ to jego działania rozpoczęły zamieszanie z debatami, oczekiwanie co do jego występu były znacznie wyższe. Dlatego też nie może zaliczyć tego piątku do swoich sukcesów. Zresztą, przedpołudniowy wpis Donalda Tuska w sobotę zdradzał raczej frustrację z biegu zdarzeń niż zadowolenie z występu własnego kandydata.

I tak jak Trzaskowski wypadł poniżej oczekiwań, występ Nawrockiego był już całkowitym niewypałem. Nawrocki nie nauczył się mówić po polsku, jest drewniany, miota obelgi na zmianę z wyuczonymi formułkami, powtarzając hasła z prawicowego podręcznika, które jednak coraz bardziej tracą moc oddziaływania („Tusk”, „Niemcy”, „suwerenność”, „Polska” itp.)

Wniosek trzeci: Dlaczego Biejat, Hołownia i Stanowski wypadli najlepiej?

Rozbicie polaryzacyjnego monolitu było możliwe dzięki temu, że w debacie pojawiły się osoby, które w dotychczasowej kampanii były raczej statystami. Szymon Hołownia nie budził takich emocji ani w bańce prawicowej, ani liberalnej, a tu nagle miał możliwość zaprezentowania się. Mając spore doświadczenie telewizyjne, inteligencję i refleks potrafił się odnaleźć zarówno wśród gwizdów niechętnej mu publiczności podczas debaty TV Republika na rynku w Końskich, jak i podczas debatopodobnego wyrobu jakim okazało się show w hali sportowej w tym mieście. Wystarczyło by Hołownia – podobnie zresztą jak Magdalena Biejat czy Krzysztof Stanowski – był sobą, mówił z serca, a w kontraście dwaj główni kandydaci – Trzaskowski i Nawrocki – wyglądali jak z innego świata. I właśnie badania sentymentu komentarzy w sieci pokazują, że ta autentyczność i wierność własnym poglądom tej trójki została doceniona.

Zaparcie się własnej liberalnej tożsamości w przypadku Trzaskowskiego, który schował pod pulpit tęczową flagę, była najpoważniejszym błędem. Przejęcie tej flagi przez lewicową Biejat tylko podkreśliło nieszczerość kandydata KO. Tak samo bardziej prawicowy Stanowski, mówiący trochę z poziomu chłopskiego rozumu, ironii Stańczyka, jak to określiła Estera Flieger, najmocniej kontrastował z wystudiowanymi, nienaturalnymi zachowaniami Nawrockiego. I tak jak obecność Biejat i Hołowni zaszkodziła Trzaskowskiemu, tak na tle tryskającego dowcipem Stanowskiego Nawrocki wypadł jak manekin, dron humanoidalny sterowany przez sztabowców z Nowogrodzkiej.

Czytaj więcej

Michał Płociński: Rafał, pomysłu na tę debatę nie wybronisz

Wniosek czwarty: nieobecni nie mają racji

Choć dane Res Futura pokazują, że słaby występ Nawrockiego sprawił, że część wyborców prawicy zaczęła znów myśleć o głosowaniu na Sławomira Mentzena, to jego nieobecność w Końskich była błędem. Przez to jak wielkie emocje wywołały wydarzenia piątkowego wieczoru z tej świętokrzyskiej miejscowości, ci, którzy byli nieobecni po prostu symbolicznie wypadli z gry. Mentzen już wcześniej dostał kampanijnej zadyszki, szczególnie po wywiadzie u Krzysztofa Stanowskiego, ale teraz ominęły go główne emocje kulminacyjnego momentu kampanii.

Czytaj więcej

Polityczny chaos w Końskich. Hołownia zyskuje, Nawrocki i Trzaskowski wypadli średnio

Tak samo może pluć sobie w brodę Adrian Zandberg, który wypłynął na szersze polityczne wody właśnie dzięki debacie przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, gdy przyćmił reprezentującą wówczas lewicę Barbarę Nowacką (dziś w Koalicji Obywatelskiej). I tak jak Biejat, swą autentycznością wykorzystała ten wieczór, tak też Zandberg swoje szanse zaprzepaścił.

Wniosek piąty: potężny kryzys starych mediów

Piątek był też sądnym dniem dla dominujących telewizji. Formuła, w której organizatorem debaty w hali sportowej był sztab Rafała Trzaskowskiego, a dziennikarze TVP, TVN i Polsat News wystąpili w roli konferansjerów – z całym szacunkiem dla prowadzących tę debatę – uderza w wiarygodność mediów. Główne telewizje okazały się tak naprawdę wykonawcami planu sztabu Trzaskowskiego. Wykorzystały to telewizje prawicowe – Republika, Trwam i wPolsce24, które o 18:50 zorganizowały debatę na rynku w Końskich. Prawicowe telewizje jako pierwsze zaprosiły pozostałych kandydatów i gdy do końca nie było wiadomo, czy debata Trzaskowskiego w ogóle się odbędzie, przeprowadziły debatę pięciorga kandydatów. Ale to był bardziej wiec wyborczy Karola Nawrockiego – publiczność nie ukrywała, kogo wspiera – niż bezstronna debata. Prowadzący wprost mówili, że Szymona Hołowni i Joanny Senyszyn może nie lubimy, ale proszę na nich nie gwizdać, by mogli się wypowiedzieć.

W efekcie okazało się, że liczące się telewizje albo pracują dla Nawrockiego, albo dla Trzaskowskiego. A widząc, że debaty wytworzyły silny sentyment przeciwko duopolowi, może to mieć konsekwencje w spadku zaufania do mediów jako takich. Znużeni bitwą PiS i PO wyborcy mogą wzmocnić swe antysystemowe nastawienie uznając, że główne media są tego wojny stronami, zamiast recenzentami. Niestety, mogą stracić na tym media, które chcą być obiektywne, a zyskać platformy społecznościowe – z tym zjawiskiem wszak mamy do czynienia już od pewnego czasu. 

Wyzywając w środę Karola Nawrockiego na piątkową debatę Rafał Trzaskowski i jego sztabowcy popełnili najpoważniejszy błąd w tej kampanii wyborczej. Nie, ten błąd nie oznacza jeszcze, że prezydent Warszawy przegra najbliższe wybory prezydenckie. Oznacza jedynie, że uruchomione zostały mechanizmy społeczne i polityczne, nad którymi ani Koalicja Obywatelska, ani jej kandydat nie mają kontroli.

Wniosek pierwszy: totalny reset kampanii wyborczej

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Michał Płociński: Rafał, pomysłu na tę debatę nie wybronisz
Publicystyka
Estera Flieger: Jedną debatę w Końskich wygrywa Hołownia. Stanowski Stańczykiem, przegrywa Trzaskowski i TVP
Publicystyka
Estera Flieger: Tysięczna rocznica koronacji Chrobrego mogła zrobić się sama
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Drugie dno wojny celnej USA z Chinami
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Przez osiem lat rządów PiS nie „zbliżyło się do prawdy”. Ona jest znana