Czy era niskich stóp procentowych kończy się? Tak wynikałoby z nagłej zmiany prognoz rynkowych, jaka nastąpiła w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Instrumenty finansowe zaczęły wyceniać możliwość, że już w przyszłym roku niektóre banki centralne – również nasz – zaczną podnosić koszt pieniądza. Nie idzie za tym na razie wycena ożywienia gospodarczego, co widać np. po oczekiwaniach inflacyjnych.
Wniosek jest taki, że analitycy są zdezorientowani – nie widzą ożywienia, a dostrzegli wiszący topór wyższego kosztu pieniądza. Choć też jestem lekko zdezorientowany, spróbuję uporządkować pewne fakty. Skupię się na Polsce.
Po pierwsze, nadchodzące ożywienie gospodarcze będzie dość powolne, a towarzysząca mu presja inflacyjna powinna być niska. Powolność ożywienia wynika z globalnego procesu obniżania długu, a niska inflacja z depresji płac oraz spadku cen surowców. Co ważne, oba ostatnie czynniki mogą mieć charakter długookresowy ze względu na wysokie bezrobocie cykliczne w krajach rozwiniętych i spowalniający wzrost gospodarczy krajów rozwijających się (głównie Chin).
Po drugie, w Polsce w ostatniej dekadzie presja inflacyjna pojawiała się ok. rok-półtora roku po pojawieniu się presji płacowej, zaś presja płacowa pojawiała się w momencie, kiedy wzrost gospodarczy przekracza swój trend i tym samym firmy zaczynają zwiększać popyt na pracę. Jeżeli przyjmiemy konserwatywnie, że trend wzrostu PKB Polski wynosi teraz 2,5-3 proc., to presja płacowa pojawi się w pierwszej połowie 2014 r., a presja inflacyjna dopiero w połowie 2015 r.
Po trzecie, istnieje ryzyko, że odpływ kapitału z rynków wschodzących zmusi je do przyjmowania strategii obronnych polegających na podnoszeniu oprocentowania. Jednak uzależnienie Polski od kapitału zagranicznego gwałtownie spadło w ostatnich latach, co widać po mocnym zawężeniu deficytu na rachunku obrotów bieżących. Co więcej, moim zdaniem obawy przed nadmiernie szybkim zacieśnianiem polityki pieniężnej w krajach rozwiniętych (nadmiernym, czyli takim, kiedy wycofaniu podaży rezerw banku centralnego nie będzie towarzyszył wzrost podaży ryzykownych aktywów), które mogłoby przełożyć się na odpływy kapitału z rynków wschodzących, są nieco przesadzone.