Marek Góra: Nieuchronność dłuższej aktywności zawodowej

Żyjemy coraz dłużej, więc w wieku 40–50 lat powinniśmy pomyśleć, co będziemy robić w kolejnych dziesięcioleciach aktywności. I podjąć działania adaptujące. Chodzi o to, by ograniczała ją tylko wydolność i motywacja, a nie przestarzałe kwalifikacje.

Publikacja: 25.04.2025 05:16

Marek Góra: Nieuchronność dłuższej aktywności zawodowej

Foto: Adobe Stock

W nieodległej przyszłości nieuchronnie będziemy pracować do znacznie późniejszego wieku niż obecnie. Przy czym nie zależy to od obecnych decyzji politycznych. Niezależnie od tego, jakie one będą, ich moc sprawcza ogranicza się do kilku lat. To znacznie krócej niż horyzont aktywności przytłaczającej większości z nas. A obecny poziom wieku emerytalnego „usypia” nas jednak, co może prowadzić do bolesnych skutków w przyszłości.

Ta nieuchronność merytorycznie jest dość oczywista. W największym skrócie wynika z tego, że:

– wydłuża się czas trwania naszego życia, a wiec dłużej musimy finansować naszą konsumpcję, na co potrzebujemy dodatkowych środków, a wczesna emerytura oznacza, że mamy ich mniej;

– wczesna dezaktywizacja to więcej miesięcy, przez które będziemy korzystać z zaoszczędzonych środków, więc dostępne co miesiąc kwoty będą odpowiednio mniejsze;

– wczesna dezaktywizacja to „przejadanie” tego, co odłożyliśmy na starość, zanim ona nadejdzie;

– liczba osób aktywnych ekonomicznie zmniejsza się z powodów demograficznych, a wczesna dezaktywizacja jeszcze to pogarsza. Ani postęp technologiczny, ani imigracja w pełni tego nie skompensuje, co spowalnia wzrost naszego dobrobytu.

Poza tym wczesna dezaktywizacja wydłuża okres ekonomicznej bierności, w którym ekonomicznie stajemy się częściowo zbędni, zmarginalizowani, co przykrywa bałamutne określenie „seniorzy”.

Nie słuchajmy głosicieli niewzruszoności wieku emerytalnego na poziomie 60–65 lat. Jeśli ktoś ma dzisiaj mniej niż 50 lat i uwierzy, to w przyszłości go zaboli

Czy będziemy mogli opóźnić dezaktywizację zawodową

Jesteśmy jednak w stanie sprostać wyzwaniu, jakie niosą dłuższe życie i wynikająca z tego nieuchronność dłuższej aktywności, ponieważ:

– utrata fizycznej i psychicznej zdolności do aktywności rozpoczyna się w naszym życiu później i następuje wolniej niż w przeszłości;

– dzięki wsparciu różnych urządzeń w coraz mniejszym stopniu konieczna jest siła i wydolność fizyczna;

– w coraz większym stopniu możemy regulować czas pracy i jej intensywność;

– atrakcyjność zatrudnienia osób starszych rośnie, ponieważ liczba młodszych osób jest coraz mniejsza.

Oczywiście wykonywane zajęcia są różne i różna jest ich uciążliwość, zróżnicowany jest także nasz indywidualny stan zdrowia. Jednak w obu tych przypadkach jest to sytuacja nieporównanie lepsza niż poprzednich pokoleń, które kończyły aktywność później niż my teraz.

Starość w XXI w. przychodzi później niż przed dziesięcioleciami

Podsumowując, w większości będziemy musieli, mogli i chcieli opóźnić swoją dezaktywizację zawodową. Starość w XXI w. przychodzi później niż przed dziesięcioleciami. Uświadomienie sobie z jednej strony nieuchronności, a z drugiej możliwości opóźniania dezaktywizacji ekonomicznej jest pierwszym krokiem do szansy poradzenia sobie z tym wyzwaniem. Nie o wiek emerytalny mi tu chodzi, niemniej jest on jednak istotnym elementem kształtującym nasze myślenie o starości. Nie słuchajmy więc lepiej głosicieli niewzruszoności wieku emerytalnego na poziomie 60–65 lat. Jeśli ktoś ma dzisiaj mniej niż 50 lat i uwierzy, że taki wiek będzie dla niego, to w przyszłości go to zaboli.

Trudne wydłużanie aktywności

Jednak z faktu nieuchronności, ale jednak z rosnącej możliwości nie wynika, że wydłużanie naszej aktywności będzie łatwe. Trzeba się wyprzedzająco przygotować.

W typowej sytuacji człowiek 50-letni ma do starości jeszcze 20–30 lat, ale jego kwalifikacje często są już „starcami”. Dzisiaj ludzie starzeją się znacznie wolniej, a kwalifikacje znacznie szybciej

Nasza zdolność do opóźniania dezaktywizacji ekonomicznej zależy głównie od kwalifikacji zawodowych oraz od stanu zdrowia. Stan zdrowia to zagadnienie, którego nie analizuję tu w szczegółach. Podkreślę jedynie, że w znacznym stopniu zależy on od stylu życia i profilaktyki zdrowotnej (ruch, odżywianie się, unikanie niezdrowych nawyków, regularne badania). Wiele tu można zrobić. To wyzwanie cywilizacyjne, którego nie należy redukować do ważnej, ale niejedynej, kwestii finansowania systemu ochrony zdrowia. Jesteśmy ogólnie zdrowsi niż poprzednie pokolenia, ale na pewno wiele w tym zakresie da się jeszcze osiągnąć.

W typowej sytuacji człowiek 50-letni ma do starości jeszcze 20–30 lat, ale jego kwalifikacje często są już „starcami”. To ich wiek, a nie wiek metrykalny człowieka ma decydujące znaczenie. W przeszłości ludzie i ich kwalifikacje starzeli się w podobnym tempie. Dzisiaj ludzie starzeją się znacznie wolniej, a kwalifikacje znacznie szybciej.

Dezaktywizują się, bo to, co potrafią, staje się coraz mniej potrzebne. Przez to ludzie jeszcze niestarzy stają się w gospodarce coraz mniej potrzebni. Wysłanie ich na „wakacje”, czyli coraz wcześniej rozpoczynającą się emeryturę, jest niepoważnym pomysłem, szczególnie że obecny wiek emerytalny w większości krajów jest już i tak na niskim oraz kosztownym dla ludzi poziomie.

Jak po pięćdziesiątce zdobyć nowe kwalifikacje?

Rozwiązaniem – trudnym, ale chyba jedynym realnym – jest wyprzedzające działanie dostosowujące szeroko rozumiane kwalifikacje do zmieniającej się struktury popytu w gospodarce. W wieku – powiedzmy – 40–50 lat powinniśmy pomyśleć, co będziemy robić w kolejnych dziesięcioleciach aktywności i podjąć działania adaptujące do warunków bardzo różnych od tych, w których zaczynaliśmy około ćwierć wieku wcześniej. Chodzi o to, aby aktywność ograniczała jedynie wydolność oraz motywacja, a nie przestarzałe kwalifikacje.

Choć brzmi to dobrze, to w praktyce wyprzedzające dostosowywanie kwalifikacji milionów osób stanowi wyzwanie. Nie chodzi tu o poziom kwalifikacji, tylko o to, czego dotyczą. Nawet wysokie kwalifikacje, których nikt już nie potrzebuje, nie rozwiązują problemu. W dzisiejszym świecie musimy je zmieniać, a także zmieniać wykonywane zawody.

Czy system edukacyjny może pomóc?

Przed rozpoczęciem aktywności ekonomicznej, czy to jako pracownicy najemni, czy jako przedsiębiorcy, przechodzimy przez system edukacyjny, którego istotną częścią jest przygotowanie nas do tej aktywności. Gdy natomiast w połowie naszego życia stajemy wobec podobnego wyzwania, jesteśmy pozbawieni takiego wsparcia. Musimy radzić sobie sami. Nie bardzo wiemy, kiedy i co zrobić, jak to sfinansować i zorganizować. Nawet jeśli czujemy, że coś trzeba zrobić, to odsuwamy to w czasie, aż jest za późno. Często zamiast przeciwdziałać skutkom, szukamy winnych tego, że jest, jak jest.

Wsparcie instytucjonalne jest tu absolutnie niezbędne. Potrzebna jest struktura, która w sposób podobny do systemu szkolnego (szkoły średnie i wyższe) w połowie życia zawodowego wyposaży nas w to, z czym młodsi wchodzą w życie zawodowe w wieku ok. 20 lat. Przy czym oczywiście nie chodzi tu o wiedzę stricte szkolną, lecz zawodową.

Schody zaczynają się, gdy dochodzimy do finansowania oraz organizacji takich działań. Koncepcja finansowania powinna wyjść z dostrzeżenia, że są trzy podmioty zainteresowane opóźnianiem dezaktywizacji:

– osoby w wieku 40–50 lat potrzebują tego dla samych siebie (tak pracownicy najemni, jak i samozatrudnieni przedsiębiorcy);

– firmy – demograficzny spadek podaży pracy młodszych roczników rodzi potrzebę zwiększenia podaży pracy osób starszych;

– społeczeństwo jako całość (za pośrednictwem rządu) – wczesna dezaktywizacja znacznej części społeczeństwa osłabia wzrost gospodarczy oraz generuje rosnące koszty różnego rodzaju transferów, które społeczeństwo musi sfinansować.

Te trzy podmioty powinny uczestniczyć w finansowaniu kosztu takiego wyprzedzającego adaptowania kwalifikacji.

Jak wykorzystać istniejąca infrastrukturę zawodową?

Paradoksalnie większym problemem jest zbudowanie infrastruktury szkoleniowej, w której aktualizacja kwalifikacji mogłaby być realizowana. Łatwo wpaść w pułapkę „przepalania” pieniędzy bez właściwej realizacji celu. Zaprojektowanie takiej infrastruktury i zorganizowanie jej dla dziesiątków tysięcy osób (miejsce, kadra, programy, sposób finansowania działań itp.) jest trudne. Całożyciowe uczenie się (LLL – life long lerning) jest świetnym pomysłem, ale pozostaje raczej na marginesie. Potrzeba działania na znacznie większą skalę.

Szansa tkwi w dostosowaniu istniejącej struktury instytucji edukacyjnych do realizacji tego celu. Boom edukacyjny na przełomie wieków doprowadził do gwałtownego wzrostu podaży takich usług (szczególnie na poziomie edukacji wyższej, ale nie tylko). Część tego wzrostu była sztuczna, część miała chybione cele, ale stworzone „moce” są obecnie nieco przeskalowane. Szkoły średnie i wyższe uczelnie obsługują – w przybliżeniu – populację między 15. a 24. rokiem życia. W tej grupie wiekowej w roku 2000 było w Polsce ok. 6,5 mln osób, natomiast w 2020 r. już tylko ok. 3,7 mln. Ten spadek niestety się powiększa i tego nie zmienimy.

Spadek liczebności populacji jest wieloaspektowym problemem. Tu zwracam uwagę na to, że sektorowi edukacyjnemu gwałtownie ubywa uczniów i studentów. Można temu częściowo zaradzić, włączając istniejące instytucje edukacyjne do opisywanych tu działań. Możliwe byłoby ich dostosowanie do obsługi na szeroką skalę osób w wieku 40–50 lat. Byłoby to z obustronną korzyścią, tak dla sektora edukacji, jak i wyposażenia ludzi w kwalifikacje pozwalające im na dłuższą aktywność ekonomiczną.

Wiele instytucji edukacyjnych prowadzi już aktywność dla osób niebędących regularnymi uczestnikami procesu edukacji (np. studia sobotnio-niedzielne dla pracujących). To potrzebna działalność, ale jest skierowana na „tu i teraz”, czyli poprawę aktualnej sytuacji takich osób w gospodarce, oraz podniesienie ich kwalifikacji na zajmowanych stanowiskach. Tu piszę o działaniach silnie zorientowanych na przyszłość, w szczególności zmianę profilu kwalifikacji, a do tego prowadzonych na szerszą skalę. To więc nie to samo.

Potrzeba byłoby dalej idącej adaptacji funkcjonowania tych instytucji. Jest jednak przygotowana kadra, struktura administracyjna itp. Ich wykorzystanie jest możliwe. W sumie chodzi o to samo, co w przypadku osób w wieku 15–25 lat. Chodzi o przygotowanie do „drugiego wejścia” na rynek pracy osób wyposażonych w aktualne kwalifikacje.

Ważna rola państwa

Przedsięwzięcie o tak dużej skali wymaga stworzenia odpowiednich ram instytucjonalnych. To rola parlamentu, rządu i wyspecjalizowanej administracji. Warto jednak dostrzec, że oparcie się na istniejących instytucjach edukacyjnych spowoduje nie tylko, że nie trzeba budować od zera infrastruktury dla realizacji omawianego celu, ale także że łagodzi to wspomniane wcześniej zagrożenie „przepalania” pieniędzy. Istniejący nadzór nad systemem edukacji, jego narzędzia i sprawdzony sposób funkcjonowania mogą tu bardzo pomóc. Jest więc od czego zacząć.

Wydaje się, że przynajmniej niektóre wyższe uczelnie byłyby w stanie zainicjować to w relatywnie niedługim czasie. Można więc, nie czekając na szczegółowe regulacje, podjąć działania wewnątrz uczelni przygotowujące, a nawet pilotażowo uruchamiające oferowanie programów adaptacji 40–50-latków do kwalifikacyjnych wyzwań przyszłości. Mogłoby to obejmować także praktyki przygotowujące do podjęcia tych wyzwań.

Problem, o którym tu piszę, jest coraz bardziej powszechny nie tylko w Polsce, ale też w całym rozwiniętym świecie, w którym tempo zmian w gospodarce jest zdecydowanie szybsze niż wymiana pokoleń. Dostrzeżenie go i rozpoczęcie na znaczącą skalę zdecydowanych działań adaptujących do tej sytuacji byłyby dla Polski bardzo korzystne gospodarczo.

O autorze

Marek Góra

Profesor Marek Góra wykłada w SGH. Zaprojektował wraz z Michałem Rutkowskim system emerytalny funkcjonujący w Polsce od 1999 r.

W nieodległej przyszłości nieuchronnie będziemy pracować do znacznie późniejszego wieku niż obecnie. Przy czym nie zależy to od obecnych decyzji politycznych. Niezależnie od tego, jakie one będą, ich moc sprawcza ogranicza się do kilku lat. To znacznie krócej niż horyzont aktywności przytłaczającej większości z nas. A obecny poziom wieku emerytalnego „usypia” nas jednak, co może prowadzić do bolesnych skutków w przyszłości.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Fałszywy ton nacjonalizmu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny
Opinie Ekonomiczne
Donald Tusk kontra globalizacja – kampanijny chwyt czy nowy kierunek?