Tyle smutnych rzeczy działo się w ciągu ostatnich dni i tygodni, że trudno o uśmiech. Ale jednocześnie mamy ciepłą wiosnę, zbliża się długa leniwa majówka (i pomyśleć, że 1 maja nazywany był kiedyś „Świętem Pracy”...), na naszej półkuli robi się coraz piękniej. Społecznym obowiązkiem jest pisanie o czymś wesołym i podnoszącym na duchu.
Felietonista ekonomiczny jest jednak w trudnej sytuacji. Wprawdzie prezydent Trump w ostatnich dniach nieco mniej straszy wzrostem ceł, ale przecież już podniósł efektywną amerykańską taryfę celną do najwyższego poziomu od stulecia, a zawieszone chwilowo „cła odwetowe” wciąż są przedmiotem negocjacji i mogą łatwo powrócić, zwiększając ją do poziomu z czasów wojny secesyjnej. Sposób wyliczenia tych ceł był rzeczywiście komiczny, ale akurat w tej sprawie nikomu nie jest do śmiechu, a próby napisania na tej kanwie zabawnego felietonu doprowadziłyby zapewne do uznania, że ekonomiści mają bardzo specyficzne poczucie humoru.
Co gorsza, Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył właśnie prognozę wzrostu światowej gospodarki. Żeby jeszcze pogorszyć nastrój, autorzy dodali, że prognoza bazuje na optymistycznym założeniu, że obecne stawki celne już dalej nie wzrosną (co wcale nie jest pewne), a więc wolniejszy wzrost to tylko cena do zapłaty za to, co już się stało. Elementem lekko humorystycznym może być jedynie to, że prognozy wzrostu gospodarczego dla USA uległy takiej samej redukcji, jak dla całej reszty świata, choć wprowadzone cła miały wyzwolić Amerykę i przynieść jej nieprawdopodobne korzyści.
W gospodarce krajowej też wiele wesołego się nie dzieje, nastroje są nieszczególne, produkcja rośnie wolno, za to ceny nadal stosunkowo szybko. Z czego tu się śmiać?
W takiej sytuacji pozostaje tylko szukać dobrych żartów w wypowiedziach i obietnicach naszych kandydatów na urząd prezydenta. Część z nich mogłaby trafić do skeczów Monty Pythona – jak choćby purnonsensowe obietnice jednego z kandydatów, że szybko obniży o jedną trzecią ceny energii. Niezłe są też deklaracje o odbudowie COP, a także przyrzeczenia radykalnej obniżki podatków (poza jednym kandydatem który, szukając zapewne oryginalności, zastosował żart à rebours i obiecuje podatki podnieść, w zamian zapewniając każdemu tyle pieniędzy z budżetu, ile mu tylko trzeba). Godnym docenienia żartem kandydatki lewicowej była teza, że w racie spłacanego kredytu trzy czwarte stanowią zyski banku (zapewne doradzającym kandydatce tytanom umysłu nie przyszło do głowy, że rata obejmuje zarówno odsetki, jak zwrot kapitału), albo że skutkiem obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców zmniejszą się wydatki na służbę zdrowia (wydatki rosną na podstawie osobnej ustawy, a braki składki uzupełniane są automatycznie z innych podatków).