Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta

Polska potrzebuje więcej beztroskiego uśmiechu, a zapewnić go powinni kandydaci.

Publikacja: 24.04.2025 05:06

Witold M. Orłowski

Witold M. Orłowski

Foto: Fotorzepa/Radek Pasterski

Tyle smutnych rzeczy działo się w ciągu ostatnich dni i tygodni, że trudno o uśmiech. Ale jednocześnie mamy ciepłą wiosnę, zbliża się długa leniwa majówka (i pomyśleć, że 1 maja nazywany był kiedyś „Świętem Pracy”...), na naszej półkuli robi się coraz piękniej. Społecznym obowiązkiem jest pisanie o czymś wesołym i podnoszącym na duchu.

Felietonista ekonomiczny jest jednak w trudnej sytuacji. Wprawdzie prezydent Trump w ostatnich dniach nieco mniej straszy wzrostem ceł, ale przecież już podniósł efektywną amerykańską taryfę celną do najwyższego poziomu od stulecia, a zawieszone chwilowo „cła odwetowe” wciąż są przedmiotem negocjacji i mogą łatwo powrócić, zwiększając ją do poziomu z czasów wojny secesyjnej. Sposób wyliczenia tych ceł był rzeczywiście komiczny, ale akurat w tej sprawie nikomu nie jest do śmiechu, a próby napisania na tej kanwie zabawnego felietonu doprowadziłyby zapewne do uznania, że ekonomiści mają bardzo specyficzne poczucie humoru.

Co gorsza, Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył właśnie prognozę wzrostu światowej gospodarki. Żeby jeszcze pogorszyć nastrój, autorzy dodali, że prognoza bazuje na optymistycznym założeniu, że obecne stawki celne już dalej nie wzrosną (co wcale nie jest pewne), a więc wolniejszy wzrost to tylko cena do zapłaty za to, co już się stało. Elementem lekko humorystycznym może być jedynie to, że prognozy wzrostu gospodarczego dla USA uległy takiej samej redukcji, jak dla całej reszty świata, choć wprowadzone cła miały wyzwolić Amerykę i przynieść jej nieprawdopodobne korzyści.

W gospodarce krajowej też wiele wesołego się nie dzieje, nastroje są nieszczególne, produkcja rośnie wolno, za to ceny nadal stosunkowo szybko. Z czego tu się śmiać?

W takiej sytuacji pozostaje tylko szukać dobrych żartów w wypowiedziach i obietnicach naszych kandydatów na urząd prezydenta. Część z nich mogłaby trafić do skeczów Monty Pythona – jak choćby purnonsensowe obietnice jednego z kandydatów, że szybko obniży o jedną trzecią ceny energii. Niezłe są też deklaracje o odbudowie COP, a także przyrzeczenia radykalnej obniżki podatków (poza jednym kandydatem który, szukając zapewne oryginalności, zastosował żart à rebours i obiecuje podatki podnieść, w zamian zapewniając każdemu tyle pieniędzy z budżetu, ile mu tylko trzeba). Godnym docenienia żartem kandydatki lewicowej była teza, że w racie spłacanego kredytu trzy czwarte stanowią zyski banku (zapewne doradzającym kandydatce tytanom umysłu nie przyszło do głowy, że rata obejmuje zarówno odsetki, jak zwrot kapitału), albo że skutkiem obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców zmniejszą się wydatki na służbę zdrowia (wydatki rosną na podstawie osobnej ustawy, a braki składki uzupełniane są automatycznie z innych podatków).

Wszystko to jest oczywiście śmieszne, ale mogłoby być znacznie lepsze. Wzrost kwoty wolnej w PIT? A po co go w ogóle zbierać? Nowy COP? A dlaczego nie Krzemowa Dolina? A co z obiecanym przez posła Mularczyka 1,5 bln dol. reparacji od Niemiec? Gdyby kupić za to amerykańskie obligacje, można byłoby z samych odsetek każdemu Polakowi wypłacać ponad 500 zł miesięcznie (Polakom, nie imigrantom!).

Apeluję: więcej fantazji, kandydaci, naród potrzebuje dziś uśmiechu!

Tyle smutnych rzeczy działo się w ciągu ostatnich dni i tygodni, że trudno o uśmiech. Ale jednocześnie mamy ciepłą wiosnę, zbliża się długa leniwa majówka (i pomyśleć, że 1 maja nazywany był kiedyś „Świętem Pracy”...), na naszej półkuli robi się coraz piękniej. Społecznym obowiązkiem jest pisanie o czymś wesołym i podnoszącym na duchu.

Felietonista ekonomiczny jest jednak w trudnej sytuacji. Wprawdzie prezydent Trump w ostatnich dniach nieco mniej straszy wzrostem ceł, ale przecież już podniósł efektywną amerykańską taryfę celną do najwyższego poziomu od stulecia, a zawieszone chwilowo „cła odwetowe” wciąż są przedmiotem negocjacji i mogą łatwo powrócić, zwiększając ją do poziomu z czasów wojny secesyjnej. Sposób wyliczenia tych ceł był rzeczywiście komiczny, ale akurat w tej sprawie nikomu nie jest do śmiechu, a próby napisania na tej kanwie zabawnego felietonu doprowadziłyby zapewne do uznania, że ekonomiści mają bardzo specyficzne poczucie humoru.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny
Opinie Ekonomiczne
Donald Tusk kontra globalizacja – kampanijny chwyt czy nowy kierunek?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Repolonizacja, czyli reupartyjnienie gospodarki