Premier Donald Tusk podczas swojego wystąpienia na Europejskim Forum Nowych Idei (EFNI) przedstawił nie taką nową znowu ideę „repolonizacji gospodarki”. Rząd Jarosława Kaczyńskiego, choć formalnie Mateusza Morawieckiego, też ją w końcu głosił. Słusznie jednak Tusk nie martwi się, że wyborcy będą woleli oryginał od naśladownictwa, bo wyborcom to jest z gruntu rzeczy obojętne, kto im coś obieca. Ważne, co im obieca.
Donald Tusk obiecuje „repolonizacje”, „nacjonalizację” i „dyktaturę gospodarczą”
Kiedyś było tak, że to opozycji łatwiej było obiecywać wyborcom gruszki na wierzbie. Przypomnę, że podczas kampanii wyborczej w 2001 roku Leszek Miller, będąc jeszcze w opozycji, zapewniał, że „jak SLD obieca gruszki na wierzbie, to one tam wyrosną”. Co prawda nie wyrosły, bo po przejęciu władzy rząd SLD zderzył się z rzeczywistością, ale doszliśmy już do takiego momentu, że władza nie ma zahamowani, by obiecywać jeszcze więcej niż opozycja. Zwłaszcza że obietnice „repolonizacji”, „nacjonalizacji” i „dyktatury gospodarczej” – bo takich słów użył premier Donald Tusk – to dość łatwo zrealizować. Zwłaszcza jeśli chodzi o tę dyktaturę.
Czytaj więcej
Wiara w wyłącznie dobroczynne skutki globalizacji to już przeszłość. Donald Tusk wie, że jeśli li...
Premier ogłosił „koniec naiwnej globalizacji” i zapewnił, że „Polska w tym coraz bardziej bezwzględnym konkursie egoistów na rynku światowym, na frontach wojen nie będzie naiwnym partnerem", a „polskie firmy nie będą stały na straconej pozycji w konkurencji z międzynarodowymi molochami”. Powtórzył jeszcze stary slogan PiS, że „kapitał ma narodowość", a polskie interesy mają „biało-czerwone barwy”. „Jeżeli ktoś będzie uważał, że egzekwowanie tej oczywistej prawdy, że służy się Polsce i że polskie interesy muszą być najważniejsze, jest dyktaturą gospodarczą, to ja się nie obrażę” – dodał Donald Tusk. Normalnie czekałem, aż na koniec rzuci jeszcze sakramentalne „Szczęść Boże” – by jeszcze bardziej upodobnić się do Grzegorza Brauna.
Jak premier Donald Tusk mógłby naprawdę pomóc polskim firmom?
Ze swej strony dodam, że nie trzeba żadnego specjalnego uprzywilejowania w Polsce polskich firm. Wystarczy, że zagraniczne nie będą dłużej uprzywilejowane. Nasze dadzą sobie z nimi radę same. Pod warunkiem że rząd nie będzie im w tym przeszkadzał. A jak mógłby ewentualnie pomóc? Opodatkowując przychody firm zagranicznych uzyskiwane w Polsce. Bo one mają wysokie koszty wynikające ze swoich zobowiązań zagranicznych, więc mają niewielkie dochody w Polsce. A jak dochód niewielki, no to i podatki niewielkie.