Bogusław Chrabota: Tusku, nie ścigaj się z Trumpem

Nacjonalizm gospodarczy to błąd. Polsce potrzebna jest przede wszystkim walka z barierami rozwoju biznesu.

Publikacja: 17.04.2025 04:52

Premier Donald Tusk przemawia podczas otwarcia wiosennej edycji Europejskiego Forum Nowych Idei "Prz

Premier Donald Tusk przemawia podczas otwarcia wiosennej edycji Europejskiego Forum Nowych Idei "Przyszłość pracy, praca przyszłości" w hotelu Sofitel Warsaw Victoria

Foto: PAP/Szymon Pulcyn

Czyżby musiał wydarzyć się Dzień Wyzwolenia Ameryki w wydaniu Donalda Trumpa, by polski lider Donald Tusk też ogłosił, że nie wstydzi się nacjonalizmu gospodarczego? Byłoby to więcej niż paradoks, można wręcz powiedzieć, że fundamentalny błąd, gdybyśmy poszli tą samą ścieżką, co lokator Białego Domu. Szczęśliwie nie jest to możliwe. Nie ta skala gospodarki, nie ta jej charakterystyka, nie te wyzwania czy problemy. Dlatego wolę hasło Polska First (choć to nie po polsku) niż jakiekolwiek odniesienia do nacjonalizmu. Bo z nim zawsze wiąże się jakaś systemowa deformacja.

W gospodarczym nacjonalizmie specjalizował się PiS

Kiedy słyszę „nacjonalizm” w gospodarce, dostaję gęsiej skórki, bo wracają w pamięci czasy PiS. Ale nawet oni, choć stworzyli w gospodarce system masywnego nacjonalizmu, nie wciągnęli tego słowa do arsenału propagandy. Woleli posługiwać się eufemistycznymi synonimiami: Polska Wielki Projekt, „narodowe czempiony” czy Polski Ład. Lepiej to jakoś brzmiało, choć istota tych projektów była na wskroś „nacjonalistyczna”.

Czytaj więcej

Janusz Jankowiak: Z retoryki premiera zniknął element wspólnotowy. Przez wybory?

Preferowano spółki publiczne, karmiono się megalomanią, duszono małe i średnie firmy, destabilizowano otoczenie gospodarki (sądy, podatki), czego skutkiem była niechęć polskich firm do inwestowania. A co do inwestycji z zewnątrz, w małym stopniu przywiązywano wagę do offsetu; widać to czytelnie przy zakupach z dziedziny obronności. Takiego „nacjonalizmu” gospodarczego Polska nie potrzebuje, nawet, a może zwłaszcza w wydaniu Donalda Tuska. A jeśli już czegoś potrzeba, to internacjonalizmu: zagranicznych inwestycji w kraju, wspierania polskich firm poza krajem, rozwijania eksportu czy wzmocnienia polskiego rynku pracy poprzez import fachowców. To dla ludzi mających pojęcie o gospodarce oczywiste oczywistości.

Po co Donald Tusk mówi o nacjonalizmie? 

Na pierwszym miejscu trzeba postawić likwidację barier rozwojowych dla krajowego biznesu. I tu spieszymy z patriotyczną podpowiedzią, suflując panu premierowi wnioski z raportu Grant Thornton

Skąd więc ten „nacjonalizm” pana premiera? Ano z kampanii wyborczej, z polityki. Ma wzbudzić echo, zwłaszcza na prawicy. Te zaklęcia to dziedzictwo, jakie zostawiły po sobie rządy PiS-u. Pokrzykiwania, że na pierwszym miejscu jest interes narodowy, wciąż pracują, a teraz mają pracować na wyborczy sukces Rafała Trzaskowskiego.

Sprawa staje się jasna, gdy zajrzy się pod podszewkę planów premiera i głośnych uwag o końcu „ery naiwnej globalizacji”. Jeśli bowiem istotą planu ma być wspieranie polskich przedsiębiorstw, to nie mam z tym problemu. Jeśli mają mieć preferencje w przetargach, podobnie. Jeśli chce się zaangażować polskie firmy do projektu atomowego, przebranżowić Rafako, to nie należy specjalnie z tym się kłócić ani dyskutować. Pod jednym jednak warunkiem: jeśli na pierwszym miejscu postawi się likwidację barier rozwojowych dla krajowego biznesu.

I tu spieszymy z patriotyczną podpowiedzią, suflując panu premierowi wnioski z raportu Grant Thornton. Nie są odkrywcze: polskiemu biznesowi najbardziej szkodzą rosnące koszty pracy, wysokie ceny energii, niepewność ekonomiczna, biurokracja czy brak wykwalifikowanych pracowników. Co więcej, te hamulce rozwojowe, w przekonaniu biznesu, sytuują nas na szczycie przeciążonych gospodarek świata. Jeśli więc pan premier (już po wyborach) szukałby obszarów do wsparcia polskiego biznesu, to ma gotową agendę. Nic, tylko wczytać się i naprawiać te dziedziny krok po kroku. Nie ma nic łatwiejszego.

Czyżby musiał wydarzyć się Dzień Wyzwolenia Ameryki w wydaniu Donalda Trumpa, by polski lider Donald Tusk też ogłosił, że nie wstydzi się nacjonalizmu gospodarczego? Byłoby to więcej niż paradoks, można wręcz powiedzieć, że fundamentalny błąd, gdybyśmy poszli tą samą ścieżką, co lokator Białego Domu. Szczęśliwie nie jest to możliwe. Nie ta skala gospodarki, nie ta jej charakterystyka, nie te wyzwania czy problemy. Dlatego wolę hasło Polska First (choć to nie po polsku) niż jakiekolwiek odniesienia do nacjonalizmu. Bo z nim zawsze wiąże się jakaś systemowa deformacja.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Repolonizacja, czyli reupartyjnienie gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Tusk odpowiada na Trumpa czy mówi Trumpem?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zamiast obniżać składkę zdrowotną, trzeba ją skasować
Opinie Ekonomiczne
Bełdowski, Góral: Kowal zawinił, bank powiesili
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Opinie Ekonomiczne
Waldemar Markiewicz: Misja, wizja halucynacja – dlaczego trzeba mierzyć siły na zamiary?