Janusz Jankowiak: Z retoryki premiera zniknął element wspólnotowy. Przez wybory?

Jeśli to, co premier Donald Tusk powiedział o repolonizacji gospodarki, uznać za przeciwieństwo prywatyzacji, to byłby to niebezpieczny kierunek – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Publikacja: 17.04.2025 04:48

Premier Donald Tusk przemawia podczas otwarcia wiosennej edycji Europejskiego Forum Nowych Idei "Prz

Premier Donald Tusk przemawia podczas otwarcia wiosennej edycji Europejskiego Forum Nowych Idei "Przyszłość pracy, praca przyszłości" w hotelu Sofitel Warsaw Victoria

Foto: PAP/Szymon Pulcyn

We wtorek w czasie Europejskiego Forum Nowych Idei premier Donald Tusk stwierdził, że kończy się era naiwnej globalizacji i jeśli chcemy osiągać sukcesy gospodarcze, budować bezpieczne państwo, to musimy sobie i innym wyraźnie powiedzieć, że Polska nie będzie naiwnym partnerem w tym coraz bardziej bezwzględnym konkursie egoistów na rynkach światowych i frontach wojen.

Cóż, generalnie ta zmiana retoryki pana premiera w sprawach pojmowania suwerenności gospodarczej, oceny globalizacji jest postępująca. To nie jest jakieś gwałtowna zmiana frontu. To dzieje się od jakiegoś czasu. Tyle tylko, że tutaj nastąpiła dosyć radykalna zmiana tonu.

Czytaj więcej

Donald Tusk: Czas na repolonizację polskiej gospodarki. Kapitał ma narodowość

Radykalna i chyba dość niespodziewana?

Czy niespodziewana? Moim zdaniem należy osadzić w kontekście kampanii.

Wyborczej?

Tak, ten kontekst jest tutaj ważny. On wpłynął na to, że nastąpiło przyspieszenie zmiany narracji. Gdyby pan odnalazł wystąpienie premiera na EFNI z 2024 r., to te wystąpienie brzmiało zupełnie inaczej. I mimo że w Stanach Zjednoczonych nie było wtedy prezydentury Trumpa, to przecież za naszą wschodnią granicą toczyła się wojna. Tusk akcentował wtedy konieczność budowy wspólnego frontu europejskiego. To było bardzo mocno widoczne. W tegorocznym wystąpieniu już nie było po tym nawet śladu. Było za to coś, co nazwałem „Poland first”. Ta część wypowiedzi zresztą była w jakimś stopniu adresowana do polskich przedsiębiorców, do polskiego biznesu. Pewnie dlatego, że dotychczas, od grubo ponad roku, czyli od powołania rządu, jedynym większym ukłonem w ich stronę było niedawne powołanie zespołu do spraw deregulacji, z aktywnym udziałem przedsiębiorców. Wcześniej były głównie kłopoty z realizacją wielu obietnic złożonych im w czasie kampanii wyborczej. Nic istotnego poza tym się nie zdarzyło. Stąd pewnie teraz to postawienie akcentu na polską przedsiębiorczość, stąd mowa o preferencjach dla polskich firm w starciu z firmami z zagranicy.

Na ile to są słowa, a na ile zapowiedź realnych działań?

Można sobie wyobrazić pewne formy aktywniejszej promocji polskiej przedsiębiorczości w różnych kontraktów, które są rozpisywane w ramach unijnych procedur otwartych. W praktyce oczywiście będzie trudne, o ile nie zrezygnujemy na przykład z kryterium ceny przy wyborze najlepszej oferty. Sądzę, że to w znacznej części pozostanie i będzie nadal mocno obecne w części werbalnej, natomiast w praktyce może być z tym różnie. W czasie tego wystąpienia padły jednak różne słowa, które świadczą o daleko idącej dezynwolturze w odniesieniu do Giełdy Papierów Wartościowych, spółek publicznych notowanych na GPW. To zaskakujące, bo przecież w przeszłości wielokrotnie krytykowano polityków za to, że nie zwracają uwagi, że ich słowa mają wpływ na cenę spółek publicznych, na wycenę aktywów tych spółek, których posiadaczami są zarówno zwykli ludzie, jak i instytucje inwestujące ich oszczędności w ramach różnego rodzaju funduszy, w tym emerytalnych. Teraz uwagi premiera skupiły się na spółkach energetycznych.

Ich notowania w następstwie tych uwag poszły w dół.

No właśnie. Oczywiście można się pocieszać, że mogło być gorzej. Można sobie przecież wyobrazić, że tego typu słowne interwencje polityków będą dotyczyć i innych spółek publicznych, choćby banków czy ubezpieczalni. To wszystko jest oczywiście naganne i świadczy o tym, że politycy, także premier, w dalszym ciągu przywiązują istotnej wagi do tego, w jaki sposób ich słowa wpływają na wyceny aktywów.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Tusk zrywa z naiwnością liberałów. To realizm, a nie populizm

W wypowiedzi szefa rządu padło też stwierdzenie o konieczności repolonizacji gospodarki. Czy to się nie kłóci z tym, co do tej pory środowisko Tuska, że prywatyzacja jest najlepszą drogą do odebrania politykom wpływu na spółki skarbu państwa? Tu mamy chyba zapowiedź pójścia w przeciwną stronę?

Środowisko liberalne mówiło o tym od dość dawna. To prawda, że od jakiegoś czasu tego nie powtarza, ale przecież w otoczeniu premiera nieraz mówiło się o tym, że kapitał ma narodowość. Że istotne znaczenie ma to w czyich rękach są spółki strategiczne. Tusk to teraz powtórzył. Nie sądzę też, żeby za tą deklaracją repolonizacji gospodarki stały jakieś istotne plany nacjonalizacji jakiś sektorów, branż czy nawet poszczególnych przedsiębiorstw. Aż tak daleko na pewno nie idę. Natomiast z całą pewnością, jeżeli ktoś mówi o repolonizacji, to powinien określić dokładnie, co ma na myśli. Na przykład, jeżeli to miałoby być tak, że jesteśmy zwolennikami tego, żeby część spółek, które dzisiaj są w posiadaniu inwestorów zagranicznych, zmieniła właściciela na polskiego, prywatnego, to nie miałbym specjalnych problemów z przyznaniem, że to w niektórych przypadkach może być sensowne. Tyle tylko, że to nie ma nic wspólnego z decyzjami państwa. To decyzje prywatnych polskich inwestorów. Tymczasem to, co premier powiedział o repolonizacji gospodarki, może być uważane za przeciwieństwo prywatyzacji. A wtedy to już niebezpieczny kierunek.

Leszek Balcerowicz pewnie zgrzytał wczoraj zębami.

Tego nie wiem, bo z nim nie rozmawiałem, natomiast oczywiście nie sądzę, żeby był on entuzjastą tego zwrotu. Politycy zareagowali na słowa premiera przewidywalnie. Ci z opozycji zaczęli je wyszywać, mówili o kopiowaniu ich haseł. Natomiast politycy ugrupowań rządzących stanęli karnie w szeregu mówiąc, że premier nakreślił kierunki i powiedział jak powinno. Wielu ekonomistów było natomiast powściągliwych. Ocenili słowa premiera w kategoriach kampanii wyborczej.

Słyszał pan w wypowiedziach premiera Tuska język Trumpa?

W sensie głównego hasła „Poland first”, którego premier wprost nie użył, oczywiście tak. Wymowa tego, co mówił szef naszego rządu, był oczywiście zbliżona do trumpowskiego „America first”. Natomiast do samego języka, a zwłaszcza do konkretnych posunięć Trumpa, sporo nam jednak na szczęście jeszcze brakuje. Jesteśmy od tego dosyć daleko i mam nadzieję, że ich nie dogonimy.

W kontekście potrzeby przeciwstawienia się Trumpowi o budowaniu bardziej wspólnotowego podejścia Europy. Na początku, kiedy Trump ogłosił „Dzień wyzwolenia Ameryki”, Europa odpowiedziała za silniejszym zjednoczeniem, za zwarciem szeregów, za wspólną odpowiedzią wojskową, ale też oczywiście gospodarczą. Mówił o tym także premier Tusk. Tymczasem w jego wystąpieniu na EFNI tego w ogóle nie było. Więcej, wyglądało to tak, jak byśmy mieli iść w inną stronę.

To prawda. W tej chwili w Stanach Zjednoczonych toczy się dosyć żywa dyskusja o tym, jakiego rodzaju błędy o charakterze strategicznym popełnia ekipa amerykańskiego prezydenta i sam Trump. Jednym z głównych argumentów jest to, że jeżeli celem jej działań było przeciwstawienie się dominacji chińskiej, która jest oparta na niekonkurencyjnych kosztach, subwencjonowaniu, całym tym dobrze znanym arsenałem, który zakłóca zasady wolnego handlu, to Stany Zjednoczone powinny najpierw zaproponować swoim sojusznikom, Europie, Japonii, sformowanie koalicji, która da odpór wobec chińskiej nieuczciwej konkurencji. Tego nie ma w polityce Trumpa, ale tego też zabrakło w wystąpieniu Tuska. Gdyby Tusk skierował pod adresem Stanów Zjednoczonych tego rodzaju propozycję, powiedział: zastanówcie się, może razem powinniśmy wspólnie przeciwstawić się chińskiej albo sformułować jakiś wspólny front, to wtedy by to zabrzmiało trochę inaczej. Bo byłby ten element wspólnotowy i jeszcze konstruktywna próba wyjścia do przodu. Tego nie było. Był interes narodowy, postawiony na piedestale, na pierwszym miejscu. A to zupełnie inna bajka.

Nasi partnerzy unijni mogli ze zdumieniem słuchać szefa polskiego rządu?

Myślę, że co najmniej część z nich była zaskoczona. Dla nich to z pewnością był dość radykalny zwrot.

We wtorek w czasie Europejskiego Forum Nowych Idei premier Donald Tusk stwierdził, że kończy się era naiwnej globalizacji i jeśli chcemy osiągać sukcesy gospodarcze, budować bezpieczne państwo, to musimy sobie i innym wyraźnie powiedzieć, że Polska nie będzie naiwnym partnerem w tym coraz bardziej bezwzględnym konkursie egoistów na rynkach światowych i frontach wojen.

Cóż, generalnie ta zmiana retoryki pana premiera w sprawach pojmowania suwerenności gospodarczej, oceny globalizacji jest postępująca. To nie jest jakieś gwałtowna zmiana frontu. To dzieje się od jakiegoś czasu. Tyle tylko, że tutaj nastąpiła dosyć radykalna zmiana tonu.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
USA oferują Rosji złagodzenie sankcji pod warunkiem trwałego zawieszenia broni
Gospodarka
Samorządy muszą być partnerami w rozwoju państwa
Gospodarka
„Koniec naiwnej globalizacji”. Tusk chce stawiać na polskie firmy i patriotyzm gospodarczy
Gospodarka
Tąpnięcie notowań spółek energetycznych po zapowiedziach premiera. Chodzi o zyski
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Gospodarka
Donald Tusk: Czas na repolonizację polskiej gospodarki. Kapitał ma narodowość