Samorządy muszą być partnerami w rozwoju państwa

Chciałbym, aby Warmia i Mazury były regionem nowoczesnym, otwartym, z którego młodzi nie chcą wyjeżdżać, a starsi czują się bezpiecznie – mówi Marcin Kuchciński, marszałek województwa warmińsko-mazurskiego.

Publikacja: 17.04.2025 05:59

Samorządy muszą być partnerami w rozwoju państwa

Foto: mat. pras.

Na tegorocznym Europejskim Kongresie Samorządowym w Mikołajkach dużo mówiono o bezpieczeństwie. Jak pan je postrzega jako marszałek województwa sąsiadującego z Rosją?

Bezpieczeństwo to dziś jedno z najważniejszych wyzwań dla regionów przygranicznych. Wojna w Ukrainie trwa i w naszym województwie, które ma ponad 200 km granicy z Federacją Rosyjską, realnie odczuwamy jej konsekwencje. Dotykają one nie tylko kwestii militarnych, ale przede wszystkim społecznych, gospodarczych, a także psychologicznych. Jeszcze kilka lat temu granica była miejscem współpracy, kontaktów międzyludzkich i rozwoju. Dziś stała się barierą, która rodzi obawy i niepewność. Dlatego wspólnie z innymi samorządowcami podpisaliśmy petycję do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, w której apelujemy o utworzenie specjalnych instrumentów wsparcia dla regionów graniczących z Rosją, Białorusią i Ukrainą. Jako marszałek województwa nie mam wątpliwości, że bezpieczeństwo – zarówno militarne, jak i infrastrukturalne, energetyczne czy cyfrowe – musi być dziś priorytetem dla samorządów, rządu i całej wspólnoty europejskiej. Warto też jednak podkreślić, że czujemy się bezpieczni. Jesteśmy częścią silnej wspólnoty międzynarodowej, która zdaje sobie sprawę z wagi tego, co dzieje się tu – na wschodnich rubieżach Unii.

Cieszy pana rezolucja PE w sprawie sprawie Tarczy Wschód?

Tak, zdecydowanie. Z punktu widzenia regionu przygranicznego każde stanowisko Parlamentu Europejskiego, które potwierdza konieczność wzmacniania bezpieczeństwa i odporności wschodniej granicy Unii Europejskiej, ma dla nas duże znaczenie, nie tylko symboliczne, ale także praktyczne. Tarcza Wschód i Bałtycka Linia Obrony to projekty, które w oczywisty sposób wpisują się w szerszy kontekst europejskiego bezpieczeństwa. Cieszę się, że Parlament Europejski dostrzega potrzebę ich wspierania i uznaje je za kluczowe elementy polityki odstraszania wobec zagrożeń płynących ze wschodu. Liczymy jednak na więcej niż tylko polityczne deklaracje.

Graniczne położenie regionu oznacza nie tylko niepokój związany z wojną w Ukrainie, ale też masowy napływ uchodźców, który wywiera presję na lokalny sektor mieszkaniowy, opiekę zdrowotną czy usługi publiczne. Jak sobie z tym radzicie?

To prawda, nasze położenie przy granicy z Rosją i w relatywnej bliskości wojny w Ukrainie niesie ze sobą bardzo konkretne wyzwania. Jako samorząd województwa robimy wszystko, aby ten ciężar był rozłożony możliwie równomiernie, a pomoc była realna i skuteczna. Kluczowa okazała się współpraca między instytucjami, samorządami wszystkich szczebli, organizacjami pozarządowymi i samymi mieszkańcami, którzy od pierwszych dni wojny wykazali się ogromną solidarnością. Wspólnie udało się stworzyć sieć wsparcia, od tymczasowych miejsc zakwaterowania, przez pomoc psychologiczną, aż po działania integracyjne, edukacyjne i zawodowe. Oczywiście, to ogromne wyzwanie, zwłaszcza dla mniejszych gmin i powiatów. Dlatego tak ważne są systemowe mechanizmy finansowe i wsparcie ze strony państwa i UE.

Na skutek inwazji Rosji na Ukrainę część województwa pozbawiono korzyści z realizacji programu Interreg Polska–Rosja 2021–2027. To duża strata?

Tak, to duża strata. Przez wiele lat współpraca z obwodem królewieckim w ramach programu Interreg Polska–Rosja przynosiła nam wymierne korzyści. Razem realizowaliśmy projekty związane z kulturą, turystyką, ochroną środowiska, ale też bardzo konkretne inwestycje infrastrukturalne, jak drogi, modernizacje przejść granicznych, wspólne działania edukacyjne. To było ważne nie tylko dla instytucji, ale przede wszystkim dla ludzi mieszkających po obu stronach granicy. Po agresji Rosji na Ukrainę współpraca musiała zostać zawieszona. Zgadzamy się z tym, bo bezpieczeństwo i solidarność europejska są ważniejsze. Nie zmienia to jednak faktu, że część naszego regionu, szczególnie powiaty leżące bezpośrednio przy granicy, straciła dostęp do środków, które realnie wspierały jej rozwój.

Te fundusze przekierowano do innych programów, np. na współpracę z Litwą czy na program „Południowy Bałtyk”, i oczywiście staramy się z nich korzystać, ale nie da się ukryć, że to nie jest to samo. Nie zastąpimy bezpośredniego sąsiada, szczególnie gdy wcześniej współpraca układała się poprawnie i przynosiła konkretne efekty. Dziś skupiamy się na tym, co możemy zrobić w tej sytuacji. Szukamy nowych dróg rozwoju, współpracy z innymi partnerami, zabiegamy też o specjalne wsparcie dla regionów przygranicznych, które znalazły się w tej trudnej geopolitycznej rzeczywistości.

A jak widzi pan przyszłość polityki spójności? Pytam w kontekście zakusów centralizacyjnych Brukseli?

Polityka spójności to coś, co naprawdę działa, nie w teorii, tylko w praktyce. To właśnie dzięki niej nasz region mógł się rozwijać przez ostatnie kilkanaście lat. Gdyby nie te środki, nie byłoby tylu inwestycji w: drogi, szkoły, transport, wsparcie dla przedsiębiorców czy szkolenia dla mieszkańców. To konkret, nie slogan. Dlatego wszelkie pomysły, by decydowanie o tych funduszach przenosić gdzieś dalej, do Brukseli, budzą zrozumiały niepokój. Nikt z zewnątrz nie zna naszych lokalnych potrzeb lepiej niż samorządowcy i ludzie, którzy tu żyją i pracują. Nie jesteśmy przeciwni wspólnotowemu spojrzeniu, ale ta wspólnota musi opierać się na zaufaniu, także do regionów. My na Warmii i Mazurach dobrze wiemy, jak te pieniądze wykorzystać z pożytkiem dla mieszkańców. Dlatego uważam, że polityka spójności powinna zostać w rękach tych, którzy są najbliżej ludzi. Centralizacja nie poprawi skuteczności, raczej ją osłabi. Patrząc na przyszłość polityki spójności, mam nadzieję, że Europa nie zapomni, że rozwój to nie tylko wielkie miasta i główne szlaki komunikacyjne. To także takie regiony jak nasz, gdzie potrzeba więcej cierpliwości, więcej inwestycji, ale też gdzie każda dobrze wydana złotówka naprawdę robi różnicę.

Myśli pan, że odejście od programów regionalnych w kolejnej perspektywie finansowej UE jest realne?

Mam nadzieję, że nie. Bo jeśli z czegoś naprawdę nie warto rezygnować, to właśnie z regionalnych programów operacyjnych. To narzędzie szyte na miarę, dopasowane do konkretnych potrzeb konkretnego regionu. U nas, na Warmii i Mazurach, sprawdza się świetnie. To dzięki nim mogliśmy realizować inwestycje, które nie powstałyby z poziomu centralnego, bo zwyczajnie byłyby za małe, za lokalne, a dla nas były kluczowe. Odejście oznaczałoby, że decyzje o tym, co jest ważne dla regionu, zapadałyby gdzieś daleko, podejmowane przez ludzi, którzy często nie mają pojęcia, jak wygląda codzienność w mniejszych miejscowościach. A przecież to samorządy znają swój teren, swoje potrzeby i swoje możliwości. Rozumiem, że trwają dyskusje o uproszczeniu systemu, o większej koordynacji, ale to nie powinno oznaczać odbierania decyzyjności regionom. Programy regionalne są najlepszym przykładem tego, jak może działać Unia blisko ludzi. Zamiast z nich rezygnować, warto je wzmacniać, bo rozwój regionalny nie dzieje się z Warszawy, Brukseli czy innej stolicy. On dzieje się tu, lokalnie.

Jak zatem postępuje realizacja programu regionalnego na lata 2021–2027?

Program regionalny „Fundusze europejskie dla Warmii i Mazur na lata 2021–2027” naprawdę się rozpędza i, mówiąc zupełnie szczerze, jesteśmy z tego tempa zadowoleni. Mamy już zakontraktowane ponad 31 proc. dostępnych środków, czyli ponad 2,3 mld zł. To pokazuje, że Warmia i Mazury nie czekają, tylko działają. Podpisaliśmy już ok. 570 umów z beneficjentami, a to dopiero początek. Obecnie trwa 15 naborów, kolejne cztery są ogłoszone, a jednocześnie wciąż oceniamy wnioski z wcześniejszych konkursów, co oznacza, że w najbliższych miesiącach podpiszemy kolejne umowy. W międzyczasie rozliczamy już zrealizowane projekty, z czego ponad 40 całkowicie zakończono, a ponad 4 proc. wszystkich środków rozliczone z KE. Co najważniejsze, są to inwestycje blisko ludzi. Często niewielkie z perspektywy całej Polski, ale ogromnie ważne dla lokalnych społeczności: nowe przedszkola, drogi, wsparcie dla przedsiębiorców, termomodernizacja szkół, cyfryzacja urzędów. Tego się nie robi w gabinetach w Warszawie czy Brukseli, to dzieje się w gminach, powiatach, miastach i wsiach Warmii i Mazur. Patrzymy na ten program nie tylko jak na listę naborów, ale jak na narzędzie zmiany – realnej, zauważalnej, odczuwalnej. I wierzę, że z takim podejściem zrealizujemy go do końca w pełni i z korzyścią dla mieszkańców regionu. Nie zależy nam na tym, aby ścigać się z innymi województwami w wydawaniu tych pieniędzy, a na przemyślanych, efektywnych działaniach „skrojonych” na miarę.

Sporo mówi się o relacjach rządu i samorządów. Jaka jest perspektywa zarządu województwa?

Zmiana w relacjach rządu z samorządami naprawdę jest odczuwalna i mówię to z pełnym przekonaniem. Przede wszystkim pojawił się realny dialog. Wreszcie mamy poczucie, że nasze zdanie się liczy, że samorządowcy nie są traktowani jak petenci, ale jak partnerzy w rozwoju państwa. I to widać na wielu poziomach.

Jako zarząd województwa już współpracujemy z ministerstwami przy tworzeniu konkretnych programów, nie tylko słuchamy, ale też współtworzymy rozwiązania. I, co najważniejsze, te działania zaczynają przekładać się na konkretne wsparcie dla regionów, także dla Warmii i Mazur. Do naszego województwa trafiają środki krajowe, m.in. na służbę zdrowia, szpitale powiatowe, ale też na kulturę i dziedzictwo czy tak jak ostatnio sport, które u nas mają ogromne znaczenie.

Oczywiście wciąż mamy sporo do zrobienia, bo relacje centralno-samorządowe przez ostatnie lata zostały mocno nadwerężone, ale dziś wracamy na właściwe tory. Współpraca, wzajemne zaufanie i odpowiedzialność to musi być fundament polityki publicznej. Tylko wtedy możemy skutecznie odpowiadać na wyzwania, które są wspólne, od demografii, przez infrastrukturę, po bezpieczeństwo. Mówiąc wprost: dobrze, że zaczęliśmy znów rozmawiać z Warszawą, a nie tylko wysyłać pisma. To już daje efekty i wierzę, że ta dobra energia się utrzyma.

Zbliża się tak ważny dla Warmii i Mazur sezon turystyczny. Liczy pan na odbicie turystyczno-gospodarcze?

Tak, liczę, i nie ukrywam, że mamy ku temu dobre powody. Warmia i Mazury to region, który naprawdę ma czym przyciągać: jeziora, lasy, klimat, gościnność i ogromna różnorodność lokalnych ofert, od gospodarstw agroturystycznych, po większe ośrodki wypoczynkowe. Co ważne, u nas można odpocząć blisko natury, bez tłoku i pośpiechu, a to dziś coraz bardziej doceniane.

Po trudnych sezonach pandemicznych i przygranicznych ograniczeniach branża turystyczna powoli odzyskuje stabilność. Dla dobrego zobrazowania warto powiedzieć, że w sezonie letnim każdego dnia nad wszystkimi jeziorami wypoczywa 100 tys. osób dziennie. Widzimy większe zainteresowanie ze strony turystów krajowych, ale też coraz więcej zagranicznych gości, choćby z Litwy, Niemiec czy Skandynawii. Coraz lepsza infrastruktura, nowe trasy rowerowe, odnowione zabytki czy wydarzenia kulturalne – to wszystko przyciąga ludzi i daje impuls lokalnej gospodarce.

Turystyka to nie tylko wypoczynek, to także miejsca pracy, rozwój małych biznesów, większy ruch w gastronomii, rzemiośle, transporcie. Dlatego sezon letni to dla nas zawsze ważny moment. Robimy wszystko, aby go dobrze wykorzystać i jako region, i jako społeczności lokalne. I wierzę, że ten rok będzie naprawdę udany.

Na tegorocznym Europejskim Kongresie Samorządowym w Mikołajkach dużo mówiono o bezpieczeństwie. Jak pan je postrzega jako marszałek województwa sąsiadującego z Rosją?

Bezpieczeństwo to dziś jedno z najważniejszych wyzwań dla regionów przygranicznych. Wojna w Ukrainie trwa i w naszym województwie, które ma ponad 200 km granicy z Federacją Rosyjską, realnie odczuwamy jej konsekwencje. Dotykają one nie tylko kwestii militarnych, ale przede wszystkim społecznych, gospodarczych, a także psychologicznych. Jeszcze kilka lat temu granica była miejscem współpracy, kontaktów międzyludzkich i rozwoju. Dziś stała się barierą, która rodzi obawy i niepewność. Dlatego wspólnie z innymi samorządowcami podpisaliśmy petycję do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, w której apelujemy o utworzenie specjalnych instrumentów wsparcia dla regionów graniczących z Rosją, Białorusią i Ukrainą. Jako marszałek województwa nie mam wątpliwości, że bezpieczeństwo – zarówno militarne, jak i infrastrukturalne, energetyczne czy cyfrowe – musi być dziś priorytetem dla samorządów, rządu i całej wspólnoty europejskiej. Warto też jednak podkreślić, że czujemy się bezpieczni. Jesteśmy częścią silnej wspólnoty międzynarodowej, która zdaje sobie sprawę z wagi tego, co dzieje się tu – na wschodnich rubieżach Unii.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
USA oferują Rosji złagodzenie sankcji pod warunkiem trwałego zawieszenia broni
Gospodarka
Janusz Jankowiak: Z retoryki premiera zniknął element wspólnotowy. Przez wybory?
Gospodarka
„Koniec naiwnej globalizacji”. Tusk chce stawiać na polskie firmy i patriotyzm gospodarczy
Gospodarka
Tąpnięcie notowań spółek energetycznych po zapowiedziach premiera. Chodzi o zyski
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Gospodarka
Donald Tusk: Czas na repolonizację polskiej gospodarki. Kapitał ma narodowość