Z publikowanego dzisiaj przez „Rzeczpospolitą” raportu wynika, że my, Polacy, częściej niż średnio Europejczycy jeździmy do pracy własnym samochodem, choć mamy bliżej. Ba, na urlop pakujemy rodzinę do własnego auta dwa razy częściej niż dwa razy bogatsi Niemcy. I zamiast tłumnie przesiąść się do komunikacji publicznej, chcemy i będziemy kupować jeszcze więcej samochodów. I to spalinowych, bo przesiadki na elektryki nie planujemy.
Czytaj więcej
W dojazdach do pracy korzystamy z samochodu częściej niż większość Europejczyków, chętniej niż inni jeździmy nim na urlopy. Polacy przywiązali się do auta przez słabo rozwinięty transport publiczny.
Transport zbiorowy nie nadąża za rozlewaniem się miast
Łatwo nas hejtować, że jesteśmy antyklimatycznymi troglodytami. Ale nasz motoryzacyjny konserwatyzm ma racjonalne przesłanki. Gdy powrót z pracy komunikacją miejską, a potem koleją trwa dwa razy dłużej niż metrem i autem z położonego blisko centrum parkingu P+R, wybór jest oczywisty. Tak jest w moim przypadku. Obiecuję, że w 100 proc. przesiądę się do zbiorkomu, gdy tylko kolej dostrzeże w takich jak ja nie problem, ale pasażerów, którym warto zapewnić regularne połączenie przynajmniej co 20 minut, a nie jak komu w duszy zagra.
Gdy najtańszy elektryk kosztuje ponad 80 tys. zł, Polak nawet kijem nie da się doń zagnać, bo po prostu nie ma nań (jeszcze) pieniędzy
Jako mieszkaniec przedmieścia w wielkiej aglomeracji i tak jestem w grupie uprzywilejowanej. A przecież rozlewanie się miast na okolice to proces trwający już 30 lat, bo w cenie 50-metrowego mieszkania w metropolii można zbudować dom na taniej działce 15-20 km dalej. Dlatego na mapach migracji wewnątrz kraju czarnymi dziurami zieją nie tylko centra aglomeracji, ale także miast powiatowych, a ich wiejskie lub małomiasteczkowe okolice buzują czerwienią rosnącej populacji. Zbiorkom za tym nie nadąża, bo nikt tego procesu nie planuje ani go nie kontroluje (polska urbanistyka to niestety zimny trup). Własne auto to mus i nawet niezbyt wielkie ośrodki, jak moja rodzinna Ostrołęka, toną w samochodowych korkach rano i po południu, gdy naród wraca z pracy.