Zatrzymanie niekontrolowanego tzw. rozlewania się miast to jeden z priorytetów współczesnej urbanistyki. – Problem w Polsce dotyczy nie tylko wielkich miast, jak Warszawa czy Kraków, ale też miast średnich i małych – podkreśla Karol Janas, kierownik Obserwatorium Polityki Miejskiej z Instytutu Rozwoju Miast i Regionów.
Według nowych szacunków chaos przestrzenny wywołany rozpraszaniem infrastruktury miejskiej może dotyczyć 1/3 powierzchni Polski. – To zjawisko zdecydowanie negatywne, rodzące często katastrofalne skutki oraz generujące ogromne koszty ekonomiczne, związane z koniecznością rozbudowy infrastruktury technicznej, uzbrojenia terenu etc. A także nieocenione koszty ekologiczne, o których mówimy coraz częściej – dodaje Janas.
Rozlewanie się miast (ang. urban sprawl) w XXI wieku dotyczy większości miast na świecie. Ale nie jest to zjawisko nowe. Jego początki związane są z dynamicznym rozwojem transportu szynowego w XIX wieku, a później transportu samochodowego w wieku XX. Wyraźne zmniejszenie kosztów i trudów transportu stworzyło nowe, szerokie możliwości zamieszkania na terenach podmiejskich z możliwością łatwego dojazdu do centrum. Na przestrzeni lat w USA i Europie z tego powodu nastąpił niezrównoważony proces wyludniania się śródmieść. Migracja ta była związana z realizacją marzenia o domu z ogródkiem.
Strategie przeciwdziałania
Według kanadyjskich ekspertów czynnikiem decydującym o wyborze życia pod miastem jest niższa cena gruntu i nieruchomości. Dlatego w Portland rozlewanie się tej metropolii kontrolowane jest za pomocą cen działek miejskich i podmiejskich. Władze dbają o to, aby ich różnice nie były duże. Rozwiązanie się sprawdza.
Z kolei Ottawę, ale także m.in Londyn, otoczono ogromnymi pasami zieleni, nie zezwalając na zabudowę tych granicznych terenów, co miało zatamować rozrost.