Gdy w Unii Europejskiej transport zbiorowy nabiera coraz większego znaczenia, Polacy idą pod prąd i chcą mocniej postawić na prywatne auta. Przeszło jedna piąta badanych w Polsce uważa, że za dziesięć lat samochody staną się ważniejsze niż obecnie, a tylko 15 proc. jest przeciwnego zdania. To niemal odwrotne proporcje niż ankietowanych mieszkańców pozostałych 24 państw Europy – wynika z niepublikowanego jeszcze raportu „Przyszłość polskiej motoryzacji” międzynarodowej firmy doradczej Arthur D. Little, do którego dotarła „Rzeczpospolita”.
Polacy wbrew europejskim trendom transportowym
Z opracowania wynika, że w dojazdach do pracy wybieramy samochód częściej niż większość Europejczyków, choć drogę dojazdu mamy średnio o niemal jedną trzecią krótszą. A w ciągu roku przejeżdżamy średnio 15 tys. km, o 17 proc. więcej niż kierowcy w innych krajach.
Według autorów raportu Polacy uzależnili się od swoich samochodów i korzystają z nich przy każdej okazji, bo transport publiczny nie stanowi realnej alternatywy. – Wynika to z ograniczonej oferty połączeń kolejowych oraz nierozwiniętej lub zupełnie nieobecnej sieci transportu miejskiego w wielu polskich miastach – mówi Mikołaj Matuszko, dyrektor w warszawskim biurze Arthur D. Little.
Czytaj więcej
Rekordowa frekwencja, historycznie najwyższe wpływy z biletów, nowy trend w płatnościach za przejazd – transport publiczny w aglomeracji warszawskiej właśnie podsumował bardzo udany 2023 r. Skorzystało z niego blisko miliard osób, wykorzystujących wspólny bilet także w Kolejach Mazowieckich i Warszawskiej Kolei Dojazdowej.