Ważny detal reformy emerytur

Na podstawie wyników ankiety przeprowadzonej wśród pracowników firm należących do Pracodawców RP można powiedzieć, że masowość udziału w PPK nie jest taka pewna, jak chcą jego twórcy. To zły sygnał.

Aktualizacja: 30.06.2019 21:58 Publikacja: 30.06.2019 21:00

Ważny detal reformy emerytur

Foto: shutterstock

Pracownicze plany kapitałowe (PPK), które ruszają 1 lipca 2019 r., rodzą tyle samo nadziei, co obaw. Czy ich koncepcja ma społeczne poparcie? Z sondy przeprowadzonej przez Pracodawców RP wynika, że pracownicy patrzą na PPK z dużą rezerwą. A to przecież tylko początek niezbędnych reform systemu emerytalnego.

Sondę przeprowadzono wśród pracowników firm zrzeszonych w Pracodawcach RP. 54,4 proc. zapytanych uważa, że dokładnie zna mechanizm działania PPK. Jednak aż 77,7 proc. zadeklarowało brak zaufania do tego programu, 41,5 proc. zamierza zrezygnować na starcie, 82 proc. nie chce zwiększać składki ponad wpłatę podstawową. Znamienne jest, że na pytanie o udział w OFE twierdząco odpowiedziało 76,9 proc.

Warto przypomnieć, że według szacunku rządu program PPK obejmie ponad 11 mln zatrudnionych. Zakładano, że do programu przystąpi 75 proc. z nich, czyli 8,25 mln osób. Czy tak się stanie, zobaczymy. Autorzy PPK podkreślali, że sukces zależy właśnie od masowego uczestnictwa. Na podstawie wyników ankiety można z dużym prawdopodobieństwem trafności stwierdzić, że masowość udziału w PPK nie jest taka pewna. To zły sygnał.

Gdzie obiecane referendum

Pracownicy nie patrzą na PPK z entuzjazmem najwyraźniej dlatego, że pamiętają gorzkie rozczarowanie demontażem OFE sprzed kilku lat. Zapewne nie tylko to decyduje o tak znacznym sceptycyzmie w odniesieniu do PPK. Dość przypomnieć, że w okresie ostatniego dwudziestolecia mieliśmy do czynienia z sześcioma fundamentalnymi zmianami w zakresie emerytalnych ubezpieczeń społecznych, począwszy od reformy emerytalnej w 1999 roku (wprowadzającej m.in. otwarte fundusze emerytalne, czyli OFE), poprzez dwie zmiany wieku emerytalnego, częściową nacjonalizację OFE, na wprowadzeniu aktualnie PPK i definitywnym zlikwidowaniu OFE skończywszy. Praktycznie żadna z tych rewolucyjnych zmian nie przebiegła w ramach rzeczywistego dialogu społecznego, a przynajmniej nie w takim wymiarze i w formie, na jakie by zasługiwała.

Nawet polityczna deklaracja zawarta w programie wyborczym obecnie rządzących z 2015 r. nie została zrealizowana. Deklarowano w tym programie przeprowadzenie społecznego referendum, stawiając pytanie: „czy Polacy chcą emerytalnego systemu solidarnościowego czy też kapitałowego?". Zapowiedź przez rząd likwidacji OFE i alternatywne skierowanie pieniędzy z OFE (gdzie jest ich 162 mld zł) do ZUS czy po 15-proc. opodatkowaniu na indywidualne konta emerytalne (IKE) choć ma walor wyboru, to jednak trudno utożsamiać z referendum.

W przypadku PPK również nie mamy prawdziwego dialogu, jedynie monolog decydentów, którzy przekonują społeczeństwo do kolejnego, „jedynie słusznego" rozwiązania. Można je zaakceptować lub nie. Tymczasem eksponowanie i dopominanie się o rzeczywisty dialog społeczny w odniesieniu do tak ważnych kwestii jak reforma systemu emerytalnego nie jest przypadkowe. Pracodawcy RP robią to permanentnie, słusznie dopatrując się w tej formule gwarancji uzyskania optymalnych rozwiązań dla rozstrzygania ważnych gospodarczo i społecznie problemów.

W minionym 30-leciu polskiej transformacji konstruktywny dialog społeczny okazał się efektywną podstawą wspólnego sukcesu gospodarczego i postępującego dobrobytu. Nie podlega dyskusji, że te pozytywne doświadczenia i korzyści z prowadzonego dialogu społecznego powinniśmy jak najszybciej „przypisać" dyskusji o reformie systemu emerytalnego.

Nowy program PPK to bowiem tylko jego część. Reszta to system, w którym tkwią miliony dzisiejszych pracowników i emerytów oraz osób, które w PPK nie zdążą już zebrać dość funduszy. Ich problem jest bardzo poważny. Wiele spośród tych osób spodziewa się, że otrzymają „jakieś" emerytury. Małe, bo małe, ale jakieś. Nie. Te emerytury będą mikroskopijne.

Wynika to z demografii – coraz mniej osób pracuje i płaci składki, emerytów jest coraz więcej i dłużej żyjemy. Zmienia się też charakter, treść i formy naszej pracy. Im więcej np. samozatrudnionych, płacących preferencyjne składki ZUS (toż to pomoc dla rozpoczynających działalność gospodarczą), tym niższe wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Na domiar złego, o czym się publicznie nie mówi, preferowani startupowcy w przyszłości nie zasłużą nawet na dzisiejszą minimalną emeryturę. Co więcej, system PPK ich nie obejmuje.

Brutalna prawda

Dlatego tym osobom trzeba powiedzieć: będziecie płacić te składki, musicie je płacić, ale wy emerytur takich, o jakich myślicie – nie dostaniecie. Prawdopodobnie nie dostaniecie nawet tej kwoty, którą przez lata wpłacicie. Ale płacić musicie, bo system nie może się zatrzymać. Dzisiejsi emeryci muszą dostać i dostaną swoje emerytury sfinansowane z waszych pieniędzy, natomiast to, czy wy coś dostaniecie – nie jest wcale pewne.

Rząd, który powiedziałby coś takiego, byłby politycznym samobójcą. Musiałby jednocześnie zaproponować zmianę systemu – tak by pokazać, że ma jakieś kompleksowe rozwiązanie.

Tymczasem ciągle tkwimy w ramach skomplikowanego i mało transparentnego systemu ubezpieczeń emerytalnych. Rozbierając go na czynniki pierwsze, zderzamy się nie tylko ze skomplikowaną nomenklaturą, ale także różnorodnością i licznymi odmiennościami. Ich „bogactwo" wręcz przytłacza.

Mamy system emerytalny powszechny i systemy niepowszechne. Do tych drugich zaliczamy przede wszystkim branżowe systemy emerytalne: służb mundurowych, górników, nauczycieli, kolejarzy, prokuratorów, sędziów oraz rolników.

W ramach systemu powszechnego mamy system tzw. zdefiniowanego świadczenia (całkowicie repartycyjny, czyli taki, gdzie emerytury są finansowane z bieżących składek emerytalnych). To swoista umowa pokoleniowa. Mamy też tzw. system zdefiniowanej składki, czyli repartycyjno-kapitałowy. Mamy filar I, filar II i filar III. Mamy dodatkowe formy ubezpieczenia emerytalnego: PPE – pracownicze programy emerytalne, IKE – indywidualne konta emerytalne, IKZE – indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego, i do tego dojdą aktualnie PPK – pracownicze plany kapitałowe. Wszystkie one wchodzą w III filar dodatkowych oszczędności.

Mamy też okresy składkowe i nieskładkowe. W ślad za tym mamy emerytury powszechne, częściowe, wcześniejsze, pomostowe. Mamy też różny wiek przechodzenia na emeryturę, w zależności od płci oraz od warunków zatrudnienia albo zatrudnienia w szczególnym charakterze.

Gdyby wniknąć dodatkowo w sposób i wielkość wnoszonych składek, przez kogo, kiedy i w jakiej wysokości – stopień skomplikowania polskiego systemu emerytalnego niewątpliwie dalej by się potęgował, co nie służy poprawie jego postrzegania i oceny.

Przerażająca stopa zastąpienia

Nad tym wszystkim, z racji uwarunkowań demograficznych, których poszerzająca się akcja 500+ nie była i nie będzie w stanie odmienić – zawisł złowieszczo cień stopy zastąpienia. To wskaźnik mówiący o tym, jaka będzie nasza emerytura w stosunku do ostatniego wynagrodzenia. Gwoli precyzji, jest to wysokość łącznych świadczeń emerytalnych z obu filarów (zusowskiego filaru I oraz filaru II kapitałowego) w relacji do ostatniego wynagrodzenia, wyrażona w procentach.

I tu nie ma dobrych informacji. Ten wskaźnik niestety systematycznie spada. W 2012 r. wynosił 60,8 proc., w 2014 wzrósł o jeden punkt procentowy do 61,8 proc. Dwa lata później spadł do 60,3 proc., a w 2018 r. osiągnął wartość tylko 56,4 proc. Przewiduje się, że za 30 lat stopa zastąpienia wyniesie zaledwie ok. 30 proc.

Jedyne antidotum – to własne oszczędzanie, w tym PPK. Ale uwaga, aktywne konta emerytalne (IKZ, IKZE) ma zaledwie 10 proc. spośród 16,57 mln pracujących. Na tych kontach zgromadzono aktywa finansowe, których wartość oscyluje na poziomie 10 mld zł. To zbyt mało – uczestników i wartości – by zmienić bieg historii w zakresie ubezpieczeń emerytalnych.

Konieczna reforma bez polityki

Nie ulega wątpliwości, że stoimy de facto w obliczu konieczności przeprowadzenia reformy systemowej. I tu są dwa pewniki. Po pierwsze, jest to arcytrudne i zapewne długotrwałe. Po drugie, taki manewr może przeprowadzić jedynie rząd o dużym poparciu, będąc pewnym, że i tak część tego poparcia społecznego zostanie stracona.

Dlatego jedyną receptą może być przygotowanie reformy całego systemu w ramach instytucji dialogu społecznego – w Radzie Dialogu Społecznego. Dopiero zbudowanie szerokiego poparcia ze strony społecznej może dać odpowiednie paliwo dla reformy.

Problem jest ekstremalnie poważny i musi zostać „wyjęty" z przestrzeni politycznych gierek podlegających wyborczym kalendarzom. Tu jest bowiem tylko jeden kalendarz – gregoriański. To ten, który wisi na ścianie. I z każdym dniem przyszłe emerytury ulegają pomniejszeniu, a alternatywy nie ma.

Nie ma już za wiele czasu na tę reformę. Jeśli system zacznie pochłaniać coraz większe części budżetu (który będzie musiał ratować system emerytalny) – to czy wystarczy pieniędzy na zdrowie, oświatę, bezpieczeństwo? Emerytury mogą stać się pierwszym klockiem domina, który pociągnie całą polską gospodarkę.

Znany amerykański wynalazca i filozof Charles Kettering przeszedł do historii także za sprawą niniejszej sentencji: „Interesuje mnie przyszłość, bo tam zamierzam spędzić resztę swojego życia". Nie ulega wątpliwości, że wspólną przyszłością dla rządzących i rządzonych, dla pracodawców i pracujących jest – jakkolwiek by to oceniać – emerytura.

Reasumując, program PPK to program dodatkowego oszczędzania, relatywnie tani, korzystny zwłaszcza dla mniej zarabiających. Pragmatyczny, a nie iluzoryczny. To szansa na wyższą emeryturę. Czy będzie ona godziwa? Zależy od samych uczestników. Zawsze mają możliwość zwiększenia wnoszonej przez siebie stawki. Zapewne to zrobią, gdy nabiorą zaufania nie tyle do programu PPK, ile do państwa.

To zaufanie obywateli przesądzi o docelowym sukcesie PPK. Warto zrobić wszystko, by tak się stało. To apel skierowany oczywiście do polityków wszystkich opcji, którzy wielokrotnie, w imię doraźnych korzyści, psuli prawo, zmieniali, wydawałoby się, trwałe zasady, rezygnowali ze słusznych idei i koncepcji, zastępując je zazwyczaj „wyborczą kiełbasą". Tym razem tego nie róbcie!

Dr Leszek Juchniewicz jest głównym ekonomistą Pracodawców RP

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację