Już sama zapowiedź powrotu filmowców do „Znachora” rozpętała dyskusję w sieci. Bardzo dużo pojawiło się głosów podważających sens tej decyzji choćby dlatego, że poprzedni „Znachor” wyreżyserowany przez Jerzego Hoffmana w 1981 roku niezmiennie cieszy się popularnością i niemal stale można go oglądać w rozmaitych stacjach telewizyjnych.
Nowy „Znachor”, którego wyreżyserował debiutujący w filmie fabularnym, a dotąd głównie reżyser serialowy, Michał Gazda, będzie więc z pewnością narażony na porównania ze słynnym poprzednikiem. Już po obejrzeniu trailera wiadomo, że zmian należy się spodziewać. Główna bohaterka Marysia, córka profesora Wilczura nie pracuje w sklepie, jest kelnerką w restauracji, trailer kusi też erotycznymi zdjęciami Marysi i jej ukochanego Leszka, sugeruje ponadto, że sam tytułowy bohater uwikła się w wątek uczuciowy.
Czytaj więcej
Netflix pokaże w drugiej połowie roku ekranizację „Znachora”, na podstawie kultowej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.
Każdy filmowy "Znachor" był inny od oryginału
Realizatorzy podkreślają, że zależało im na tym, by dobrze znana historia stała się bardziej atrakcyjna dla młodego widza. Nie powinni się przejmować też wytykaniem dostrzeżonych przez widzów odstępstw. Każda filmowa wersja „Znachora” różni się od pozostałych.
Przypomnijmy, że Tadeusz Dołęga-Mostowicz napisał „Znachora” w latach 30. XX wieku jako scenariusz filmowy, ale… polskie kino nie było nim zainteresowane. Tadeusz Dołęga–Mostowicz przerobił więc swój tekst na powieść, która okazała się ogromnym sukcesem. Dopiero wtedy w 1937 roku „Znachora” sfilmował Michał Waszyński, angażując ówczesne gwiazdy: Kazimierza Junoszę-Stępowskiego, piękną Elżbietę Barszczewską (po wojnie znakomitą aktorkę teatralną) i równie urodziwego Witolda Zacharewicza (zginął w Auschwitz).