Aktualizacja: 14.02.2025 16:08 Publikacja: 14.02.2025 15:54
Foto: Justyna Solnica
Od kilku miesięcy w głowie siedzi mi powieść „Stoner” Johna Edwarda Williamsa (wyd. Filtry). W 1965 r. Williams jakimś dziwacznym rykoszetem trafił w nas, ludzi ponowoczesnych w permanentnym kryzysie, przez co większość znajomych, z którymi rozmawiałem o tej książce, widzi w sobie cechy głównego bohatera. I ja oczywiście też. Trochę to przerażające, a trochę kojące.
Poza tym w 2024 r. ukazały się dwa świetne polskie komiksy: „Promienie Xi” Zavki (wyd. Timof Comics) – wizja totalitarnego świata, którego mieszkańcy cierpią na zaniki pamięci – i „Smoła” Piotra Marca (wyd. Kultura Gniewu) – horror dziejący się w małych amerykańskich miasteczkach i głowie głównej bohaterki.
Choć „Flow” to film minimalistyczny, rozmachu emocjonalnego nie można mu odmówić.
Płatny morderca Szakal, znany ze swoich wcześniejszych popkulturowych wcieleń, powraca. I jak na trzecią dekadę XXI wieku przystało, jego kolejnym celem jest genialny technomiliarder.
„Detektyw: Miasto Aniołów” to wybitna i bardzo nietypowa gra. Najbardziej lubię w niej ten moment, gdy już wiem, kto zabił, ale brakuje kluczowego dowodu. Gdzie go przeoczyłam?
40 lat temu Janusz Zajdel otrzymał pierwszą w historii Nagrodę Fandomu Polskiego za powieść „Paradyzja”. Nie zdążył jej odebrać, bo w tym samym 1985 r. zmarł, a sama nagroda została ochrzczona jego imieniem. Jak po czterech dekadach czyta się książki prozaika, którego nazwisko trwale połączyło się z polską fantastyką?
Czasem zastanawiam się, jak by wyglądał Zajdel, gdyby nie został odwołany z tego padołu. Przez te cztery darowane dekady – co by robił? Co by napisał? Jak by komentował to, co się stało z Polską?
Choć „Flow” to film minimalistyczny, rozmachu emocjonalnego nie można mu odmówić.
Płatny morderca Szakal, znany ze swoich wcześniejszych popkulturowych wcieleń, powraca. I jak na trzecią dekadę XXI wieku przystało, jego kolejnym celem jest genialny technomiliarder.
„Detektyw: Miasto Aniołów” to wybitna i bardzo nietypowa gra. Najbardziej lubię w niej ten moment, gdy już wiem, kto zabił, ale brakuje kluczowego dowodu. Gdzie go przeoczyłam?
40 lat temu Janusz Zajdel otrzymał pierwszą w historii Nagrodę Fandomu Polskiego za powieść „Paradyzja”. Nie zdążył jej odebrać, bo w tym samym 1985 r. zmarł, a sama nagroda została ochrzczona jego imieniem. Jak po czterech dekadach czyta się książki prozaika, którego nazwisko trwale połączyło się z polską fantastyką?
Czasem zastanawiam się, jak by wyglądał Zajdel, gdyby nie został odwołany z tego padołu. Przez te cztery darowane dekady – co by robił? Co by napisał? Jak by komentował to, co się stało z Polską?
Tildę Swinton nazywano muzą dwuznaczności czy ikoną brytyjskich gejów. Dziś jest laureatką Oscara, Europejskiej Nagrody Filmowej, weneckiego Złotego Lwa, a teraz festiwal w Berlinie uhonorował ją Złotym Niedźwiedziem za całokształt twórczości.
Genueńczycy byli mistrzami zdobywania taniego pieniądza, a mistrzostwo w tym osiągnęli, finansując przedsięwzięcia kolonialne Hiszpanii oraz czerpiąc z nich zyski. Nie byli oni jedyną grupą, której udało się sprawić, że udostępnianie kredytu było opłacalne – w ich ślady podążyli inni bankierzy, najpierw w Amsterdamie, potem w Londynie i Stanach Zjednoczonych.
Marusarzowie nie musieli mierzyć do wroga z broni, aby skutecznie z nim walczyć. W działalności konspiracyjnej wykorzystywali swój największy atut, czyli narciarskie mistrzostwo.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas