Dekadę po ostatnim filmie, zanurzony ostatnio w serialu „Babylon Berlin” Tom Tykwer wrócił na Berlinale z fabułą „Światło”. Dyrektorka festiwalu Tricia Tuttle zdecydowała się tym właśnie filmem otworzyć tegoroczną edycję. Nieprzypadkowo. 23 lutego Niemcy będą wybierać Bundestag i nowego kanclerza. Trwa polityczna walka, w sondażach rośnie poparcie dla ultraprawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która chce wyjścia z Unii Europejskiej i całkowicie odrzuca imigrację. W tej atmosferze „Światło” jest jak polityczny manifest, co zresztą przyznaje sam Tom Tykwer.
Twórca „Biegnij, Lola, biegnij” wraca do Berlina. Opowiada o dysfunkcjonalnej rodzinie. Tim Engels jest dyrektorem kreatywnym w agencji reklamowej, jego żona Milena walczy o współfinansowany przez Niemców projekt budowy centrum sztuki w Kenii. Dla dzieci oboje zbyt wiele czasu nie mają. Tymczasem 17-letnie bliźniaki są pogubione. Chłopak spędza całe dnie w wirtualnej rzeczywistości nie wychodząc z własnego pokoju, dziewczyna ćpa, uprawia seks z byle kim, trafia na skrobankę, o której nie wie nawet jej matka.
Są też przy tej rodzinie emigranci. Pochodząca tradycyjnej, prostej, polskiej rodziny sprzątaczka, która umiera na zawał serca. W jej miejsce w domu zjawia się emigrantka z Damaszku. Wspaniała kobieta, która w Syrii była lekarką. Tu żyje wśród syryjskich emigrantów i zaczyna pracować u Eidingerów, stając się dobrym duchem ich domu.
Czy na festiwalu będą przedstawiciele AfD?
„Światło” jest też szaloną opowieścią o współczesnym Berlinie i współczesnych Niemczech. O ludziach coraz bardziej zagubionych i samotnych. Ale i o tym, że jakkolwiek stalibyśmy z boku, wszyscy tworzymy polityczny nastrój obecnego czasu.