Timeless Film Festival: życiowe doświadczenia zmieniają odbiór klasyki

Timeless Film Festival: Kino nie jest traktowane poważnie przez system oświaty. W programach szkolnych nie starcza miejsca dla kultury. A przecież kino inspiruje, otwiera głowy, zmusza do myślenia – mówi szef festiwalu Roman Gutek.

Publikacja: 11.04.2025 05:34

Roman Gutek

Roman Gutek

Foto: PAP/Piotr Nowak

Lubi pan wracać do klasyki kina?

Nie należę do ludzi nowych mediów, jestem raczej oldschoolowy. Lubię kino awangardowe, ale mam coraz większą potrzebę wracania do rzeczy ponadczasowych. Poza tym jestem już w takim momencie życia, w którym chcę czasem sięgnąć po coś uniwersalnego. A klasyka zawsze była mi bliska. Pokazywałem ją już na Warszawskim Festiwalu Filmowym w latach 80. XX wieku, potem na innych moich imprezach. Dziś z ogromną przyjemnością wracam do obrazów, które były dla mnie w różnych momentach życia ważne i przetrwały próbę czasu. 

Co znajduje pan w tych starych filmach? 

Życiowe doświadczenie zmienia odbiór sztuki. Jako dwudziestolatek oglądałem filmy bardziej emocjonalnie. Pamiętam na przykład, że „Człowieka słonia” Davida Lyncha zobaczyłem trzy razy w ciągu jednego dnia. I ten film został mi w głowie. Lynch nie był wtedy znany, a ja dostrzegłem w nim takiego trochę odmieńca podobnego do mnie. Dziś niektóre z moich dawnych urzeczeń rozczarowują, ale wiele przetrwało próbę czasu. Kanon też się zresztą zmienia. „Sound and Sight” co dziesięć lat przygotowuje listę filmów wszech czasów. Kiedyś były na niej klasyki, takie jak „Obywatel Kane”, dzieła Kurosawy, Bergmana, Felliniego. Na ostatniej pojawiły się nowe nazwiska, na przykład Chantal Akerman. Głosują młodsi ludzie, dochodzą nowe dzieła, ale te najstarsze, bardzo uniwersalne, też się wciąż bronią.

Inne festiwale też przypominają stare filmy. 

To prawda, klasyka dostała drugie życie. Kiedyś archiwa nie chciały wypożyczać kopii, bo bały się uszkodzeń w czasie transportu. Teraz coraz więcej dzieł jest łatwo dostępnych. Nawet w Polsce mamy już cyfrowe kopie ponad 600 tytułów. Także dlatego mnożą się przeglądy starych filmów. Jeżdżę na takie imprezy do Bolonii, Lyonu, Budapesztu, Pragi.

Pana festiwale słyną z młodej widowni. I podobnie jest na Timeless Film Festival, mimo że dzisiaj klasykę można już wyszukać w sieci. 

Na Nowych Horyzontach zawsze ją pokazywaliśmy i cieszyła się coraz większym zainteresowaniem młodych widzów. W ubiegłym roku pokazywaliśmy na Timeless kostiumowe filmy Viscontiego, które na wielkim ekranie po prostu lśniły. Obrazy Chaplina czy Keatona łatwiej obejrzeć na komputerze, a jednak w czasie ich projekcji sala kina Muranów była nabita po brzegi. Widzowie przyznawali, że na dużym ekranie wyglądają inaczej, a dyskusja na ich temat trwała dwie godziny. Poza tym w kinie przeżywa się zupełnie inne emocje. Na Timeless Film Festival widziałem w ubiegłym roku babcie i dziadków, którzy przychodzili na seanse z wnukami. 

Czytaj więcej

Tom Cruise z nową „Mission Impossible” w Cannes. Kto konkuruje o Złotą Palmę?

Dzięki tym pokazom, spotkaniom, dyskusjom Timeless Film Festival zaczyna odgrywać znaczącą rolę w filmowej edukacji młodzieży.

Kino nie jest traktowane poważnie przez system oświaty. W przeładowanych programach szkolnych nie starcza miejsca dla kultury. Tymczasem u nas mamy seanse wykupione przez klasy. Na przykład jedna z warszawskich szkół, w której działa klub filmowy, wybiera się na „Mechaniczną pomarańczę”. Jak okrzepniemy, to może w przyszłości, w godzinach przedpołudniowych, będziemy organizować pokazy w uzgodnieniu z nauczycielami klas licealnych. Kino inspiruje, otwiera głowy, zadaje pytania, zmusza do myślenia. Pamiętam, jak byłem pierwszy raz u prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. „Dlaczego chcecie mieć swój festiwal?” – spytałem. „Bo wiem, że ludzie, którzy uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych, są bardziej otwarci, tolerancyjni, kreatywni” – odpowiedział. Ja myślę podobnie. 

Festiwale nie zarabiają pieniędzy. Musimy mieć dotacje publiczne, sponsorów, partnerów. Pomagają nam instytuty kultury.

Roman Gutek

Stworzył pan już sześć festiwali – od Warszawskiego zaczynając, przez Nowe Horyzonty, American Film Festival, wschodni, Porn Festival aż do Timeless. Ale mam wrażenie, że takie imprezy stają się dziś fenomenem. Ludzie do kina wybierają się głównie na wielkie produkcje komercyjne. Tymczasem festiwale cieszą się świetną frekwencją. 

Nie chcę mówić banałów, ale festiwale są dla uczestników ucztą. Widzowie doskonale orientują się, co się dzieje w Kazimierzu, Zwierzyńcu, Krakowie, Toruniu i w wielu innych miejscach. Chcą spotykać reżyserów, aktorów, łykają pokaźną dawkę filmów. Czekają też na podpowiedzi. Moje festiwale są autorskie. Zawsze chcieliśmy się dzielić z widzami interesującymi filmami, których inaczej by nie zobaczyli. Wtedy jeszcze nie było filmów w internecie. Ale i dzisiaj podpowiadamy, na co zwrócić uwagę. I chyba widzowie ufają, że znaleźliśmy dla nich coś interesującego. Mamy wielką frajdę, gdy sale się zapełniają. W ubiegłym roku przez Timeless Film Festival przewinęło się 30 tysięcy osób. W tym roku podczas otwarcia w Muzeum Polin prawie 500 osób oglądało „Człowieka z Aran” Roberta Flaherty’ego, z 1934 roku. To świetny film o zmaganiach irlandzkich rybaków z życiem i morzem, a projekcji towarzyszyła wciągająca, hipnotyczna muzyka na żywo, grana przez Christine Ott, wirtuozkę gry na falach Martenota. 

Festiwal to również biznes? 

Tak naprawdę festiwale nie zarabiają pieniędzy. Musimy mieć dotacje publiczne, sponsorów, partnerów. Pomagają nam instytuty kultury. Timeless… jest przygotowywany nie przez Gutek Film czy Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, lecz przez małą, trzyosobową fundację. Nie mamy żadnej dotacji. Bez wzięcia pożyczki w Gutek Film nie zrobilibyśmy tego festiwalu. Koszty są duże.

Nawet przy klasyce? 

Klasyka bywa droższa niż nowe produkcje. Często słyszę: „Te filmy są jak stare, dobre wino”. Bardzo drogi jest proces cyfryzacji, a robią ją często małe firmy i chcą zwrócić sobie część kosztów. Nie każdy tytuł jest dostępny. Na przykład niełatwo nam było ściągnąć filmy Lordana Zafranovicia, które powstały w dawnej Jugosławii w latach 80. Ale mamy satysfakcję, że Zafranović, który 40 lat temu był gościem Warszawskiego Festiwalu, w najbliższą sobotę spotka się z widzami Timeless Film Festival. 

Czytaj więcej

Powstanie filmowa biografia The Beatles. Kto zagra Johna Lennona?

Wydarzeniem końcówki tegorocznego przeglądu będzie zapewne pokazywany w dwóch częściach, w dwóch kolejnych dniach, blisko dziesięciogodzinny „Shoah” Claude’a Lanzmanna.

Mija 40 lat od jego premiery, Lanzmann skończyłby w tym roku 100 lat, niedługo będzie 80. rocznica zakończenia wojny, minęła też 80. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Ten film jest ostrzeżeniem, sam Lanzmann podkreślał: zrobił go z obawy, że ta potworna zbrodnia, gdzie 6 mln europejskich Żydów zostało zagazowanych, zanika w pamięci. Więc to jest film o tym, jak Shoah pamiętamy. Albo nie pamiętamy. Dziewięcioipółgodzinny esej filmowy to – jak to kiedyś pięknie napisał Tadeusz Lubelski – „tren pamięci ofiar Zagłady”.  Tam nie ma ani jednego archiwalnego zdjęcia czy  kronik filmowych. Są tylko ocaleni, postronni świadkowie, ale też sprawcy zagłady, do których Lanzmann dotarł. Miejsca, które zostały zapomniane. Stare tory kolejowe prowadzące donikąd, kamienne pomniki zarośnięte trawą. I twarze. Oczy tych, którzy z tą potworną tragedią się zetknęli. Kiedy zobaczyłem odrestaurowany „Shoah” na nowo po latach, pomyślałem, że on powinien być pokazywany codziennie, wszędzie. Tym bardziej że świat jest w tej chwili pełen niepokoju.

Roman Gutek poleca na Timeless Film Festival

Dziwolągi, reż. Tod Browning

„Dziwolągi” powstały prawie 100 lat temu, na pół realistyczny, na pół groteskowy obraz upośledzonych fizycznie artystów cyrkowych przez lata budził kontrowersje, ale też inspirował wielu artystów, od surrealistów po The Ramones, Jodorowsky’ego i Davida Lyncha (poniedziałek, 14.04, godz. 19.15, kino Muranów)

Komedianci, reż.: Marcel Carné

Film pokazuje świat, w którym miłość i sztuka znaczą więcej niż sukces lub porażka. Świat, w którym pieniądze nie mają znaczenia, a pasja do życia sprawia, że fantazja miesza się rzeczywistością. Świetne kreacje stworzyli: Arletta, J.-L. Barrault i P. Brasseur. Francuzi do dzisiaj uważają ten film za największe osiągniecie swojej kinematografii (sobota, 12.04, godz. 15.00, kino Muranów)

Czytaj więcej

Marcin Dorociński zagra Wokulskiego. Bohatera czy słabeusza?

Ucieczka skazańca, reż. Robert Bresson

Robert Bresson bardziej niż jakikolwiek inny reżyser potrafi nadać codziennym szczegółom, wykorzystując język kina, znaczenia prawie metafizyczne. Arcydzieło (13.04, godz. 15.00, kino Muranów)

Viridiana, reż. Luis Buñuel

Jeden z najważniejszych filmów Buñuela. W momencie premiery budził kontrowersje i był oskarżany o bluźnierstwo. Dzisiaj nie jest aż tak szokujący dla naszych cynicznych, świeckich oczu, ale nadal ma ogromną siłę oddziaływania (12.04, godz. 14, kino Iluzjon Stolica)

Armia cieni, reż. Jean-Pierre Melville

Jeden z najlepszych filmów fabularnych, jakie kiedykolwiek nakręcono o francuskim ruchu oporu podczas II wojny światowej. Daleki od typowych klisz, pokazuje „armię cieni” złożoną z odważnych mężczyzn, którzy są gotowi poświęcić swoje życie i są świadomi tej ceny (12.04, godz. 17.30, kino Luna).

Lubi pan wracać do klasyki kina?

Nie należę do ludzi nowych mediów, jestem raczej oldschoolowy. Lubię kino awangardowe, ale mam coraz większą potrzebę wracania do rzeczy ponadczasowych. Poza tym jestem już w takim momencie życia, w którym chcę czasem sięgnąć po coś uniwersalnego. A klasyka zawsze była mi bliska. Pokazywałem ją już na Warszawskim Festiwalu Filmowym w latach 80. XX wieku, potem na innych moich imprezach. Dziś z ogromną przyjemnością wracam do obrazów, które były dla mnie w różnych momentach życia ważne i przetrwały próbę czasu. 

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Harry Potter odwiedzi Małopolskę: wystawa w Alvernia Planet pod Krakowem
Film
Tom Cruise z nową „Mission Impossible” w Cannes. Kto konkuruje o Złotą Palmę?
Film
„Czarne lustro” („Black Mirror”) znowu odbija szalony świat
Film
CBA w PISF. Polskie kino czeka na nowe władze
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Film
Waters, Gilmour i Pink Floyd znowu razem