Od półtora roku Sąd Rejonowy w Biłgoraju nie może zakończyć procesu trójki oskarżonych oficerów policji, bo z zaświadczeń lekarzy sądowych wynika, że chorują. Pogarsza im się zazwyczaj przed terminem rozprawy i najczęściej każdemu po kolei. Tymczasem za pół roku zarzuty wobec dwójki oskarżonych się przedawnią. Sędzia sprawozdawca twierdzi, że nic nie może zrobić, bo zaświadczenia pochodzą od lekarzy sądowych, a on nie ma specjalistycznej wiedzy, aby zakwestionować ich ustalenia. Takich spraw jak tak są w kraju dziesiątki.
[srodtytul]Pediatra ocenia[/srodtytul]
– Jeśli takie zaświadczenie wpływa do sądu, sędzia musi odroczyć rozprawę, a to powoduje przewlekłość postępowania. Także weryfikowanie tych zaświadczeń odracza proces o kolejne miesiące. Do tego dochodzą koszty powołania biegłych – przyznaje sędzia Łukasz Obłoza z Sądu Rejonowego w Lublinie.
Instytucja lekarza sądowego istnieje od 1 stycznia ubiegłego roku. Tylko on może wystawiać oskarżonym, świadkom i pełnomocnikom zwolnienia lekarskie. Miało to poprawić jakość sądzenia, tak aby sądy nie musiały skrupulatnie sprawdzać wystawionych przez lekarzy zwolnień. Problemy z tym były jednak od samego początku. W niektórych sądach okręgowych dopiero po apelach prezesów udało się znaleźć chętnych do pełnienia tej funkcji. [b]W konsekwencji wystawianiem zaświadczeń zajmują się nadal specjaliści pediatrii lub ginekologii.[/b] I zazwyczaj jest tak, że podsądny lub świadek przynosi zwolnienie od lekarza rodzinnego, a lekarz sądowy je akceptuje.
– To nie są specjaliści medycyny sądowej. Zaświadczenia wystawiają pod kątem niezdolności do pracy, a nie niezdolności do udziału w czynnościach procesowych – mówi sędzia Łukasz Obłoza.