Dzięki sprawie rzekomego porwania półrocznej Magdy z Sosnowca Rutkowski znów znalazł się w centrum bieżących wydarzeń. Przez kilka dni nie wychodził z telewizyjnych studiów kolejnych stacji.
– Odniosłem sukces, i ja to wiem. Świetnie się czuję. Bohaterem jesteś dopóty, dopóki się nim sam czujesz – komentował po tym, jak ogłosił, że Katarzyna W., matka dziecka, która wcześniej opowiadała o porwaniu córki, przyznała, że od ponad tygodnia dziewczynka nie żyje, a historię z porwaniem zmyśliła. Stacje telewizyjne pokazały wówczas film, na którym Rutkowski wymusza na matce przyznanie się, że dziecko zginęło w nieszczęśliwym wypadku (taki zarzut ma obecnie Katarzyna W., prokuratura wciąż jednak bada sprawę).
Brak etyki Rutkowskiemu zarzuca policja.
– Został zrobiony show. Mieliśmy do czynienia, i dalej mamy, z szopką. Zabrakło tu etycznego działania. Rodzina Magdy zawierzyła panu i prawdopodobnie rodzina też panu podziękuje za to, że emocjonalnie rozjechał ją pan walcem – stwierdził Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji w TVN24.
– Moje działania nic nie utrudniły, bo wy nie zrobiliście nic – ripostował Rutkowski. Zarzucił policji opieszałość. Jak przekonywał – to właśnie jego praca pomogła śledczym i doprowadziła do ujawnienia prawdy.
Rutkowski w latach 80. jako młody chłopak służył w Milicji Obywatelskiej, należał też do warszawskiego oddziału ZOMO
Facet w ciemnych okularach
Jego znakiem rozpoznawczym są ciemne okulary („noszę je, bo mało śpię" – tłumaczył ostatnio w jednym z wywiadów), szybkie samochody z niebieskimi kogutami i umięśnieni pracownicy w kominiarkach, z którymi jeździ na akcję. Gra twardego szeryfa, ostatniego sprawiedliwego, który w jego przekonaniu robi czarną robotę za policję i prokuraturę.
Karierę prywatnego detektywa rozpoczął na początku lat 90. w Austrii. Tam wraz z żoną założył przedstawicielstwo agencji ochrony Sekuritas, później już w Polsce własną firmę detektywistyczną.