Estera Flieger: Hobby horsing na 1000. rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego. Państwo konia na patyku

Wśród pomysłów na świętowanie 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego znalazł się hobby horsing, czyli bieganie z głową konia na drewnianym kiju – ustaliła „Rzeczpospolita”. Donalda Tuska raczej to nie przekonało, ale sam fakt, że propozycja znalazła się na stole, wiele mówi o polskiej polityce historycznej.

Publikacja: 25.04.2025 04:39

Estera Flieger: Hobby horsing na 1000. rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego. Państwo konia na patyku

hobby horsing

Foto: PAP/PA

„Co było przyczyną pana złych stosunków ze środowiskiem literackiej lewicy?” – zapytała Pawła Hertza, robiąc z nim wywiad rzekę („Sposób życia)”, Barbara N. Łopieńska. „Naruszyłem jednak tabu tego środowiska, musiały więc spaść na mnie sankcje. Antoni Słonimski udzielił mi złośliwej nagany w jednej ze swoich kronik w »Wiadomościach Literackich«, a wielu tak zwanych intelektualistów lewicowych nie odkłaniało mi się na ulicy – jako zwykle najmłodszy kłaniałem się pierwszy. Byłem niezależny, nie miało to więc większego dla mnie znaczenia. Myślę, że w znacznym stopniu rozdrażniło tych ludzi, że podobne poglądy wypowiedział ktoś, kto w ich mniemaniu powinien ze względu na swoje pochodzenie być lewicowy, postępowy, awangardowy i tak dalej. A tu tymczasem wszystko było przeciwnie. Niektórzy uważali, że kieruje mną przekora, ale naprawdę kierowałem się przekonaniem, że żyjąc w jakiejś zbiorowości, nie powinno się z reguły odrzucać tego, co o niej stanowi. Takie myśli konwencjonalne, może nawet konformistyczne, w kręgach wolnomyślnej inteligencji zawsze uchodziły za naganne” – odpowiedział tłumacz, wracając wspomnieniami do lat 30., kiedy skrytykował modną poezję.

„Rzeczpospolita”: wśród pomysłów na imprezę z okazji 1000. rocznicy koronacji Chrobrego był hobby horsing

„To nie są polityczne obchody, ale impreza dla Polaków, którzy mają się z czego cieszyć i mogą świętować radośnie” – Jacek Nizinkiewicz usłyszał niedawno od współpracowników premiera Donalda Tuska, ustalając szczegóły organizowanej w trzy tygodnie 1000. rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego.

Zaraz, przecież mniej więcej to samo mówił Bronisław Komorowski, odsłaniając 2 maja 2013 roku czekoladowego orła: „I każdy może, a nawet powinien, cieszyć się z ojczyzny, cieszyć się z symboli narodowych, z polskiej flagi, z polskiego orła tak, jak mu w sercu gra”. Kronikarzem katastrofy, która wydarzyła się 12 lat temu, został dr hab. Marcin Napiórkowski: „(...) w samym środku piknikowego długiego weekendu (…) pewny siebie uśmiech »fajnych Polaków« niepostrzeżenie zamienił się w śmieszność”.

Według informacji „Rzeczpospolitej” wśród pomysłów na imprezę z okazji 1000. rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego znalazł się nawet hobby horsing, czyli bieganie z głową konia na drewnianym kiju. „Mamy bardzo dużo prezentów, kapitalne różowe okulary, baloniki, chorągiewki (…) a w pochodzie – autobus kabriolet, na którym będą nasi dziennikarze, zespół, iluzjonista, a na koniec ogromny trzymetrowy orzeł z białej czekolady, który postawimy przed Pałacem Prezydenckim. Mamy nadzieję, że pan prezydent odsłoni tego pięknego orła” – wyliczała w 2013 roku Magdalena Jethon. Czy Kancelaria Prezesa Rady Ministrów pamiętała w tym roku o iluzjoniście?

Polska jest dziś niczym innym jak krajem konia na patyku. Był czekoladowy orzeł, jest hobby horsing. Niezmienna pozostaje stojąca za tym filozofia.

Pomnik polskich ofiar w Berlinie? Stanie tymczasowy Kamień Pamięci dla Polski

Zaplanowana na marzec konferencja o zrabowanych Polsce podczas II wojny światowej dziełach sztuki została odwołana, a mieli w niej wziąć udział polscy i niemieccy naukowcy. Decyzję podjął nowy szef Instytutu Pileckiego: Marek Kozubal ustalił w „Rzeczpospolitej”, że prof. Krzysztof Ruchniewicz uzasadnił ją polską prezydencją w Unii Europejskiej – to nie jest według niego dobry czas, by podjąć „tematykę, która może być niewygodna dla Niemców”.

Czytaj więcej

Zaginione dzieła sztuki z Polski. Trop urywa się w Niemczech

16 kwietnia „Deutsche Welle” opublikowało na platformie społecznościowej X zrobione na wprost Reichstagu zdjęcie głazu na lawecie: „Do Berlina przywieziono Kamień Pamięci dla Polski. To tymczasowa forma upamiętnienia polskich ofiar niemieckiej wojny i okupacji 1939–1945. W przyszłości prawdopodobnie w tym miejscu stanie pomnik dla polskich ofiar. W centrum Berlina ma też powstać Dom Polsko-Niemiecki”.

Nie ma 250 tys. zł na wydanie trzeciego tomu korespondencji Fryderyka Chopina – alarmowała „Rzeczpospolita”. Redakcja serwisu Nauka w Polsce poinformowała, że załoga Oceanii, statku badawczo-naukowego PAN, nie wypłynęła w rejs badawczy – zaproponowano jej tzw. kontrakty B2B. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów organizuje w trzy tygodnie 1000. rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego. „Jest tysiąc powodów do radości i dumy” – zaprasza premier Donald Tusk.

I pędzi ten nasz polski koń na patyku, a rytm – uderzając o siebie łupinami kokosa – wybija monthypythonowski giermek.

1000. rocznica koronacji Bolesława Chrobrego. Co premier Donald Tusk wie o Polakach?

Dlaczego Donald Tusk zdecydował się na ostatnią chwilę zorganizować „uśmiechniętą imprezę”? Być może nie czytał „Turbopatriotyzmu” (2019). Ponieważ Napiórkowski jest dziś – a była to polityczna decyzja – dyrektorem Muzeum Historii Polski, kolejnej wtopy już raczej nie opisze, ale w przywołanej książce pozostawił służący temu aparat pojęciowy. To dwa modele świętowania: „turbo” (Marsz Niepodległości) i „soft” (czekoladowy orzeł). Pierwszy nie jest dla wszystkich, drugi nie wypalił.

Do „Turbopatriotyzmu” wracam nader często, zastanawiając się przy tym, co martwi Napiórkowskiego bardziej: cechująca polskich liberałów bezradność wobec przeszłości czy sukces odniesiony przez prawicę w wyborach 2015 roku. Zresztą podobna ambiwalencja towarzyszy mi podczas lektury tekstu „Polska jest życzliwa. Na czym więc polega nasz kłopot z uśmiechem?”, który Napiórkowski opublikował w „Tygodniku Powszechnym” 30 grudnia 2024 roku: z jednej strony rozumie, dlaczego „uśmiechnięta Polska” wymaga jakiejś alternatywy, z drugiej jednak trudno mu się z tym pogodzić, kiedy ucieka w portretowanie Polaków jako ponuraków.

Dlaczego hobby horsing miałby w 2025 roku zadziałać, skoro już 12 lat temu czekoladowy orzeł okazał się zupełnie niestrawny? W istocie, jak pisał Napiórkowski, wprawiło to w konsternację „zaskoczonych ekspertów, pozbawionych władzy polityków i nagle zdetronizowanych liderów opinii”.

Czytaj więcej

Polityka historyczna. Bolesna lekcja od Niemiec

Bingo: „zdetronizowani liderzy opinii” nie mogą pogodzić się z tym, że w kolejnych wyborach Polacy, wybierając PiS, odrzucili ich samozwańcze przywództwo, co łatwiej wyjaśnić im tym, że lud jest ciemną masą, niż przemyśleć własne diagnozy. To „solidarnościowe” założenie, że robotnik potrzebował inteligenta – nigdy na odwrót. To właśnie większość „zdetronizowanych liderów opinii” zdegustowana „cmoka” dziś na politykę historyczną.

Kiedy Andrzej Wajda – swoją drogą dla „uśmiechniętej Polski” postać emblematyczna – zobaczył w 1992 roku „Psy”, powiedział: „Pasikowski, jako taki, specjalnie mnie nie interesuje. Natomiast interesuje mnie jego publiczność. Bo on coś wie o tej publiczności, czego ja nie tylko nie wiem, ale nawet nie chciałbym wiedzieć”. Donald Tusk musi wiedzieć o Polakach więcej niż „zdetronizowani liderzy opinii”, skoro używa brzydkiego słowa na „d” (dla jasności: chodzi o „dumę”) i zdecydował się na zorganizowanie obchodów historycznej rocznicy w trzy tygodnie, ale to wciąż za mało: bo tak w 2013, jak i w 2025 roku Platforma Obywatelska nie rozpoznała aspiracji, których nie zaspakaja ani czekolada, ani koń na patyku czy koncert na Stadionie Narodowym. W końcu potrzeba tak parady (Polacy zresztą zagłosowali nogami za 15 sierpnia), jak i Gdyni.

Ukraina broni swojego stanowiska w sprawie Wołynia. A Polska?

Wszystko się na niej zaczyna i kończy: polityka historyczna. „Zdetronizowani liderzy opinii” – a inaczej, za Pawłem Hertzem, „postępowi intelektualiści” – wciąż chcą mówić, by jej nie uprawiać, podczas gdy w 2025 roku pytanie brzmi: „jakiej polityki historycznej potrzebujemy?”. Historycy „uśmiechniętej Polski” upierają się, że Niemcy – czy państwa demokratyczne w ogóle – nie prowadzą takiej polityki, a sama idea jest zgubna i wyłącznie zagraża autonomii nauki. Chciałabym zrozumieć: skąd to się bierze? W odpowiedzi usłyszę o PiS i ministrze Piotrze Glińskim, który bez wątpienia idei polityki historycznej wyświadczył niedźwiedzią przysługę, a przy tym nie rozumiał wolności kultury. Ale wobec tego dopytam: dlaczego w swej większości nie proponują innej lub negują samą ideę? A jeśli już, dlaczego w postępowej wersji wciąż łatwiej przeprasza się za szmalcowników, niż docenia Sprawiedliwych? 

Kiedy mówi się o dumie z przeszłości, najczęściej można usłyszeć, że nie można być dumnym z cudzych osiągnięć. Dlaczego więc premier Emmanuel Macron, otwierając wyremontowaną po pożarze katedrę Notre Dame, zawołał: „To jest Francja!”? Bo to, jak o sobie myślimy, decyduje o naszej politycznej sprawczości. A dokąd zajedziemy na wierzchowcu z patyka? I co o państwie polskim mówi fakt, że Niemcy stawiają polskim ofiarom „tymczasowy” głaz, choć o pomnik ubiegał się już dwie dekady temu Władysław Bartoszewski? Jeśli temat zrabowanych dzieł sztuki ma być dla Niemców niewygodny, podniesiemy różnice w obszarze polityki energetycznej czy obronnej?

Czytaj więcej

Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar

Będąc w Kijowie, mogłam przyjrzeć się temu, jak działa ukraińska dyplomacja kulturalna: w sytuacji, kiedy Polsce brakuje 250 tys. zł na wydanie trzeciego tomu korespondencji Chopina, potrzebny jest właśnie iluzjonista, bo lepiej zniknąć, niż zapaść się pod ziemię ze wstydu. Co więcej, w resorcie kultury i komunikacji strategicznej, choćbym nie wiem jak bardzo nie zgadzała się z zaprezentowanym tam stanowiskiem w sprawie Wołynia, musiałam być pod wrażeniem gotowości do jego obrony. A teraz wyobraźmy sobie, że po drugiej stronie stołu – niemieckiego czy ukraińskiego – siedzi minister Hanna Wróblewska i jej zespół, reprezentujący sposób myślenia właściwy „postępowym intelektualistom”. To naprawdę proste: bez polityki historycznej, a tym samym opowieści o nas samych, ani nie znajdą się pieniądze na naukę, ani nie uszanują nas partnerzy.

To system naczyń połączonych. A właściwie systemy. Bo chodzi w tym wszystkim o coś jeszcze: obok negowania idei polityki historycznej, o sposób myślenia o Polsce w ogóle. „W mojej dawno już temu ogłoszonej książce »Domena polska«, kiedy jeszcze nikt nie mówił o powrocie do Europy, pisałem, że nie można być w Polsce Europejczykiem, jeżeli nie jest się Polakiem. Oznacza to, że przynależność do zbiorowości szerszej nie jest możliwa bez przynależności do zbiorowości węższej, narodowej. Przypominam tam zdanie Norwida, który powiada, że nie można do żadnego kraju przywieźć kultury koleją żelazną, że ona musi wytwarzać się tam organicznie” – mówił Barbarze N. Łopieńskiej Paweł Hertz. Niektórzy uważają, że kieruje mną przekora, ale naprawdę kieruję się przekonaniem, że żyjąc w jakiejś zbiorowości, nie powinno się z reguły odrzucać tego, co o niej stanowi. Takie myśli konwencjonalne w kręgach wolnomyślnej inteligencji zawsze uchodziły za naganne.

„Co było przyczyną pana złych stosunków ze środowiskiem literackiej lewicy?” – zapytała Pawła Hertza, robiąc z nim wywiad rzekę („Sposób życia)”, Barbara N. Łopieńska. „Naruszyłem jednak tabu tego środowiska, musiały więc spaść na mnie sankcje. Antoni Słonimski udzielił mi złośliwej nagany w jednej ze swoich kronik w »Wiadomościach Literackich«, a wielu tak zwanych intelektualistów lewicowych nie odkłaniało mi się na ulicy – jako zwykle najmłodszy kłaniałem się pierwszy. Byłem niezależny, nie miało to więc większego dla mnie znaczenia. Myślę, że w znacznym stopniu rozdrażniło tych ludzi, że podobne poglądy wypowiedział ktoś, kto w ich mniemaniu powinien ze względu na swoje pochodzenie być lewicowy, postępowy, awangardowy i tak dalej. A tu tymczasem wszystko było przeciwnie. Niektórzy uważali, że kieruje mną przekora, ale naprawdę kierowałem się przekonaniem, że żyjąc w jakiejś zbiorowości, nie powinno się z reguły odrzucać tego, co o niej stanowi. Takie myśli konwencjonalne, może nawet konformistyczne, w kręgach wolnomyślnej inteligencji zawsze uchodziły za naganne” – odpowiedział tłumacz, wracając wspomnieniami do lat 30., kiedy skrytykował modną poezję.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa Ukraina–USA, czyli jak nie stracić własnego kraju