Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar

Chcę, aby to wybrzmiało: istnieje bezpośredni związek pomiędzy polityką historyczną a polityką w ogóle. I to na dwóch poziomach. Pierwszym z nich, co oczywiste, są stosunki polsko-niemieckie. Drugim zaś bezpieczeństwo Europy. I Polska musi ten „link” wreszcie zobaczyć.

Publikacja: 12.02.2025 04:57

Władysław Bartoszewski (z prawej) podczas spotkania z koordynatorem ds. polsko-niemieckiej współprac

Władysław Bartoszewski (z prawej) podczas spotkania z koordynatorem ds. polsko-niemieckiej współpracy międzyspołecznej i przygranicznej, premierem Brandenburgii Dietmarem Woidkem, 24 lutego 2014 r.

Foto: PAP/RADEK PIETRUSZKA

Odkąd Donald Trump powrócił do władzy w USA, Europa musi myśleć o bezpieczeństwie inaczej. Unia – w tym Polska – potrzebuje więc Niemiec. A te są dziś niestety „chorym człowiekiem Europy”. W „Plusie Minusie” postawiłam niedawno tezę, że również (jeśli nie przede wszystkim) z powodu chorej polityki pamięci, którą uprawiają od kilkudziesięciu lat. Nie jest prawdą, że Niemcy przepracowali II wojnę światową. Nie potwierdzają tego ani badania, ani postawa Berlina wobec współczesnych wyzwań, a więc – mówiąc krótko – Rosji. Chore Niemcy, ociągając się z pomocą, najpewniej przegrały dla Europy wojnę w Ukrainie. 

Chcę więc, aby wybrzmiało, że istnieje bezpośredni związek pomiędzy polityką historyczną a polityką w ogóle. I to na dwóch poziomach. Pierwszym z nich, co oczywiste, są stosunki polsko-niemieckie. Drugim zaś bezpieczeństwo Europy. I Polska musi ten „link” wreszcie zobaczyć. Upamiętnienie polskich ofiar III Rzeszy jest przede wszystkim naszym, współczesnych, obowiązkiem. Ale wśród argumentów z politycznego porządku wymienić należy też godność: to, czy w Berlinie stanie wreszcie pomnik upamiętniający Polaków zamordowanych przez Niemców podczas II wojny światowej, jest miarą skuteczności polskiej polityki zagranicznej i wskaźnikiem rozwoju Polski. I albo będziemy traktowani przez Berlin poważnie i po partnersku, albo żadnych stosunków polsko-niemieckich nie będzie. 

Czytaj więcej

Niemcy to „chory człowiek Europy”. Te same błędy, te same nierozliczone sprawy

Pomnik polskich ofiar w Berlinie: Presja Niemiec na Polskę będzie wyłącznie rosła

Wiele wskazuje na to, że premier Donald Tusk jest tego świadomy. Witold Jurasz przypomina, że pomysłodawcą pomnika polskich ofiar w Berlinie był Władysław Bartoszewski. Jan Tombiński, chargé d’affaires w Berlinie, według Onetu otrzymał polecenie znalezienia rozwiązania do 8 maja (80. rocznica zakończenia II wojny światowej), o co aktywnie zabiega. Według Jurasza, jeśli stanie się inaczej – a istnieje takie ryzyko – nie dojdzie do resetu w stosunkach polsko-niemieckich.

Obie strony mają widzieć szansę na nowe otwarcie w zbliżających się wyborach w Niemczech. „Rzeczpospolita” zwróciła uwagę na to, że Friedrich Merz, lider idącej po władze CDU, deklaruje gotowość do podpisania nowego traktatu polsko-niemieckiego: „Należy mieć nadzieję, że te słowa prawdopodobnego kanclerza stworzą polityczną atmosferę sprzyjającą realizacji całego projektu Domu Polsko-Niemieckiego” – Piotr Jendroszczyk cytuje źródło z niemieckiego MSZ

Czytaj więcej

Polski pomnik w Berlinie. Czy jest szansa, że powstanie w najbliższym czasie?

Nie podzielam tego optymizmu. A wręcz się spodziewam, że presja Niemiec na Polskę będzie wyłącznie rosła, choć powinno być na odwrót. Oczekujemy, że w kilka miesięcy powstanie to, czego domagamy się od 20 lat. Zresztą Witold Jurasz zwraca uwagę na to, że przeciwna pomnikowi polskich ofiar w Berlinie jest istotna grupa niemieckich polityków i uczestników debaty publicznej. Ponadto przytacza opinię, którą 26 stycznia z „Die Welt” podzieliła się Agnieszka Wierzcholska, historyczka związana z Fundacją Pomnik Pomordowanych Żydów Europy i zaangażowana w projekt Domu Polsko-Niemieckiego. Stwierdza ona, że monument jest problematyczny, bo upamiętni jednocześnie polskich sprawców pogromu w Jedwabnem. Zgadzam się z publicystą Onetu: to prowokacja, której celem jest antagonizowanie Polaków i Żydów (w końcu Dom Polsko-Niemiecki jest państwową instytucją). Ale to nie wszystko.

Z jednej strony Wierzcholska prezentuje określony sposób myślenia o historii stosunków polsko-żydowskich, z drugiej zaś przedstawia główne założenia niemieckiej polityki historycznej. Problem jest zasadniczy: Niemcy boją się kategorii narodowej. I to z dwóch powodów: upamiętnianie polskich ofiar rozumieją jako nacjonalizm, a ponadto pomnik otworzyłby na nowo dyskusję o roszczeniach.

Czytaj więcej

Marek Kozubal: Niemiec zabrał, ale czy odda?

Wierzcholska powiedziała „Die Welt” coś jeszcze: według niej Polacy się mylą, zakładając, że pomnik zwiększy świadomość Niemców na temat zbrodni popełnionych w okupowanej Polsce, dlatego potrzebny jest Dom Polsko-Niemiecki. W gruncie rzeczy chodzi o to, że Niemcy nie chcą pomnika bez przestrzeni wystawienniczej, którą wykorzystają do prezentacji własnej interpretacji historii służebnej wobec polityki pamięci uprawianej od kilkudziesięciu lat, a zmierzającej do tego, aby odpowiedź na pytanie o to, kim byli sprawcy, nie była jednoznaczna. 

Niemcy nie rozliczyli się z historią II wojny światowej 

„Świadomość tego, iż Niemcy zabili co piątego obywatela RP, nie istnieje” – stwierdził w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” niemiecki historyk Jochen Böhler, kierownik Katedry Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Friedricha Schillera w Jenie. Proszę czytelników o wybaczenie, że po raz trzeci w ostatnim półroczu przywołam dane zebrane w 2019 roku przez Instytut Interdyscyplinarnych Badań nad Konfliktami i Przemocą Uniwersytetu Bielefeld oraz Fundację Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość: aż 69,8 proc. Niemców uważa, że wśród sprawców nie było ich przodków; 35,9 proc. twierdzi, że ich dziadkowie i babcie znaleźli się wśród ofiar.

Problem jest zasadniczy: Niemcy boją się kategorii narodowej. I to z dwóch powodów: upamiętnianie polskich ofiar rozumieją jako nacjonalizm, a ponadto pomnik otworzyłby dyskusję o roszczeniach

Podzieliłam się tymi danymi w jednym z programów publicystycznych. Mimo to siedzący obok historyk stwierdził, że Niemcy rozliczyli się z własną historią.

Przekonanie o tym, że dbałość o polską pamięć jest wyrazem nacjonalizmu, ma się dobrze również nad Wisłą. Podczas gdy takie zabiegi ani nie są prawicowe, ani bez znaczenia dla bezpieczeństwa demokratycznej Europy. Bo jak inaczej niż nieodrobioną lekcją z historii tłumaczyć masowe protesty Niemców, którym bliższy jest naiwny pacyfizm niż pełne wsparcie dla walczącej z totalitarną Rosją Ukrainy? 

W styczniu Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN nadało sali konferencyjnej imię Willy'ego Brandta, choć kanclerza Niemiec honorują już skwer i pomnik znajdujące się tuż obok muzeum. A polska historia? „Polska historia powinna zostać uhonorowana”, mówił Władysław Bartoszewski. 

Odkąd Donald Trump powrócił do władzy w USA, Europa musi myśleć o bezpieczeństwie inaczej. Unia – w tym Polska – potrzebuje więc Niemiec. A te są dziś niestety „chorym człowiekiem Europy”. W „Plusie Minusie” postawiłam niedawno tezę, że również (jeśli nie przede wszystkim) z powodu chorej polityki pamięci, którą uprawiają od kilkudziesięciu lat. Nie jest prawdą, że Niemcy przepracowali II wojnę światową. Nie potwierdzają tego ani badania, ani postawa Berlina wobec współczesnych wyzwań, a więc – mówiąc krótko – Rosji. Chore Niemcy, ociągając się z pomocą, najpewniej przegrały dla Europy wojnę w Ukrainie. 

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Analiza
Michał Kolanko: Donald Tusk rzuca rękawicę Konfederacji. Ale walczy nie tylko o głosy biznesu
felietony
Przykra prawda o polityce międzynarodowej
Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Donald Tusk zapowiada rekonstrukcję. Rząd bardziej niż rekonstrukcji potrzebuje wizji
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje