Chińczyków u nas na lekarstwo

Mimo szumnych zapowiedzi polityków w Polsce nie widać zalewu inwestycji z Chin. Jeśli już kapitał płynie, to na przejęcia, a nie budowę fabryk.

Aktualizacja: 18.04.2017 08:07 Publikacja: 17.04.2017 19:15

Foto: 123RF

Globalna ekspansja chińskiego biznesu, coraz bardziej widoczna w Europie, zdaje się omijać Polskę szerokim łukiem. Choć w Polsce działa ponad 880 firm z chińskim kapitałem, w ubiegłym roku skumulowana wartość inwestycji z Chin wynosiła niewiele ponad 460 mln dolarów. Najnowsze projekty, jak rozpoczęta w marcu w Opolu budowa fabryki oświetlenia firmy Hongbo warta ok. 80 mln zł czy projekt wirtualnego centrum szkoleniowego języków obcych firmy iTutor Group, nie poprawiają sytuacji. Znaczące chińskie przedsięwzięcia w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki, no, może obu.

Jak dotąd największym jest kupno przez China Everbright za 123 mln euro większościowych udziałów w spółce Novago z Mławy przetwarzającej odpady. Kolejnym – zakup przez LiuGong cywilnej części Huty Stalowa Wola, produkującej koparki i ładowarki. Chińczycy zapłacili za nią 300 mln zł, obiecując unowocześnienie zakładu, dziesięciokrotne zwiększenie produkcji w ciągu pięciu lat i zdobycie nowych rynków zbytu, ale z deklaracji niewiele wyszło.

Pozostali bardziej znaczący inwestorzy to m.in. Shuanghui, który przejął Animex jako część grupy Smithfield, Beijing West Industries (przejął Delphi produkujące części samochodowe), Nuctech w Kobyłce pod Warszawą (produkuje skanery do prześwietlania), Tri Ring w Kraśniku (fabryka łożysk), Athletic Group w Koszalinie (produkcja rowerów), Dalian w Tarnowie (produkcja tworzyw sztucznych) czy TPV Displays w Gorzowie Wielkopolskim i Żyrardowie (elektronika).

Chińczycy obecni są jeszcze w sektorze energetycznym, gdzie realizują kontrakty na budowę sieci przesyłowych. To m.in. firma Sinohydro znana z budowy Zapory Trzech Przełomów na rzece Jangcy (stawia linie wysokiego napięcia pomiędzy Chełmem a Lublinem), a także Shanghai Electric i Pinggao, które wygrało przetarg na budowę linii Żarnowiec–Gdańsk-Błonia.

– Nie są to jednak inwestycje chińskie, bo realizację zadań finansują Polskie Sieci Elektroenergetyczne, a w dodatku roboty wykonywane są przez polskich podwykonawców – zaznacza przedstawiciel PSE.

Zmarnowane szanse

Impulsem do zwiększenia chińskiej obecności w Polsce miała być wizyta prezydenta Chin Xi Jinpinga w czerwcu zeszłego roku w Warszawie. Podpisano umowy dotyczące m.in. współpracy przy projektach infrastrukturalnych, tworzeniu parków przemysłowych czy centrów logistycznych. Jeszcze w maju ub.r. regularne połączenie z Chinami uruchomił terminal PCC Intermodal w Kutnie. – To impuls do rozwoju kolejnych przedsięwzięć – podkreślali przedstawiciele PCC.

Budowę centrum logistycznego zapowiadała także Łódź, która wcześniej uruchomiła połączenie kolejowe z chińskim Chengdu. Skończyło się jednak na zapowiedziach.

– Żaden z projektów, które były prezentowane przez polską stronę: stworzenie polsko-chińskiego parku logistycznego w Łodzi, udział chińskich firm w rekonstrukcji polskich terminali kontenerowych czy Centralny Port Lotniczy, nie ruszył nawet o krok – mówi Sławomir Majman, były prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIIZ), obecnie dyrektor Europejskich Inwestycji Strategicznych w kancelarii prawnej Dentons.

Nie chcą budować

Na ubiegłorocznym szczycie Chiny–Europa Środkowo-Wschodnia odbywającym się w listopadzie w Rydze, premier Beata Szydło podkreślała, że Polsce szczególnie zależy na wspólnej realizacji projektów komunikacyjnych i infrastrukturalnych. Doświadczenia na tym polu na razie nie są zachęcające: przykładem jest budowa odcinka autostrady A2 pomiędzy Warszawą a Łodzią przez chiński Covec, która zakończyła się rozwiązaniem umowy i opóźnieniami.

Chińczycy okazują się w dodatku trudnym partnerem. – W tym samym czasie, kiedy rozmawiamy z jednym chińskim inwestorem, jesteśmy w stanie obsłużyć dwóch–trzech inwestorów z Japonii lub z Korei. Te projekty krajów dochodzą do skutku dużo szybciej niż inwestycje chińskie – mówi Tomasz Pisula, prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, która zastąpiła PAIIZ.

Chińczycy nie chcą budować fabryk. Rzadko interesują ich projekty realizowane od zera, wolą wyłożyć pieniądze na gotowe. W Europie przejmują firmy mające dostęp do zaawansowanych technologii lub kupują silne marki. Przykładem takich transakcji w Polsce może być ogłoszone w marcu przejęcie przez China Security & Fire za 110 mln euro Konsalnetu, drugiej co do wielkości firmy na polskim rynku ochrony.

W Polsce są już obecne wszystkie chińskie banki działające za granicą. Obecność części z nich to efekt spotkań polityków i formuły „16 plus", czyli funduszy na finansowanie chińskich projektów w Europie Środkowo-Wschodniej. – Wiadomo, że przedstawiciele chińskiego konkurenta Banku Światowego, czyli Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, szukają w tej chwili w Polsce projektów do finansowania – mówi Majman. Na razie bez większych rezultatów.

Europa zaczyna się bronić

Tylko w I połowie 2016 r. chińskie fundusze inwestycyjne kupiły ponad 40 firm w Niemczech, a w sześciu przejęły udziały większościowe. Inwestorzy zainteresowani byli przede wszystkim firmami komputerowymi i posiadającymi zaawansowane technologie inżynieryjne. Żadne z przedsiębiorstw unijnych nie było w stanie stworzyć kontroferty. Publiczne oburzenie wzbudziło zwłaszcza wykupienie producenta robotów przemysłowych Kuka, a niemiecki rząd otwarcie wyraził obawy, że technologie, nad którymi pracowano latami, przechodzą w ręce Chińczyków. – Chiny przestają być już partnerem gospodarczym i stają się ostrym konkurentem, a my im w tym pomagamy – powiedział otwarcie niemiecki minister gospodarki Sigmar Gabriel i wstrzymał sprzedaż Aixtrona, dostawcy komponentów i technologii dla producentów zaawansowanych nośników pamięci, którego chciał przejąć Fuijan Investment Fund. Z kolei Francuzi zorientowali się, że chiński kapitał zbyt głęboko wchodzi w ich gospodarkę, a protesty wywołało przejęcie mniejszościowych udziałów (49,99 proc.) w lotnisku Blagnac w Tuluzie, portu, który jest bazą dla Airbusa. Protesty budzi również przejmowanie francuskich winnic przez inwestorów z Hongkongu i Chin.

Opinia

Paweł Tynel, partner w EY

Regularnie przeprowadzamy rozmowy z klientami z Chin, którzy zastanawiają się, czy rozpocząć działalność w Europie oraz Polsce. Scenariusz tych spotkań i rozmów jest dość podobny: duża delegacja, wizyta zapoznawcza, wprowadzenie w realia i aktualną sytuację w regionie. Po tym etapie z reguły następuje jednak krótsza bądź dłuższa przerwa w kontaktach. Czasem wracamy do tych rozmów, jednak Chińczycy zbyt rzadko podejmują decyzje inwestycyjne, aby można było mówić o zwiększeniu ich aktywności w Polsce. Pewne jest to, że firmy z Chin mają inne podejście do inwestycji niż większość nacji inwestujących u nas przez niemal trzy dekady. To sprawia, że chińscy inwestorzy mają zbyt małą reprezentację w Polsce w porównaniu z potencjałem ich gospodarki.

Gospodarka
Antyrosyjskie sankcje Joe Bidena nie do ruszenia? Jakie pole manewru ma Donald Trump
Gospodarka
Kolejne sankcje USA. Na liście elektrownia atomowa na Ukrainie
Gospodarka
Polski rząd interweniuje w sprawie chipów. „Bez urzędniczego bla, bla”
Gospodarka
Prasa: cła Donalda Trumpa zagrożą 300 tys. miejsc pracy w Niemczech
Gospodarka
Mosbacher: Polska jest liderem, czas by UE to zrozumiała
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego