Pomijając ciekawy sposób przygotowywania projektu konwencji „międzynarodowej" przez jeden kraj, problemem jest to, że jeden skrajny dokument miałby zostać zastąpiony drugim – kierunek ten sam, ale zwrot przeciwny.
Pamiętam, jak Instytut Ordo Iuris celnie wypunktowywał opartą na dość prostackim założeniu ideologicznym konwencję Rady Europy, która za przyczyny przemocy domowej uznaje głównie różnice między płciami. W 2013 r., gdy strona konserwatywna miała dużo słabszą pozycję w życiu publicznym niż dziś, Instytut Ordo Iuris był adwokatem zdrowego rozsądku. Podnosił argumenty prawne, że konwencja narusza zasadę ideologicznej neutralności Rzeczypospolitej Polskiej i kłóci się z konstytucyjną zasadą równości. Wykazał również, że badania przeprowadzone według jednolitej metodologii we wszystkich państwach UE wskazują, że konserwatywna Polska ma najniższy wskaźnik przemocy wobec kobiet, przy jednocześnie jednym z najwyższych wskaźników jej zgłaszalności. Tymczasem na szarym końcu jest Szwecja, która założenia konwencji wprowadza w życie już od 20 lat. Ordo Iuris podnosił słuszne larum, bo dane empiryczne okazały się sprzeczne z ideologicznymi założeniami konwencji.