Płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej, podał niezwykle istotną informację: przyznał, że to strona polska zrezygnowała z obecności rosyjskiego nawigatora w Tu-154, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem.
– Pismo z rezygnacją powstało w strukturach MON – powiedział płk Szeląg podczas wczorajszej konferencji przedstawiającej stan śledztwa w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. – Ale kto konkretnie wydał taką decyzję, pozostaje do ustalenia.
Dowództwo 36. Pułku najpierw poprosiło o przydzielenie do tupolewa rosyjskiego nawigatora. Ale później z tego zrezygnowano. Dlaczego – to śledczy wyjaśniają.
Eksperci uważają, że był to błąd, zwłaszcza że rosyjskie wojskowe lotniska różnią się od cywilnych. – Rosyjski nawigator byłby pomocny dla załogi. Słuchałby radia, tłumaczył komunikaty. Nie wiem, czy jego obecność zapobiegłaby katastrofie, ale na pewno byłby pożyteczny – mówi „Rz” kapitan Robert Zawada, były pilot wojskowy, sejmowy ekspert ds. lotnictwa.
Śledczy ujawnili, że mają nagranie pozwalające biegłym zidentyfikować głos osoby, która była w kokpicie tupolewa tuż przed tragedią. – Prokuratura wojskowa uzyskała od jednej z telewizji materiał audio-video, który pozwoli ekspertom właściwie przypisać głos osoby, która miała prawo być w kokpicie samolotu – mówił płk Szeląg.