Krajobraz po 63 dniach walki to sterty pogniecionych kartek, zapisanych oficjalnymi depeszami. Setki tysięcy martwych już słów, porozrzucanych bezładnie między politycznymi gabinetami, jak zwłoki po wielkim wybuchu. Opuszczone biurka i krzesła. I to najgorsze: cisza.
Zobacz galerię zdjęć
Wcześniej, przez ponad godzinę politycy, dyplomaci i wojskowi bombardowali się słowami. Z gabinetów w Londynie, Moskwie i Nowym Jorku Churchill (Juliusz Chrząstowski), Stalin (Sean Palmer) i Roosevelt (Edward Linde-Lubaszenko) wysyłali dziesiątki depesz. I dopóki spierali się o los Warszawy, była nadzieja. Dopiero gdy polityczną partię szachów przerwała inna, większa rozgrywka, zamilkły maszyny do pisania. U Zadary polityka międzynarodowa jest wyrachowaną i zawiłą grą, jej wyniku nie da się z góry przewidzieć. Wojna na słowa stwarza fakty, ale nie te jawnie deklarowane w dyplomatycznej korespondencji.
W politycznych gabinetach szaleją maszyny do pisania, grzeją się telefoniczne kable. Churchill czerwienieje z wysiłku, Stalin wrzeszczy, generał Sosnkowski wpada w rozpacz. Trudno coś z tej kakofonii zrozumieć. Mikołajczyk (Tomasz Cymerman) w Moskwie domaga się wsparcia dla powstańców. Stalin uśmiecha się dobrotliwie, przekłada kolorowe papiery, rysuje na nich kwiatki, te z socjalistycznych laurek. Mikołajczyk zlany potem wskakuje na biurko, ale „wujaszek Joe" – jak pisali o nim we wzajemnej korespondencji Churchill i Roosevelt - nawet na niego nie patrzy.
Sosnkowski śle z Rzymu alarmujące sprzeciwy, ostrzega przez rzezią w Warszawie. Mikołajczyk wraca ze stalinowskiego biurka na krzesło w Londynie, gdzie przygryzający cygaro Churchill usiłuje nakłonić Roosevelta do zrzutów lotniczych nad polską stolicą. Zapatrzony w niebo amerykański prezydent, rzuca, owszem, papierowe samolociki – fruwają między gabinetami, złożone z wydruków oficjalnych depesz.