Był żywą legendą. Gdy nagle zmarł Zygmunt Malanowicz, mający wówczas 90 lat Stanisław Brudny uratował premierę „Odysei. Opowieści dla Hollywoodu” przyjmując rolę starego Odysa w spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze.
„Wszystko stało się nieoczekiwanie. Wyglądało, że Zygmunt ma się lepiej. Dziwnym zrządzeniem losu Stanisław Brudny został wcześniej poproszony, żeby przygotował dublurę roli Zygmunta na czas prób i wewnętrzną premierę. Dzięki temu sytuacja z perspektywy spektaklu była do opanowania, w innym przypadku trudno byłoby szukać następcy. Tymczasem Stanisław wszedł do pracy równolegle, tworzył autonomiczną rolę, z tym, co on sam ze sobą niesie…" - mówił Andrzej Chyra.
Grałby pewnie Odysa dalej, tak jak występował już w tym roku w „Berlin Alexanderplatz” Natalii Korczakowskiej, dokładnie tydzień temu. Jak zwykle skromny, precyzyjny, wybitny.
Stanisław Brudny był wybitnym człowiekiem teatru
Debiutował w Teatrze Śląskim w Katowicach w „Dożywociu” Fredry w 1951 r. Grał tam m. in. w spektaklach Gustawa Holoubka, Jerzego Krasowskiego, był asystentem Jerzego Kreczmara przy „Dziadach drezdeńskich” i „Łaźni” Jerzego Jarockiego.
W Katowicach spotkał na scenie Józefa Szajnę, grając w „Śmierci na gruszy” w 1970 r. Wkrótce (od 1972 r.) został aktorem Studia w Warszawie, kierowanego przez Szajnę.