Pindera: Nic nie zastąpi nóg
Oscar Pistorius nie wywrócił świata do góry nogami. Nie zakwalifikował się do finału na 400 m, nie pobił nawet rekordu życiowego. Protezy z włókna węglowego same nie biegają, a Pistorius widać miał słabszy dzień.
Ten 25-letni niepełnosprawny sportowiec, który stracił obie nogi w pierwszym roku życia, od dawna wzbudza kontrowersje, które nasilają się, gdy pobiegnie szybciej i zdrowi biegacze czują się zagrożeni. Po tym przegranym biegu dyskusje na jakiś czas ucichną, ale zapewne odżyją, gdy lekkoatleta z Pretorii wywalczy prawo startu na igrzyskach w Londynie.
Pistorius to fenomen, udowodnił światu, że nawet tak ciężkie kalectwo jak brak dwóch nóg nie jest przeszkodą, by realizować sportowe marzenia. Za to należy go podziwiać, bo dokonał rzeczy wyjątkowej. Biega prawie tak szybko jak najlepsi zdrowi atleci na świecie, ale nigdy z nimi nie wygra, bo najlepsze, najdroższe protezy nie zastąpią nóg.
Piętnaście lat temu na paraolimpiadzie w Atlancie (1996) pewien młody amerykański sprinter pokonał 100 m w 11,33 s. Nie miał rąk i nóg, biegł na podobnych z wyglądu protezach jak Pistorius, ale niewiele osób go pamięta. Tak samo jak austriackiego pingpongistę, który, nie mając rąk, grał jak zawodowcy, czy pływaków bez kończyn, którzy pływali szybciej od Johnny'ego Weissmullera (słynnego Tarzana). Oni nie mieli jednak szans w rywalizacji ze zdrowymi sportowcami, a Pistorius ma, więc jest problem.