W książce „Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać” Jan Mencwel przypomina o dyskusji, jaką wśród naukowców wywołał opisany w latach 60. „efekt Mpemby”. Zjawisko nazwane jest na cześć nastolatka z Tanzanii, który odkrył je, odrabiając pracę domową. A polega na tym, że woda wrząca zamarza szybciej niż zimna.
W Polsce obserwujemy zaś efekt Stanowskiego: w temperaturze wynoszącej zero (jak nazwa jego kanału) woda nie zamarza, lecz wrze.
Sukces Kanału Zero wielu razi, a mnie nie przestaje intrygować
Krzysztof Stanowski mi ni bratem, ni swatem. Krytycznie oceniam np. format debat historycznych, które proponuje (w jego uniwersum nie ma historyczek, o przeszłości rozmawiają wyłącznie mężczyźni). „Chłopski rozum” zaś nie zastąpi dziennikarstwa specjalizacyjnego. Nie śledzę tego, co ma do powiedzenia w mediach społecznościowych, bo nie odpowiada mi sposób, w jaki się komunikuje. Trudno mi znaleźć w sobie do niego sympatię. Dwa razy mogłam wziąć udział w programie emitowanym w Kanale Zero, mając okazję do rozmowy z osobami, z którymi nigdzie indziej nie miałabym okazji wymienić myśli.
Czytaj więcej
Jak uczy nas historia III RP, wybory na urząd prezydenta RP regularnie pozwalają zaistnieć kandydatom spoza układu politycznego. Degrengolada ugrupowań prawicy stwarza Krzysztofowi Stanowskiemu szansę na potencjalnie dobry wynik.
Ale to nie ma w tej chwili nic do rzeczy: założony przez niego Kanał Zero odniósł spektakularny sukces, który wielu razi. Mnie z kolei nie przestaje intrygować, bo coś nam to mówi zarówno o potrzebach odbiorców głównie formatów wideo, jak i o tych mediach, które wkładają wiele energii w to, by ten projekt postponować (a jest w tym sporo bezradności, by przypomnieć, jak wyłożyła się na Stanowskim „Gazeta Wyborcza”, która znalazła się wśród szczególnie zaangażowanych w walkę z jego kanałem).