Obecne podważanie umocowania tej Izby i jej „nowych sędziów” to dalszy ciąg działań części „starych sędziów” i obecnego obozu rządowego, które anarchizują od kilku lat sądy, a teraz sięgają szczytów państwa i podstawy demokracji – wyborów prezydenta. Elementem tych działań jest swego rodzaju obstrukcja Państwowej Komisji Wyborczej przez część jej członków, skutkująca zablokowaniem dotacji dla PiS.
Miesiąc termu pisałem, że niezależnie od tego, czy minister finansów wstrzymał wypłatę tej dotacji na krótko czy na dłużej, jego decyzja postawiła największą partię opozycyjną w okresie przedwyborczym w gorszym położeniu niż inne, co podcinać może wiarę obywateli w rzetelność wyborów. Jest już ich termin, a dotacji nie odblokowano, rośnie więc chyba niepewność obywateli, których raczej nie uspokoją twierdzenia nawet utytułowanych prawników, żeby nie ulegali przedwyborczej histerii, może wygodnej w mobilizacji elektoratu.
Czytaj więcej
Gdyby próbowano tworzyć składy mieszane, to my nie będziemy uczestniczyć w fikcjach - zapowiedział sędzia Sądu Najwyższego, prof. Włodzimierz Wróbel, komentując tzw. ustawę incydentalną marszałka Szymona Hołowni.
Kto tu jednak ulega histerii?
Obywatele mają podstawy do obaw o swoje państwo, gdy stają wobec rządów prawa, „jak je władza rozumie”. Wobec stwierdzeń jej przedstawicieli, że może dojść do nieuznania ważności wyborów prezydenta, i to nie przez organ do tego wyznaczony ustawą, czyli Izbę Kontroli Nadzwyczajnej SN, która już kilka wyborów zatwierdzała, w tym obecnego parlamentu. Kiedy wyciągają z rękawa pomysły, by np. o ważności wyborów decydował cały SN, ale bez tej Izby, co oznacza, że starzy sędziowie mieliby większość, a wykazują oni daleko idącą zwartość w kwestionowaniu nowych sędziów. Nie mówiąc już, że zmiany w tak drażliwej kwestii jak wybory wymagają czasu i przemyślenia.