Marek Migalski: W wyborach prezydenckich ni czarnych koni, ni czarnego łabędzia

Lewica i prawica pójdą do wyborów prezydenckich podzielone i gotowe do wzajemnej kanibalizacji wewnątrz swoich obozów. Kto może cieszyć się z tego faktu? Ci co zawsze – Donald Tusk i Jarosław Kaczyński.

Publikacja: 15.01.2025 04:40

Rzeźba przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie

Rzeźba przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie

Foto: Adobe Stock

Ogłoszenie chęci udziału w wyborach prezydenckich przez Adriana Zandberga (skądinąd absolutnie zrozumiałe z punktu widzenia interesów partii Razem) postawiło w niezwykle trudnej sytuacji Magdalenę Biejat, reprezentującą Nową Lewicę. Kurczący się elektorat lewicowy zostanie bowiem podzielony, co skutkować może tym, że senatorka skończy z wynikiem niewiele lepszym niż poprzedni reprezentanci tej strony sceny politycznej, czyli Robert Biedroń i Magdalena Ogórek (odpowiednio 2,22 proc. i 2,38 proc. ważnie oddanych głosów).

W wyborach startują Magdalena Biejat, Adrian Zanderg i Piotr Szumlewicz – smuta na lewicy tylko się pogłębi

Biejat i tak miała ciężką sytuację po tym, gdy KO postawiła nie na lekko konserwatywnego Radosława Sikorskiego, lecz na liberalno-progresywnego Rafała Trzaskowskiego, który dla dużej części zwolenników lewicy może okazać się atrakcyjniejszy już w pierwszej turze. Jeśli dodać do tego obrazka fakt, że swoje ambicje prezydenckie zgłosił Piotr Szumlewicz, to szanse na podział głosów i kompromitację lewicy w nadchodzącej elekcji są spore.

Czytaj więcej

Kolejny sondaż wskazuje na spadek poparcia dla Rafała Trzaskowskiego

Oczywiście pod warunkiem, że Zandbergowi i Szumlewiczowi uda się zebrać wymaganą liczbę podpisów pod ich kandydaturami, co nie jest takie jasne. Tak czy inaczej, już dziś widać, że smuta na lewicy nie tylko nie skończy się dzięki wyborom prezydenckim, ale jeszcze się pogłębi.

Wybory prezydenckie 2025: Kanibalistyczny pojedynek na prawicy

Co ciekawe, po drugiej stronie sceny politycznej szykuje się podobny kanibalistyczny pojedynek, z identycznymi niemal skutkami. Do Sławomira Mentzena i Marka Jakubiaka mogą dołączyć Grzegorz Braun (obecnie na brukselskim wygnaniu) i Krzysztof Stanowski (charyzmatyczny i wzbudzający duże emocje dziennikarz, właściciel dobrze rozwijającego się Kanału Zero).

Jedynym realnym graczem, mogącym choćby nawiązać rywalizację z Rafałem Trzaskowskim i Karolem Nawrockim, może się okazać… Szymon Hołownia

Tu, podobnie jak w przypadku Zandberga i Szumlewicza, powstają pytania o to, czy wszyscy pretendenci zbiorą wystarczającą liczbę podpisów (martwić nie musi się tylko Mentzen), ale jeśli ta sztuka udała się całej czwórce, to także oznaczałoby bratobójczą wojnę między prawicowymi kandydatami. Musiałaby ona skutkować podziałem głosów i spłaszczeniem wyniku najlepszego z nich.

Duopol PO-PiS znowu niezagrożony

Jaki obraz wyłania się nam zatem na chwilę przed prawdziwym startem kampanii? Lewica i prawica pójdą do wyborów prezydenckich podzielone i gotowe do wzajemnej kanibalizacji wewnątrz swoich obozów. Kto może cieszyć się z tego faktu? Ci co zawsze – Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Na tle zwalczających się kandydatów z lewicy i prawicy zabiegających o każdy promil poparcia reprezentanci Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości jawić się będą jako hegemoni, miażdżący polityczny plankton z prawa i z lewa. Dzięki namnożeniu się kandydatów chcących obalić duopol PO–PiS, ów będzie miał się tak samo dobrze, jak zawsze, zgarniając już w pierwszej turze około dwóch trzecich wszystkich ważnie oddanych głosów i spychając pod próg dziesięciu procent konkurencję z prawicy i z lewicy (tu nawet może to być próg 5 proc.).

A jedynym realnym graczem, mogącym choćby nawiązać rywalizację z Rafałem Trzaskowskim i Karolem Nawrockim, może się okazać… Szymon Hołownia. Byłaby to zaiste ironiczna pointa narracji o tym, jak to bardzo Polacy brzydzą się i nudzą odwiecznym nieomal sporem Tuska z Kaczyńskim i jak tęskno wyglądają zmiany oraz czarnych koni. Wiele zdarzy się zatem w ciągu najbliższych czterech miesięcy po to, by wszystko pozostało tak, jak było. Przynajmniej z grubsza.

Autor

Marek Migalski

Politolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego

Ogłoszenie chęci udziału w wyborach prezydenckich przez Adriana Zandberga (skądinąd absolutnie zrozumiałe z punktu widzenia interesów partii Razem) postawiło w niezwykle trudnej sytuacji Magdalenę Biejat, reprezentującą Nową Lewicę. Kurczący się elektorat lewicowy zostanie bowiem podzielony, co skutkować może tym, że senatorka skończy z wynikiem niewiele lepszym niż poprzedni reprezentanci tej strony sceny politycznej, czyli Robert Biedroń i Magdalena Ogórek (odpowiednio 2,22 proc. i 2,38 proc. ważnie oddanych głosów).

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Poważne konsekwencje udzielenia gwarancji bezpieczeństwa premierowi Izraela
Opinie polityczno - społeczne
Witold Waszczykowski: Szczytu UE w Warszawie nie będzie. A co ze szczytem UE-USA i UE-USA-Ukraina?
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Polska polityka to kabaret
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Populizm pokonał Macrona
Opinie polityczno - społeczne
Marek Budzisz: Potrzebujemy „pokoju Bożego” między PO i PiS, bo ważą się losy Polski