Dotychczas wicepremier, minister finansów robił dobrą minę do złej gry. Ubytek dochodów w budżecie państwa już w tym roku kwitował stwierdzeniem, że przecież nowelizacja ustawy budżetowej to nie żaden dramat i nie katastrofa. Rzeczywiście, w warunkach silnego spowolnienie gospodarczego, zwiększenie deficyt budżetu o kilka miliardów złotych nie wywołałoby załamanie na rynkach finansowych. Część obserwatorów uważa zresztą, że dzięki różnym kreatywnym rozwiązaniom, może się obejść bez nowelizacji i dziurę w kasie państwa uda się utrzymać na poziomie 35,6 mld zł.
Znacznie większy problem okazuje jednak być z 2014 rokiem. Niespodziewanie minister Rostowski informuje, że maksymalny limit deficytu budżetu na 2014 r. może zostać zapisany na poziomie 50 mld zł! Jeszcze rok temu MF prognozował spadek limitu do 28 mld zł.
Pytanie, jakie są przyczyny tej pogłębiającej się nierównowagi budżetowej. Przedstawiciele MF wyjaśniają tylko, że „uwarunkowań
zewnętrznych oraz prognozy wzrostu PKB". Obecnie MF prognozuje, że w 2013 r. PKB wzrośnie o 1,5 proc. (rok temu prognoza wynosiła 2,9 proc.), a w 2014 r. – o 2,4 proc. (wobec 3,2 proc. rok wcześniej).
Inaczej jednak mówiąc, może to oznaczać totalną zapaść w dochodach budżetu. Jeżeli bowiem wydatki mają bowiem być trzymane w ryzach – a tak zapowiada MF - to największych problemów należy spodziewać się stronie wpływów. Oznacza to, że nawet według resortu finansów, nawet w 2014 r. żadne są szanse na poprawę na rynku pracy, czy ożywienie w konsumpcji i inwestycjach.