Szef rządu pochwalił się znakomitą kondycją budżetu państwa. Obwieścił oto, że deficyt w kasie wyniósł w zeszłym roku 12 mld zł z hakiem, podczas gdy mógł sięgnąć nawet 30 mld zł.
Do państwa wpłynęło blisko 100 proc. założonej w ustawie budżetowej kwoty z VAT. A przecież zdaniem części ekspertów podatkowych i ekonomistów nie powinno się to żadną miarą udać, bo wpływy z tego podatku zaplanowano na absurdalnie wysokim poziomie blisko 241 mld zł. To niemal dwa razy więcej niż 123 mld zł z 2015 r. Ale to jeszcze nic. Wpływy z podatku od dochodów dużych firm (CIT) były o ponad 30 proc. wyższe niż założone w ustawie budżetowej i sięgnęły przeszło 70 mld zł wobec planowanych niespełna 54 mld.
Czytaj więcej
Fiskus w zeszłym roku ściągnął od korporacji aż 70 mld zł. To 34 procent więcej niż rok wcześniej. Pytanie tylko, czy to efekt likwidacji rajów podatkowych, jak chce rząd, czy inflacji, jak sądzą eksperci.
W jakiejś części to oczywiście efekt prowadzonych od wielu lat działań uszczelniających system podatkowy. W większości to jednak zapewne efekt powszechnej drożyzny i wysokich cen. VAT wszak to podatek nakładany na sprzedaż towarów i usług. Im są one droższe, tym wpływy budżetu państwa z tego podatku wyższe. CIT zaś to podatek nakładany na dochody firm. Wyższe dochody to więcej z tego podatku w budżecie. A przecież wiele branż notowało w minionym roku rekordowe zwyżki dochodów i zysków. Na czele były koncerny paliwowo-energetyczne i banki. Rekordowe ceny paliw, horrendalne rachunki za prąd i ciepło, wyższe odsetki w związku z rosnącymi w ślad za inflacją stopami procentowymi i mamy tajemnicę sukcesu budżetu państwa. Problem w tym, że to sukces odniesiony kosztem budżetów domowych. Nie jestem więc pewien, czy chwalenie się nim przez szefa rządu to najlepszy pomysł. Inflacja pustoszy nasze portfele, coraz więcej osób ma problemy ze związaniem końca z końcem, ogranicza zakupy, przestawia się na towary gorszej jakości. Tymczasem premier chwali się mniejszym, niż planowano, mankiem w kasie państwa.
Warto pamiętać, że PiS osiągnął mistrzostwo w kreatywnej księgowości. Poza budżet państwa wyprowadził ogromną część jego wydatków. To, co z chlubą pokazuje nam premier, w żaden sposób nie oddaje więc ich faktycznego stanu. Deficyt jest wielokrotnie wyższy od owych pokazanych 12 mld zł z hakiem. Tego, w jakiej kondycji są finanse państwa, dowiemy się być może po wyborach i – jak ostrzegają ekonomiści – raczej nie będą to dobre informacje. A jeszcze bardziej przykre mogą być konsekwencje konieczności ich naprawy.