Helikopterowy węzeł gordyjski

Przy szacowaniu kosztów znaczenie ma cena wszystkich wydatków w całym cyklu życia maszyny – pisze były wiceminister obrony, dziś doradca firmy Bell Helicopters.

Publikacja: 13.07.2016 19:22

Helikopterowy węzeł gordyjski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Niedawno minister obrony narodowej ogłosił rewizję planu modernizacji Sił Zbrojnych, ograniczając jego ramy do trzech lat. Wśród zamiarów na najbliższy okres minister wymienił zakup śmigłowców uderzeniowych.

Na horyzoncie widnieją także inne, drogie systemy broni, w tym trwający od ponad trzech lat przetarg na 50 śmigłowców wielozadaniowych. Nawet ten okrojony program będzie kosztował kilkadziesiąt miliardów złotych. Z pewnością będzie to ciężar odczuwalny dla każdego. Stawia to rządzących przed szczególnym zadaniem: trzeba wybierać racjonalnie, a wybór powinien być akceptowany i przez społeczeństwo, i przez jego adresatów, czyli wojskowych.

Racjonalność wyboru może być mierzona równaniem „koszt – efekt operacyjny". Akceptowalność wyboru jest możliwa do osiągnięcia, gdy jest on transparentny, a głos wojskowych ma większe znaczenie niż głos urzędników i polityków. Ostatnie dwie dekady naszych zakupów uzbrojenia dowodzą, że spełnienie tych wymagań jest niezwykle trudne.

Koszt całkowity, koszt zakupu

Spójrzmy na doświadczenia z przetargu na śmigłowce wielozadaniowe. Potrzeby i możliwości finansowe państwa oceniono na 70 maszyn. Okazało się szybko, że przeliczono się z możliwościami państwowej kasy, stąd zmiana zamówienia na 50 śmigłowców. Ale i ta liczba może przerosnąć nasze możliwości.

Cena zakupu skomplikowanych technicznie maszyn bojowych to jedynie jedna trzecia, z grubsza biorąc, kosztów pełnego ich cyklu życia. Racjonalna decyzja musi brać pod uwagę całość tych wydatków. Zrozumienie tego faktu jest trudne dla wielu decydentów. Stąd uporczywe szermowanie przez polityków tezą, że „kupiono tanio", a więc rozsądnie.

Druga bulwersująca sprawa: żądanie dostarczenia pięciu różnych „typów" śmigłowców, zbudowanych na „wspólnej" platformie. Za tym pomysłem stał zapewne ważny ekspert-polityk-urzędnik, pragnący ułatwić serwisowanie, dostawy części zamiennych i szkolenie pilotów i techników. Tyle że przesadzono z pomysłem: ta sama platforma miała umożliwiać transport żołnierzy wraz z uzbrojeniem, ewakuację rannych z pola walki, służyć wojskom specjalnym, a ponadto wyszukiwać i zwalczać okręty podwodne i nawodne oraz lądować na pokładzie okrętów.

Ten „idealny" śmigłowiec zaistniał w wymogach technicznych MON. Ale w rzeczywistości taka maszyna nie istnieje. Praktycy wojskowi biorący udział w tej decyzji nie sprowadzili cywilnych teoretyków na ziemię – nie chcieli się narazić swoim władzom politycznym?

Kolejny szkopuł z tym przetargiem to wymagania offsetowe. Ich celem jest uzyskanie możliwości serwisowania, produkcji części zamiennych i modernizacji maszyn. Zasady te są mantrą powtarzaną przez polityków i wydają się zgodne z interesami państwa. Jednakże w praktyce są albo niezwykle trudne, albo niemożliwe do spełnienia.

Wypływa to z faktu, że wiele z zainstalowanych na nowoczesnych środkach bojowych urządzeń jest wynikiem wieloletnich, niezwykle drogich badań i prób. Jedynie zakup dużej partii może zrekompensować producentowi koszt włożonej w nie technologii. Polska kupuje zbyt mało, aby dostawcom opłacało się je oddawać.

Żądając pełnego offsetu, zwiększamy nasze wydatki, bo dostawca kryje jego koszty w cenie zakupu. Ponadto, aby wykorzystać oddane nam technologie, trzeba zainwestować znaczne sumy w przygotowanie własnych mocy produkcyjnych, zdolnych do wykorzystania udzielonej nam technologii.

Czterej konkurenci

Teraz stoimy przed pilną potrzebą kupna kilkunastu śmigłowców uderzeniowych. Znamy przybliżone ceny czterech konkurujących ze sobą śmigłowców. Znamy w podstawowym stopniu ich wartość bojową. Z grubsza wiemy też, które z nich są łatwiejsze i mniej kosztowne w utrzymaniu, znamy też ich dostępność operacyjną.

Każdy z konkurentów przygotował też wstępne propozycje offsetowe, chociaż ich wartość wymaga sprecyzowania. Krążą różnorodne opinie o ich słabych i silnych stronach. Trzeba mieć nadzieję, że podjęta będzie decyzja najbardziej racjonalna.

Czynnikiem zasadniczym jest wartość operacyjna proponowanych maszyn. Tu bez wątpienia na czele stawki plasują się najsilniej uzbrojone i najdoskonalsze, sprawdzone w boju, dwa śmigłowce amerykańskie: Apache firmy Boeing i Viper firmy Bell. Posiadają niemal identyczny zestaw uzbrojenia, z wyraźną przewagą maszyny Bella w walce z obiektami latającym. Z kolei wskazuje się, że Apache wyposażony jest w radar pozwalający na działanie przy ograniczonej widzialności pola walki. Jednakże nigdy nie był użyty w boju, a ponadto jest niezwykle drogi i bardzo ciężki. Jeśli będziemy chcieli, to Bell może dostarczyć podobne urządzenie, dostosowane do śmigłowca AH-1Z Viper, który zaopatrzony jest w najdoskonalsze systemy optoelektronicznego naprowadzania na cel.

Kwestia ceny

Kolejnym wyróżnikiem w ocenie tej czterostronnej konkurencji jest cena zakupu. Przyjmuje się, że najtańszy może być turecki śmigłowiec T129. W środku tej stawki lokują się zapewne maszyna Airbusa, czyli Tiger, i wspomniany AH-1Z Viper. Najdroższy będzie z pewnością śmigłowiec zaproponowany przez Boeinga.

W szacunkach kosztów szczególne znaczenie ma ocena całościowych wydatków związanych z cyklem życia maszyn. Są one trudne do oszacowania. Jednakże z doniesień prasowych można wnioskować, że najniższymi takimi kosztami chwali się piechota morska USA, użytkownik śmigłowców Viper. Ponadto ich operacyjna dostępność w warunkach polowych osiąga ponad 85 proc. Takim wynikiem nie może poszczycić się żaden inny śmigłowiec.

Powyższy, uproszczony obraz najważniejszych kryteriów wyboru spośród czterech konkurentów wydaje się jednoznacznie wskazywać, że równanie „koszt całkowity – efekt operacyjny" przemawia za wyborem śmigłowca proponowanego przez firmę Bell.

Firma Bell Helicopters, podobnie jak reszta konkurentów, przygotowała odpowiednią ofertę offsetową. Jej punkt ciężkości polega na zapewnieniu użytkownikom AH-1Z Viper jak największych możliwości samodzielnego serwisowania i utrzymania zdolności bojowej śmigłowców. W żądaniach kompensacyjnych, jak zawsze, kryją się interesy ekonomiczne. Jednakże trzeba je widzieć z perspektywy wielkości zamówienia: zdobycie bazy produkcyjnej dla 16 śmigłowców jest mało zasadne z ekonomicznego punktu widzenia.

Jest w propozycji Bella element, który może stworzyć poważną szansę dla naszego przemysłu. Viper ma bliźniaka, śmigłowiec wielozadaniowy UH-1Y Venom, będący w 85 proc. identyczną platformą. Jest on proponowany co najmniej dwóm państwom z naszego regionu.

Proponowane Polsce przez Bella centrum logistyczno-przemysłowe, związane z zakupem Vipera, mogłoby objąć swym zasięgiem te zakupione przez sąsiadów. Taki manewr z zakupem śmigłowców wielozadaniowych i uderzeniowych z tej samej firmy dałby szansę na większe zaangażowanie przemysłowe Bella w Polsce. Jednocześnie zniknąłby węzeł gordyjski, który zafundowaliśmy sobie poprzednim przetargiem na maszyny wielozadaniowe.

Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści z CASE: Brak przełomu w roku przełomu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Przerażające słowo „deregulacja”
Opinie Ekonomiczne
Unia Europejska w erze MAGA: mity o deficycie handlowym z USA
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Chrobry, do boju!
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego dialog społeczny wymaga mocnej reprezentacji?