Krzysztof Adam Kowalczyk: Przerażające słowo „deregulacja”

Jeszcze się zespół Rafała Brzoski nie zebrał, a już rośnie opór przed jego potencjalnymi propozycjami, mającymi przeciąć pęta krępujące gospodarkę.

Publikacja: 14.02.2025 08:20

Premier Donald Tusk (L), astronauta Sławosz Uznański-Wiśniewski (2L) oraz przedsiębiorca Rafał Brzos

Premier Donald Tusk (L), astronauta Sławosz Uznański-Wiśniewski (2L) oraz przedsiębiorca Rafał Brzoska (P) podczas wydarzenia "Polska. Rok przełomu"

Foto: PAP/Paweł Supernak

W piątek Donald Tusk ma się spotkać z Rafałem Brzoską, szefem InPostu, oraz szefami organizacji biznesowych i pracodawców. Możliwe, że spotkanie okaże się dobrym wstępem do pracy zespołu deregulacyjnego, którego poprowadzenie Tusk zaproponował Brzosce w tym tygodniu. Szef rządu wreszcie zrozumiał, że nie da się nadać impetu gospodarce samą tylko unijną kasą z KPO i nakręcaniem konsumpcji hojnymi transferami społecznymi z krajowego budżetu.

Inwestycje na PiS-owskim hamulcu

Ekonomiści lubią powtarzać, że zdrowa gospodarka powinna lecieć jak samolot, na trzech silnikach. Motor konsumpcji jednak ostatnio się dławił, bo konsumenci, bojąc się nawrotu inflacji, oszczędzali. Silnik eksportu netto stracił ciąg, bo Niemcy, nasz główny partner biznesowy, popadł w poważne tarapaty.

Silnik inwestycyjny stracił zaś obroty w ostatnich ośmiu latach, bo rząd PiS, który obiecywały rozkręcenie inwestycji do 25 proc. PKB, okazał się skuteczniejszy w łamaniu praworządności, sianiu chaosu i niepewności. W efekcie został odcięty od środków z KPO, a przedsiębiorców pozbawił wiary w pomyślną przyszłość kraju. Dodatkowo zniechęcał ich takimi eksperymentami jak Polski Ład czy windowanie płacy minimalnej, które pchnęło całą strukturę wynagrodzeń w górę i przedwcześnie pozbawiło Polskę konkurencyjności kosztowej.

W takich warunkach firmy ograniczyły inwestycje, mimo że siedzą na górze gotówki. Ich depozyty bankowe urosły w dwa lata aż o 27 proc., podczas gdy kredyty o marne 10 proc., poniżej skumulowanej inflacji.

O inwestycje polskich firm trzeba konkurować z innymi krajami

Rządząca obecnie Koalicja 15 października niestety nie zdołała przez ponad rok obudzić wiary przedsiębiorców w to, że warto inwestować w naszym kraju. Postulaty środowisk biznesowych były jak rzucanie grochem o ścianę. Strategii gospodarczej rządu dotąd ani widu, ani słychu (jedno przemówienie Tuska wiosny nie czyni). A brak racjonalizacji wydatków budżetu gwarantuje przebicie przez dług bariery 60 proc. PKB i, w bliższej lub dalszej przyszłości, zwiastuje podniesienie obciążeń podatkowych.

Polski biznes ma tymczasem wybór i coraz śmielej inwestuje w innych krajach UE oraz w USA. O inwestycje dużych firm polski premier musi więc teraz konkurować z innymi rządami tak samo, jak zabiega o inwestorów zagranicznych.

Stąd hasło deregulacji i oferta złożona Rafałowi Brzosce. Ma pokazać, że rząd zabiega o zaufanie przedsiębiorców i traktuje to nowe otwarcie poważnie. Bo przecież gdyby chodziło tylko o wskazanie nadmiernych regulacji i słabych punktów polityki gospodarczej wystarczyłoby, aby premier sięgnął po liczne opracowania ekonomistów i organizacji pracodawców.

Opozycja wobec deregulacji już podnosi głowę

Ciekawe, na jak długo starczy Donaldowi Tuskowi determinacji w tej nowej polityce, bo nawet w jego własnych rządowych szeregach jest spora opozycja wobec uwalniania gospodarki. Liberalizacja ustawy wiatrakowej, która ma przynieść więcej taniej zielonej energii, nadal nie może wyjść z bloków startowych. Resorty kultury i infrastruktury zgłaszały wręcz do niej postulaty idące w przeciwną stronę - zwiększenia minimalnej odległości farm wiatrowych od zabytków i dróg publicznych.

Przerażające słowo „deregulacja”, które padło w poniedziałek z ust Tuska, już mobilizuje przeciwników luzowania biurokratycznych pęt. Ostrzegają, by „nie odbywało się to kosztem pracowników”. I ronią łzy, że prężnie działającej sieci paczkomatów Brzoski nie dokręcono regulacyjnej śruby zakazując stosowania kontraktów b2b. Nie on jeden został wzięty pod obcasy. Na Ryszarda Petru wylała się wcześniej fala hejtu, gdy zgłosił propozycję choć częściowego poluzowania zakazu handlu w niedzielę, utrupiającego centra handlowe w całej Polsce, na które wydano w swoim czasie miliardy złotych.

Wybór jest taki: albo deregulacja, albo Trumpizacja

Przykręcanie regulacyjnej śruby idzie w Polsce błyskawicznie. Odkręcanie - z wielkim oporem. Jedynym ugrupowaniem politycznym, które w ostatnich latach potrafiło ostatnio mówić głosem przedsiębiorców i gospodarki wolnorynkowej jest nacjonalistyczna Konfederacja. Jej uproszczone recepty, trącące Korwin-Mikkem i UPR-em, łatwo wpadają w uszy, zwłaszcza przedsiębiorców z sektora MSP.

Być może Donald Tusk, który sam wywodzi się z KLD, matecznika idei liberalnej gospodarki, wreszcie zrozumiał, że reakcja na ostry przechył regulacyjny także w Polsce doprowadzi do Trumpizacji polityki grożąc oddaniem władzy skrajnym ugrupowaniom. Lepiej późno niż wcale. Oby wytrwał. Bo gospodarka skrępowana nadmiernymi regulacjami jest jak lekkoatleta ze spętanymi nogami. Szybko nie pobiegnie.

W piątek Donald Tusk ma się spotkać z Rafałem Brzoską, szefem InPostu, oraz szefami organizacji biznesowych i pracodawców. Możliwe, że spotkanie okaże się dobrym wstępem do pracy zespołu deregulacyjnego, którego poprowadzenie Tusk zaproponował Brzosce w tym tygodniu. Szef rządu wreszcie zrozumiał, że nie da się nadać impetu gospodarce samą tylko unijną kasą z KPO i nakręcaniem konsumpcji hojnymi transferami społecznymi z krajowego budżetu.

Inwestycje na PiS-owskim hamulcu

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści z CASE: Brak przełomu w roku przełomu
Opinie Ekonomiczne
Unia Europejska w erze MAGA: mity o deficycie handlowym z USA
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Chrobry, do boju!
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego dialog społeczny wymaga mocnej reprezentacji?
Opinie Ekonomiczne
Valdis Dombrovskis: Ograniczenie biurokracji pomoże zbudować zamożniejszą Europę