Chodzi m.in. o PKO BP, PZU i PKN Orlen. Dwa pierwsze spotkania akcjonariuszy dotyczą głównie wypłaty dywidendy z ubiegłorocznego zysku, trzecie zaś – istotnych zmian w statucie dotyczących reakcji państwa na ewentualną groźbę wrogiego przejęcia.

Największa batalia rozegra się w PKO BP. Ta rozgrywka dotyczy nie tylko przyszłości firmy i jej pozycji kapitałowej w obliczu postępującego spowolnienia gospodarczego. Jest ona ważna także z perspektywy budżetu państwa, ale i pokaże gospodarczy układ sił w składzie rządu premiera Donalda Tuska. Czy wygra opcja profesorów patrzących na kryzys gospodarczy oczami specjalistów od makroekonomii czy bankowych ekspertów od mikroekonomii?

Wypłata ogromnej dywidendy, mimo że pomoże w krótkim terminie zagasić pożar w finansach państwa, wystawia bank na duże ryzyko w średnim i dłuższym terminie. Najważniejsze jest to, co się liczy na koniec dnia, jak mawiają bankierzy. Czy stać nas na to, by podczas trwającej grypy wystawić się na ryzyko zawału serca? Przecież tak naprawdę nikt nie wie, co nas czeka w tym i przyszłym roku. Taki bank jak PKO BP musi być traktowany jako narzędzie polityki wsparcia gospodarki, musi więc mieć naboje aż do końca wojny. Tak, by być silnym także w newralgicznym momencie kryzysu, który zapewne jeszcze przed nami.

Sprawa jak zwykle dotyczy również ludzi, którzy zarządzają PKO BP. Wizja i energia – czy to są cechy, które ma kluczowy bankowiec w tym spektaklu?

[ramka] [b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/06/30/sadny-dzien/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/ramka]