A wszystko dlatego, że dzień wcześniej szef PiS Jarosław Kaczyński udał się w towarzystwie doradców i dziennikarzy na zakupy do osiedlowego sklepu i wytknął rządzącej koalicji skandaliczną drożyznę. Sam premier, który – jak przyznał
– robi zakupy w Biedronce, więc może tej drożyzny nie zauważył (lub nie poświęcał jej dotąd czasu), w wyborczym roku opozycyjnego przytyku zlekceważyć nie mógł. – Nie mógłbym spać spokojnie, gdybym nie przejmował się ani nie zajmował tym, co się dzieje dzisiaj w polskich sklepach – zapowiedział i by pokazać, jak bardzo dynamiczny jest w działaniu, skręcił bicz na spekulanta
– państwową Krajową Spółkę Cukrową. Odbył z nią poważną rozmowę i ogłosił, że teraz cukru będzie więcej, więc stanieje. Trzeba czymś nakarmić słupki poparcia, a cukier nadaje się do tego świetnie.
Kolejną obietnicę premier złożył też części ludności zaniepokojonej atomowymi planami rządu. Według niego przeprowadzenie referendum jest w przyszłości możliwe, bo bez akceptacji takie inwestycje jak elektrownia atomowa nie mają sensu.
I choć cały przedinwestycyjny proces już ruszył, obiecywać takie rzeczy wolno, zwłaszcza teraz. Tylko co będzie, jak cukier nie stanieje?