Głównym bohaterom tego dramatu przez przypadek miałem okazję przyjrzeć się miesiąc temu. Po zakończeniu pierwszego dnia szczytu „Partnerstwa Wschodniego" w Rydze postanowiono, że Aleksis Cipras, Angela Merkel i Francois Hollande spotkają się w hotelu Radisson Blu, tym samym, w którym akurat mieszkałem. Już wówczas mówiono, że to rozmowa ostatniej szansy.
Gdy wracałem do pokoju, zobaczyłem Ciprasa. Choć godzina była późna, grecki premier, jak zawsze bez krawata, wyprostowany, z nogami w dość mocnym rozkroku, stał przed budynkiem i przyglądał się bardzo szerokiej w tym miejscu Dźwinie.
– Kompromis z Niemcami jest możliwy? – spytałem.
Roześmiał się. – Chciałbyś wiedzieć przed innymi? To byłby twój wywiad życia. Ale ci się nie uda – Cipras tryskał humorem.
Z Merkel nawet kilku słów nie było już można zamienić. Gdy wszedłem do hotelu, siedziała oddzielona ochroną w pokoju, w którym za chwilę miała rozmawiać z Ciprasem i francuskim prezydentem. Z odległości kilkunastu metrów było widać, że jak zawsze jest spokojna, opanowana. Z lekko pochyloną głową uważnie przeglądała notatki podsunięte przez doradców. Dla niej problem sprowadzał się do serii liczb, wykresów, wzorów.