Zapomniana lekcja sprzed stu lat

W „Lunatykach" australijski historyk Christopher Clark pokazał, jak seria nieporozumień doprowadziła do wybuchu I wojny światowej. Kryzys grecki może się zakończyć tak samo.

Publikacja: 22.06.2015 22:00

Jędrzej Bielecki

Jędrzej Bielecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Głównym bohaterom tego dramatu przez przypadek miałem okazję przyjrzeć się miesiąc temu. Po zakończeniu pierwszego dnia szczytu „Partnerstwa Wschodniego" w Rydze postanowiono, że Aleksis Cipras, Angela Merkel i Francois Hollande spotkają się w hotelu Radisson Blu, tym samym, w którym akurat mieszkałem. Już wówczas mówiono, że to rozmowa ostatniej szansy.

Gdy wracałem do pokoju, zobaczyłem Ciprasa. Choć godzina była późna, grecki premier, jak zawsze bez krawata, wyprostowany, z nogami w dość mocnym rozkroku, stał przed budynkiem i przyglądał się bardzo szerokiej w tym miejscu Dźwinie.

– Kompromis z Niemcami jest możliwy? – spytałem.

Roześmiał się. – Chciałbyś wiedzieć przed innymi? To byłby twój wywiad życia. Ale ci się nie uda – Cipras tryskał humorem.

Z Merkel nawet kilku słów nie było już można zamienić. Gdy wszedłem do hotelu, siedziała oddzielona ochroną w pokoju, w którym za chwilę miała rozmawiać z Ciprasem i  francuskim prezydentem. Z odległości kilkunastu metrów było widać, że jak zawsze jest spokojna, opanowana. Z lekko pochyloną głową uważnie przeglądała notatki podsunięte przez doradców. Dla niej problem sprowadzał się do serii liczb, wykresów, wzorów.

Choć styl działania mają zupełnie inny, Ciprasa i Merkel łączy z pewnością jedno: niezwykła zdolność do kontrolowania emocji, opanowanie. Ale to, co w normalnych warunkach byłoby wielkim atutem dla polityka, tym razem może doprowadzić do zguby już nie tylko Europę, ale cały zachodni świat.

Zimna krew greckiego premiera i niemieckiej kanclerz bierze się z ich wewnętrznego przekonania, że działają wedle najlepiej pojętych zasad.

Cipras, były komunista, doszedł do władzy w styczniu tego roku pod hasłami wymuszenia na UE i MFW darowania długu w zamian za obalenie korupcyjnych układów i poskromienia oligarchów w Grecji. Jego rozumowanie jest proste: dotychczasowy program ratunkowy doprowadził do bezprecedensowej pauperyzacji greckiego narodu, nie dając mu żadnych perspektyw na szybki wzrost. Trzeba go więc przerwać.

Punkt widzenia Merkel jest zupełnie inny. Po wycofaniu się z unijnej gry Francji, kanclerz uważa, że to w jej rękach spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie europejskiej jedności. Ponadto muszą być przestrzegane podstawowe reguły gry, w tym respektowanie przez Ciprasa zobowiązań podjętych przez poprzednich greckich premierów. Jeśli Grek się na to nie zgodzi, kanclerz jest gotowa wyrzucić Grecję ze strefy euro – twierdzą wysocy rangą niemieccy dyplomaci cytowani przez „Financial Times".

To byłaby tragedia, i to w równym stopniu dla Greków, jak i dla Niemców oraz innych narodów Unii. Najwyraźniej skala dramatu jest lepiej widoczna z perspektywy Waszyngtonu, niż pochłoniętych wewnętrznymi rozgrywkami europejskich stolic. Prezydent Obama w ostatnich tygodniach dzwoni zarówno do Berlina, jak i Aten z apelem o kompromis. Przekonuje, że warto pójść na ustępstwa byle uratować to, co fundamentalne: jedność Zachodu.

W Białym Domu nikt nie ma złudzeń: wyjście Grecji ze strefy euro, a zapewne i z samej Unii oznaczałoby nakreślenie na nowo geostrategicznej mapy Europy, przy której rosyjska okupacja Krymu i części Donbasu stałaby się tylko niewielką korektą.

Upadłe greckie państwo zapewne dość szybko znalazłoby się w strefie wpływów Kremla. I to nie dlatego, że Putin ma fundusze, aby wyrwać Grecję z długów, tylko z powodu coraz większej radykalizacji nastrojów greckiego elektoratu. Przedsmakiem tego była wizyta w miniony weekend Ciprasa w Petersburgu. Uznał, że nawet w kluczowym momencie rokowań z Merkel ma czas na rozmowy z Putinem.

Nie koniec na tym. Podział Cypru utrwaliłby się na dobre, regionalne ambicje Turcji byłyby trudne do kontrolowania, Bruksela straciłaby możliwość powstrzymania zalewu imigrantów z południa. Pod znakiem zapytania stanęłaby stabilność państw utworzonych po rozpadzie Jugosławii, a także Rumunii i Bułgarii, które jak Grecja nigdy nie wdrożyły europejskich reguł. Szok byłby odczuwalny jeszcze dalej. Skoro Grecja mogła wyjść ze strefy euro i Unii, to znaczy, że integracja europejska nie jest nieodwracalna, że to projekt przejściowy. Pod znakiem zapytania stanęłaby przynależność do Wspólnoty innych słabszych jej krajów członkowskich, jak Portugalii czy Łotwy. A same Niemcy, które poskromiły 25 lat temu swoje ambicje w imię wspierania europejskiej jedności, musiałyby w tej sytuacji na nowo przemyśleć swoją strategię. Z perspektywy Warszawy brzmi to bardzo nieprzyjemnie.

Gdy istniał ZSRR, strategiczne znaczenie Grecji było dla wszystkich jasne. To dlatego, wbrew radom Komisji Europejskiej, została ona przyjęta do Unii w 1981 r. A 20 lat potem, także „na gapę", znalazła się w strefie euro. Dziś Unia płaci za to wysoką cenę. Ale rozwód z Grecją będzie dla Zachodu o wiele bardziej kosztowny.

Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko: Szeroki świat czy narodowy zaścianek?
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Ekonomiczne
Damian Guzman: Czy polskie firmy będą przenosić się do Rumunii?