Mamy najlepsze centra usług dla biznesu. Bez odpowiedniego zaplecza by nie powstały.
Dobra koniunktura na krajowym rynku biur w ostatnich latach spowodowała jednak, że deweloperzy rozpoczęli w Warszawie zbyt wiele projektów w tym samym czasie. Na dawnej przemysłowej Woli trudno o narożnik, na którym albo już nie powstaje strzelisty biurowiec, albo właśnie teren nie został ogrodzony pod przyszłą wieżę. Dlatego mamy klęskę urodzaju. W stolicy jest ponad 4,5 mln mkw. biur i ok. 14 proc. pustostanów. To dużo, ale nie katastrofa. Chętni na nowe powierzchnie są, ale podaż rośnie za szybko.
W pierwszym kwartale tego roku w stolicy podpisano umowy najmu na ponad 170 tys. mkw. biur. Dla porównania: w tym samym czasie we Wrocławiu, który po Warszawie cieszył się największym zainteresowaniem najemców, wynajęte zostało mniej niż 19 tys. mkw. Podobnie było w Katowicach, podczas gdy w Trójmieście oraz Łodzi znaleźli się chętni na ponad 17 tys. mkw. Trudno więc mówić, że nic się nie dzieje. Po prostu biura czekają na wynajem dłużej, a deweloperów gonią terminy, bo muszą się wykazać – np. przed bankami – podpisanymi umowami.
W efekcie nastał bardzo dobry czas do zmiany siedziby albo renegocjowania warunków starego kontraktu. Bo jeśli firma zajmuje budynek już przez kilka lat, a za oknem rośnie nowoczesna wieża, właściciel starego biurowca nie będzie chciał stracić dobrego klienta. Tajemnicą nie jest też, że zanim deweloper wbije pierwszą łopatę na budowie, oferuje najlepsze czynsze pierwszemu dużemu najemcy. I nowiutkie biuro pod klucz.
Pośrednicy radzą więc firmom: dziś jest najlepszy czas na zmianę siedziby. Natomiast deweloperom tak radził kilka dni temu na konferencji jeden z guru w branży: „Panowie, weźcie sobie rok urlopu. Budujecie za dużo i za szybko".