Euro? Ani szybko, ani późno!

Zdecydowanie nie podzielam entuzjazmu profesora Grzegorza Kołodki dotyczącego rezygnacji przez Polskę z waluty narodowej – pisze ekspert.

Aktualizacja: 19.07.2015 21:44 Publikacja: 19.07.2015 21:00

prof. Leon Podkaminer

prof. Leon Podkaminer

Foto: materiały prasowe

Prof. Grzegorz Kołodko w swoim artykule („Rzeczpospolita" z 15 lipca) nie zaleca wprawdzie rychłego i bezwarunkowego zastąpienia złotego euro. Niemniej nie ukrywa też entuzjazmu dla rezygnacji z waluty narodowej. Niestety, entuzjazmu tego nie jestem w stanie zrozumieć.

Wyolbrzymione straty

Przedstawiony przez Kołodkę katalog strat ponoszonych – już obecnie – z tytułu trwania przy walucie narodowej jest wysoce problematyczny.

Jednym z głównych argumentów mających przemawiać za przyjęciem euro są „wielomiliardowe" rzekomo koszty wynikające z wymiany walut (zwłaszcza w handlu zagranicznym). Koszty te stanowią – zdaniem Kołodki – zarobek banków i innych pośredników finansowych, „którzy dotychczas zarabiają kilkanaście miliardów złotych – bez wysiłku, bez żadnego ryzyka (...)".

Oczywiście wymiana walut jest działalnością ryzykowną – na której można zarobić, ale i stracić. Ale nie to jest istotne, lecz rząd wielkości przytaczanych kwot.

Cały sektor bankowy osiąga zyski rzędu kilkunastu miliardów złotych rocznie – głównie na działalności bankowej wszakże, tj. odsetkowej. Dochody banków z tytułu wymiany walut żadną miarą nie mogą być więc „wielomiliardowe".

Funkcjonujące (także w internecie) firmy zajmujące się wymianą walut zadowalają się spreadem (różnicą kursów kupna i sprzedaży walut) będącym ułamkiem procentu.

Oczywiście, także koszt rzędu 0,2 proc. przy globalnych transakcjach eksportowych (i importowych) wynoszących setki miliardów złotych byłby niebagatelny. Na pewno nie implikuje on jednak kwot „wielomilardowych" – tym bardziej że dawno już nie ma obowiązku wymiany walut obcych na złote.

Podmioty zaangażowane w transakcje eksportowe i importowe mogą utrzymywać odpowiadające im stany rezerw walutowych (tak jak złotowych). Należy też zauważyć, że ok. jednej trzeciej polskiego handlu zagranicznego dokonuje się z krajami spoza strefy euro.

Nawet gdyby Polska zastąpiła złotego euro, nie znikną koszty wymiany „polskiego euro" na dolary, funty, jeny, franki szwajcarskie itp. (A propos franków. Pisze Kołodko, że „gdyby w Polsce było już euro, nie byłoby setek tysięcy frankowiczów". Otóż się myli. W Austrii, gdzie mieszkam, euro nie zapobiegło identycznemu problemowi. Tu też są setki tysięcy podmiotów – gospodarstw domowych, firm, a nawet władz miejskich i regionalnych – które nadmiernie zadłużyły się we franku, a także w japońskim jenie).

Drugim głównym powodem, dla którego należałoby – zdaniem Kołodki – ubolewać, jest to, że „gdyby w Polsce było euro, kredyty byłyby tańsze". Hm, po pierwsze, nie jest to wcale takie pewne. Po drugie, czy byłoby to jednoznacznie dla Polski korzystne? Już obecnie dług zagraniczny Polski wynosi 306 mld euro – ok. 70 proc. PKB (łza się w oku kręci, gdy wspomnieć nędzne gierkowskie 20 mld dol. długu...).

Przy niższych kosztach kredytów (i eliminacji ryzyka walutowego) zagraniczne zadłużenie Polski mogłoby szybko wzrosnąć do 100–120 (albo i więcej) proc. PKB. Czy byłoby to związane z „wyższym poziomem konkurencyjności i inwestycji, wyższym tempem wzrostu, poziomem konsumpcji itp." – jak implikuje Kołodko? Niewykluczone.

Moja hipoteza jest odmienna. Spadek stóp procentowych i eliminacja ryzyka kursowego przyniosłyby, owszem, boom konsumpcyjny i spekulacyjny boom w inwestycjach „rezydencjalnych". W konsekwencji mielibyśmy wzrost inflacji – i w rezultacie spadek konkurencyjności przemysłu, pogłębianie się deficytów w obrotach handlowych z zagranicą, dodatkowy wzrost zadłużenia zagranicznego.

Boom sfinansowany pożyczkami zagranicznymi skończyłby się raczej żałośnie. Czy ten czarny scenariusz brzmi jakoś znajomo? Ależ tak. To jest właśnie najprostszy opis wydarzeń poprzedzających „trudności" przeżywane od 2008 r. przez Portugalię, Hiszpanię, Włochy – oraz Grecję!

Zagrożenia

Zgadzam się z poglądem prof. Kołodki, że trwanie przy własnej walucie nie jest pozbawione negatywów. Mogą do nich należeć nadmierne wahania kursu wymiennego oraz – okresowo – nadmierne jego wzmocnienie.

Z obu przypadłościami można sobie jednak jakoś radzić – czego dowodzi np. praktyka polityki pieniężnej w Czechach.

Kraje, które nie mają własnej waluty, mogą skończyć w sytuacji permanentnego kryzysu, z którego nie ma żadnego (dobrego) wyjścia. Wystarczy, że z jakichś względów nie będą w stanie sprostać konkurencji ze strony potężnych (i znacznie bardziej rozwiniętych) „partnerów".

Jest iluzją sądzić, że Polska mogłaby trwale prosperować w strefie euro – pod warunkiem że konwersja złotego na euro dokona się po „właściwym" kursie wymiennym, gwarantującym konkurencyjność produkcji krajowej.

Onegdaj Włochy dokonały konwersji lira na euro po kursie, który był wówczas właściwy. Rozwój wypadków – a konkretniej: agresywna polityka merkantylistyczna prowadzona przez Niemcy – sprawił, że kurs ten stawał się dla Włoch coraz bardziej niewłaściwy.

To samo odnosi się do wszystkich innych krajów eurolandu – z wyjątkiem Austrii, Holandii i Luksemburga (państw od bardzo dawna ściśle gospodarczo zintegrowanych z Niemcami). Nie widzę żadnego powodu, dla którego ewentualne członkostwo Polski w eurolandzie – nawet przy właściwym (początkowo) kursie konwersji – przyniosłoby sukces autentyczny i trwały. W najlepszym razie oczekiwałbym wzrostu co najwyżej anemicznego.

Jeszcze większą naiwnością jest sądzić, że już samo bycie członkiem eurolandu będzie imponującym świadectwem wybicia się „z peryferii na salony światowe". Jakiż to szczególny splendor międzynarodowy spływa – z tytułu nieposiadania własnego pieniądza – na Portugalię, Hiszpanię albo (za przeproszeniem) Grecję?

Śródtytuły pochodzą od redakcji

Autor pracuje w Wiedeńskim Instytucie Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości